Na dobre dołączył do Kościoła 15 kwietnia 2017 roku o godzinie 22.37. Dlaczego?
Ktoś mógłby to nazwać ironią losu, inny - chichotem historii. Obywatel czeski w 2017 roku przyjął chrzest w polskim kościele. 1051 lat wcześniej, w 966 roku, polskiego księcia ochrzcił Czech. Po dziesięciu wiekach Europa pod względem religijności znacznie się zmieniła. Widać to doskonale na przykładzie Jana Rafała Lupomeskiego.
Jan przyjechał do Polski na dobre 14 kwietnia 2016 roku. Wcześniej studiował prawo na Uniwersytecie Karola w Pradze i na Uniwersytecie Cambridge. Był doradcą prezydenta Republiki Czeskiej Václava Klausa, tamtejszego ministra obrony narodowej oraz ministra edukacji. Pracował także jako asystent parlamentarzystów Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS).
- Pochodzę z rodziny ateistycznej, rodzice nie byli ochrzczeni, nie chodzili do kościoła, o chrześcijaństwie i Bogu w ogóle nie rozmawiali. W moich szkołach - zarówno w podstawówce, jak i w szkole średniej - nikt nie był chrześcijaninem. W ogóle nie znałem żadnego chrześcijanina. Nie mieliśmy w szkole religii. Po prostu Jezus Chrystus nie istniał w mojej rzeczywistości - opisuje 32-latek.
Czechy jednak, podobnie jak Polska, budowały swoją tożsamość przez wieki na bazie doktryny, filozofii i etyki chrześcijańskiej. W Pradze, z której pochodzi Jan, znajduje się wiele sakralnych budowli i dzieł sztuki. Nie można obok nich przejść obojętnie. - Współcześni Czesi doceniają Kościół właśnie przez m.in. architekturę, malarstwo, rzeźbę, jego pozytywny wpływ na etykę, literaturę, filozofię. Panuje powszechny szacunek do Kościoła katolickiego - opowiada Jan Lupomesky.
Przyznaje, że choć jego ojczyzna dzisiaj jest na wskroś ateistyczna, wielu Czechów wierzy w byt nadprzyrodzony, jakiś głębszy sens życia, nadludzką siłę stwórczą nieobjętą rozumem.
- Nie nazywają tego Bogiem, nie mówią o Trójcy Świętej. To coś niezdefiniowanego - tłumaczy mężczyzna, który dopiero w Polsce zrozumiał, kim jest Bóg. Widział tutaj, podobnie jak w swojej ojczyźnie, majestatyczne świątynie, obrazy itd., ale oprócz tego zetknął się z żywym i prawdziwym chrześcijaństwem, które reprezentują ludzie, a nie wytwory kultury.
- We Wrocławiu spotkałem Jezusa Chrystusa - stwierdza Jan Lupomesky.
Jak więc zaczęła się jego droga do chrztu świętego?
- Mieszkając w Polsce, nie da się nie zauważyć, że otaczają cię katolicy zaangażowani w Kościół. Ja osobiście bardzo lubię chodzić na różne konferencje i panele. Pierwsza rzecz, która mnie we Wrocławiu uderzyła, to fakt, że te rozmowy, debaty, prelekcje w środowisku chrześcijańskim prowadzone są na wyższym poziomie intelektualnym niż ich laickie odpowiedniki. Tam pojawiał się element niepowtarzalny, który podnosił poziom, nieosiągalny dla ateistycznych dyskusji - uważa Jan Lupomesky. - Dotknęła mnie też postawa wiernych. Tak pięknie potrafią szerzyć dobro, pokazują swoim życiem coś pozytywnego, radosnego, dla mnie inspirującego. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że widzę w nich Jezusa - wspomina Jan.
Te silne bodźce odbierane na polskiej ziemi zaczęły go bardzo intrygować. Zapragnął poznać bliżej coś, czego nie doświadczył w Czechach.
- Zobaczyłem w tym sens. Szybko postanowiłem, że chcę zostać chrześcijaninem z powodu sytuacji w Europie. Odwracanie się od chrześcijańskiej doktryny, która Stary Kontynent zbudowała, czy wręcz niszczenie jej jest jednym z głównych powodów upadku Europy. Od dawna widziałem, jak bardzo religia chrześcijańska jest atakowana, a ja chciałem jej bronić. Zaczęło się więc od takiego gestu zewnętrznego, chęci dołączenia do społeczności chrześcijan - opowiada Jan Lupomesky.
Po rozmowach z kilkoma księżmi Czech trafił do Dominikańskiego Ośrodka Przygotowania Dorosłych Katechumenów do Chrztu Świętego przy kościele św. Wojciecha we Wrocławiu. Przeszedł półroczną ścisłą formację do przyjęcia sakramentu, ale, jak zaznacza, z osobistego punktu widzenia szykował się do momentu narodzin dla Kościoła od roku.
- W trakcie spotkań u ojców dominikanów przeżyłem kilka przełomowych chwil i przeszedłem przez wiele rozważań. Zacząłem szybko zamieniać w swoim sercu ten jedynie zewnętrzny gest przynależności do chrześcijaństwa na wewnętrzną potrzebę przynależności do Boga - wyjaśnia Jan.
Najważniejszy moment nastąpił w noc Zmartwychwstania Pańskiego, z 15 na 16 kwietnia. - Chrzest był absolutnie wyjątkową chwilą.
czytaj dalej na następnej stronie
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).