To miał być zwykły wyjazd w góry. Grupa przyjaciół z kręgu Domowego Kościoła wraz z księdzem szukała miejsca, gdzie mogliby przez weekend odpocząć i spędzić ze sobą trochę czasu. Tak trafili do ośrodka w Jugowicach, gdzie poznali prawdziwego Brata Alberta.
Na potwierdzenie swojej tezy przytacza przykład z ostatnich wakacji. Opowiada historię człowieka, który całe życie ciężko pracował jako hydraulik, wychował dzieci i żył uczciwie. Jednak pewnego dnia zaczął pić i szybko uległ nałogowi. Był na odwyku w Czarnym Borze, potem drugi raz, ale bez efektu. Jego brat poprosił księdza o przyjęcie mężczyzny z problemem. – Warto tu dodać, że na odwyk w Czarnym Borze trzeba mieć skierowanie od lekarza. I ten mężczyzna otrzymał dwa takie dokumenty. Lekarz, widząc go po kolejnych wizytach w ośrodku, chciał mu wypisać kolejne skierowanie. Brat jednak powiedział, że nie jest mu potrzebne, bo zajmie się nim ksiądz z Jugowic.
Lekarz zainteresował się i zadzwonił do mnie z pytaniem o metody mojej pracy. Powiedziałem mu wówczas, że nie stosuję niczego nadzwyczajnego. A przebywający tutaj muszą przede wszystkim liczyć na Pana Boga i na ludzi, którzy ich otaczają, bo stworzenie atmosfery przyjaźni, potraktowania chorego jak brata i zaoferowanie mu pomocy w całej tej terapii są najważniejsze. W tym momencie lekarz się rozłączył, bo takie rozwiązanie nie mieściło się w jego głowie – wspomina ks. Franciszek. I dodaje, że kiedy przyjmuje kogoś do Albertówki, prosi go, by nie liczył na siebie, bo robił już to wiele razy i nie wyszło. Zamiast tego niech zaufa Bogu i drugiemu człowiekowi, a wszystko się ułoży.
Lekarstwo?
Z przebywającymi tutaj ks. Franciszek często rozmawia indywidualnie i grupowo. Na jednym z takich spotkań zapytał nawet mieszkańców o sens istnienia tego miejsca. Odpowiedzi były różne. Jedni uważali, że to przystań, mieszkanie. Inni szczycili się pracą, którą tu wykonują. Emerytowany ksiądz zwrócił im jednak uwagę, że ta praca służy im samym, a nie duszpasterzowi czy innym interesantom. W końcu zebrani doszli do wniosku, że to miejsce pozwala stać się nowym człowiekiem.
– To myślenie, które mieli dotychczas, jest złym myśleniem, bo doprowadziło ich do upadku. Dlatego muszą je tutaj zmienić, zaufać Komuś, kto ma dla nich inną propozycję – wyjaśnia ks. Głód. Bez tego zaufania, bez wiary nic się nie udaje. – Ja nie mówię, że to, co robię, pomaga w 100 procentach, ale działając już od kilku dobrych lat, widzę, że ci ludzie, przebywając tutaj, zmieniają się, uczą się żyć na nowo. Bez względu na to, czy są tutaj rok, dwa lata, czy do końca życia. Wielu przestaje pić – zaświadcza, powołując się na przykład Górnego Śląska, gdzie lata temu był ogromny problem z alkoholizmem.
– Kiedy wszystkim wydawało się, że już nic nie da się zrobić, pojawili się misjonarze, którzy głosili rekolekcje, i dzięki nim wielu ludzi uratowano, dano im nadzieję. Myślę, że dziś ludzie często mają problemy ze sobą, bo ich wiara jest komercyjna, może wynikać ze strachu czy przyzwyczajenia. Nie widzą jej efektów, bo nie ma w nich oddania się Panu Bogu. Dojrzała wiara to moc, siła. Człowiek głęboko wierzący to największy bogacz świata. Mało kto jednak o tym mówi. Nie dziwmy się więc, że ludzie, odchodząc od Boga, od Kościoła, wpadają w różnego rodzaju problemy z alkoholem, żądzą pieniądza czy seksualnością – kończy.
Kolejne posiłki z ks. Franciszkiem wyglądały podobnie. Całe mnóstwo prawdziwych historii ludzi, którzy z dna wyszli na prostą dzięki Albertówce. Każdy, kto chce je usłyszeć na żywo, może tu przyjechać. Fundacja Albertówka prowadzi tu bowiem także dom wypoczynkowy. Mile widziana jest również pomoc wolontariuszy, którzy korzystając z uroku Gór Sowich, chcieliby stać się „dobrzy jak chleb”. Kontakt: tel. 663 124 519 lub 783 283 614, ewentualnie: fundacja@albertowka.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.