– Ze mną trzeba ekstremalnie. I tak właśnie postępuje w stosunku do mnie Pan Bóg – mówi Sebastian Maślanka.
Rok 1994. Sebastian miał wtedy 21 lat. Wstąpił do policji. Po około dwóch latach służby trafił do grupy antyterrorystycznej (AT) w Zielonej Górze.
– Czułem się jak młody bóg. Myślałem, że wszystko mogę. Kasa. Dziewczyna. Zdrowie. 117 kg, same mięśnie. Samodzielność. Ciągłe doskonalenie. Kult siły. Wiedziałem, że jeśli jakiejś sytuacji nie rozwiążę werbalnie, to zawsze mogę ją rozwiązać siłowo. Zwłaszcza że między byciem w elitarnej jednostce policji a byciem przestępcą jest cienka czerwona linia. Czy ją przekraczałem? Hm... Można zatrzymać groźnego przestępcę tak po prostu, a można mu przy tym wydłubać oko. Jest coś w człowieku, gdy ma siłę i świadomość, że stoi za nim prawo... – przyznaje.
Do tego hobby, ważniejsze dla niego niż cokolwiek innego: off-road. Samochody terenowe. – Pierwszego UAZ-a kupiłem, gdy miałem 19 lat – wspomina.
Śmierć dokoła
Kiedyś wybierał się ze swoją jednostką na poligon. Poszedł na rutynowe badania. Nic takiego. Przy okazji pokazał lekarzowi dwa zgrubienia na karku. Zauważył je na siłowni, gdy ćwiczył mięśnie kapturowe. Biopsja. Diagnoza: rak. Ziarnica złośliwa. Wszystko padło. Koniec z pracą. Zwolnienie.
Jest choroba – trzeba walczyć. Jak zwykle: ekstremalnie. Najpierw chemioterapia. – Nie działała. Nawet włosy niespecjalnie chciały mi wypaść – mówi Sebastian.
Decyzja lekarzy: dwa przeszczepy szpiku w ciągu dwóch lat. – I pierwsza chemia przygotowująca do przeszczepu. Mocna. W ciągu trzech tygodni schudłem 25–30 kg. W dodatku źle założyli mi cewnik. I tak leżałem – młody bóg – w pampersie, obłożony lodem. Co wstałem, to upadłem. Krwotok wewnętrzny. Ogromne cierpienie. I śmierć dokoła. Poznałem 19-latka – za dwa tygodnie już go nie było – wspomina mężczyzna. – Wtedy po raz pierwszy zapaliła mi się w głowie jakaś lampka. Sygnał, że moje życie nie było tak dobre, jak myślałem – dodaje.
Tetris
– Po pierwszym przeszczepie robiłem dwie rzeczy: biłem rekordy w tetrisie, komputerowej grze logicznej, i modliłem się. Pochodzę z „tradycyjnie katolickiej” rodziny. Pamiętam, jak po raz pierwszy nie poszedłem na Mszę w niedzielę. Byłem zmęczony po nocnej pracy w ochronie. Potem mieszkanie z dziewczyną bez ślubu. Nie mogłem dostać rozgrzeszenia, więc przestałem chodzić do spowiedzi, do Komunii. A w końcu w ogóle przestałem chodzić do kościoła. Ale w chorobie zacząłem się modlić. Tysiące razy powtarzałem: „Zdrowaś Maryjo” przeplatane „Ojcze nasz” – opowiada Sebastian.
Dodaje, że marzył, żeby się napić, tak pełnym gardłem. – Siostra przyniosła mi sprite’a. Ale miałem tak zagrzybione gardło, że wypiłem ledwie 2–3 krople. Ogromne cierpienie – powtarza mężczyzna.
Któregoś razu poszedł do toalety. Tam wyszedł z niego ogromny skrzep. Sebastian poczuł, że jest dobrze. Badanie to potwierdziło. – To było jak pierwsze światełko. Myśl, że moja modlitwa została wysłuchana – ożywia się.
Drugi przeszczep. W postaci kroplówki o intensywnym zapachu zupy pomidorowej. Jawa mieszała się ze snem. Maligna. Rodzina, dziewczyna – to wszystko gdzieś znikało. – Miałem taką wizję, że szlifuję maskę jeepa willysa. Że go rekonstruuję – wspomina.
W końcu wyszedł ze szpitala. – Wtedy zaczęła się moja przemiana. Zwrot ku Panu Bogu, który wysłuchał mojej modlitwy. Inne, już nie tak egocentryczne postrzeganie ludzi. Wtedy też zakończył niesakramentalny związek. – Zacząłem chodzić do kościoła, do spowiedzi, Komunii. Widziałem swój grzech, swoją ciemność – przyznaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).