Podziwiam jego radykalizm

Streszczeniem całej Ewangelii jest przykazanie „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem”. Podstawowym powołaniem jest wzajemność. To dotyczy wszystkich.

Reklama

Podziwiam jego radykalizm   www.wdrodze.pl Małgorzata Bilska: "Nic na pokaz. Fenomen brata Alberta"; wydawnictwo "W drodze", 2017

Fragment książki Małgorzaty Bilskiej: "Nic na pokaz. Fenomen brata Alberta" publikujemy za zgodą wydawnictwa "W drodze".

 

Małgorzata Bilska: Na czym polega wspólnotowość życia w Betlejem?

Ks. Mirosław Tosza: Na byciu razem. Jak się mówi o pomocy bezdomnym, pojawiają się stereotypowe role. Podział na potrzebujących i tych, którzy pomagają. Bezdomni są wtedy bezimienną grupą, która znajduje się w trudnym położeniu i trzeba ją wesprzeć. Kiedyś byliśmy w pięciu na spotkaniu w duszpasterstwie akademickim „Beczka”, u dominikanów w Krakowie. Ktoś mnie zapytał: A jak ci bezdomni do was trafiają? Bezdomni? Ich zapytajcie. Obok mnie siedzi Kazek, Andrzej… Potrafią mówić, mają imiona, mają swoje historie.

Wcześniej byłem we wspólnocie Wiara i Światło Jeana Vaniera. Od początku chciałem, żeby w Betlejem była wymiana darów zamiast podziału na dawców i biorców. Streszczeniem całej Ewangelii jest przykazanie „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem”. Podstawowym powołaniem jest wzajemność. To dotyczy wszystkich. Bezdomni nie są powołani tylko do tego, żeby brać, ale żeby dawać. Chodziło mi o stworzenie wspólnoty, w której może nastąpić wymiana, nie tylko ruch w jednym kierunku.

Wzorem miłości bliźniego nie jest Samarytanin? Jego relacja z człowiekiem w potrzebie była jednostronna.

Podstawowym wezwaniem dla chrześcijan jest przeżywanie miłości wzajemnej, która ma promieniować i wyrażać się także w miłości samarytańskiej. Z przypowieści nie wiemy, co wydarzyło się między nimi od chwili, gdy Samarytanin wsadził Żyda na bydlę i zawiózł do gospody. Może działo się coś jeszcze?

Co zrobić, jeśli ktoś unika relacji, bojąc się Innego?

Czy w Chrystusie był strach przed Samarytanką, z którą rozmawiał przy studni? Przed trędowatym? Myślę, że widział w nim nie trędowatego, tylko konkretnego człowieka, który jest trędowaty. Szufladkujemy. Nazywamy kogoś bezdomnym, trędowatym, ateistą… Nie widzimy go w pełni. Chrystus nie miał lęku przed obcymi dlatego, że wiedział, co się kryje we wnętrzu człowieka, w sensie dobrym i złym. My często patrzymy tylko na to, co na zewnątrz.

Samarytanka to moja ulubiona postać – niemoralna konkubina, której jako pierwszej Jezus objawił największą prawdę, że jest Mesjaszem. Brat Albert kochał wykluczonych. W tym przestępców, narkomanów, alkoholików, oszustów i kłamców.

Przyjmując ludzi do domu, kierujemy się roztropnością, nie jesteśmy bezkrytyczni. Robimy podstawowe rozeznanie. Jeżeli się okaże, że dana osoba ma skłonności psychopatyczne, to raczej nie będzie żyć we wspólnocie. Najpierw komuś proponujemy, żeby przez pięć dni przychodził tu pracować. To często zdrowy człowiek, któremu się skomplikowało życie, rozwiódł się, nie ma pracy, uzależnił się czy wyszedł z więzienia. Mieszka w noclegowni lub na klatce schodowej. Pyta: Czy jest u was miejsce dla mnie? Mówimy: Jest, ale nie wiemy, czy dla ciebie. Przyjdź do pracy. Zjesz z nami śniadanie, popracujesz do trzynastej jako wolontariusz. Zjesz obiad, wykąpiesz się, dostaniesz kanapki i wrócisz tam, skąd przyszedłeś. Pokażesz, że naprawdę ci na tym zależy, coś z siebie dasz. W imię wzajemności wniesiesz podarowane nam przez tydzień zaangażowanie.

Oczywiście jeśli ktoś jest chory, w kiepskim stanie psychicznym, to od razu przyjmiemy. Chcemy jednak przełamać przekonanie panujące wśród ludzi bezdomnych, że instytucje muszą im pomagać. My zapraszamy do życia wspólnotowego na warunkach wzajemności. Nie ma klasycznego podziału biorca-dawca.

Tworzenie relacji ma charakter dwutorowy? Miłość i wymagania?

Nie ma jednego bez drugiego, jeżeli pomocy nie redukujemy do wymiaru socjalnego: dachu nad głową, jedzenia, ubrania. W naszym domu stwarzamy przestrzeń, w której można odnaleźć siebie. Dojść do ładu ze sobą, rozejrzeć się w obecnej sytuacji, coś zaplanować. Stawiamy pewne warunki.

Jakie?

Pierwszym jest gotowość do wzajemności, która się wyraża w podjęciu pracy, od rana do godziny szesnastej. Utrzymujemy się z pracy własnych rąk, z definicji nie korzystamy z możliwości stałego dotowania wspólnoty. Łatwo nie jest, ale to by nas ograniczało. Zostawiamy trochę miejsca dla Opatrzności, żeby wszystkiego sobą i pieniędzmi „pomocowymi” nie wypełnić. Jeśli ktoś pracuje na zewnątrz, dokłada się z tego, co zarobi.

Świadomie używam sformułowania „dom”. Nie jesteśmy ośrodkiem, przytuliskiem, noclegownią. Staramy się, żeby relacje były takie, jak w domu. Dorośli muszą się sami utrzymać. Drugi warunek to zachowanie abstynencji. Są osoby uzależnione, często po terapiach czy w trakcie terapii. Jeżeli ktoś „zapije”, ponosi konsekwencje, musi opuścić dom. Może wrócić po odbytej terapii. Jeśli to się zdarza po raz drugi, może się starać dopiero po roku. Takie są ustalenia, choć zawsze rozpatrujemy sprawę indywidualnie. Pytamy nie tylko „co się stało?”, ale również „dlaczego?”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama