Mistyka – to słowo robi od kilkudziesięciu lat niesamowitą karierę. Tajemnicze stany mistyczne, porwania do trzeciego nieba, lewitacje i skryte rozmowy duszy z Mistrzem… Postrzeganie mistyki jest jednak na ogół karykaturalne.
Poszukujemy niezwykłości, podczas gdy wszystko objawia się w codzienności. Najczęściej sami tworzymy swoje własne doświadczenia religijne, mistykę na swój obraz i podobieństwo – zapalamy kadzidełka, uprawiamy ćwiczenia, czytamy na wyrywki wyjęte z kontekstu fragmenty mistyków. A chrześcijaństwo rozumie mistycyzm zupełnie inaczej. To bezpośrednie, natychmiastowe i odmieniające doświadczenie Boga. Nie można go sprowokować ani zamówić. Przede wszystkim leży ono całkowicie w Bożej gestii, a każdy, kto sam mieni się wszem i wobec mistykiem, popada w śmieszność.
Spotkanie z Bogiem jest fascynujące, ale i nastręczające trudności. Istnieje problem opisu doświadczenia Niewyobrażalnego. Być może najlepiej ujął to zmarły w 1167 roku cysters Izaak ze Stella: „Kiedy chcemy coś powiedzieć o Niewyrażalnym, o którym właściwie niczego nie da się powiedzieć, mówimy, co tylko w naszej mocy; musimy zatem albo zachować milczenie, albo używać słów tak, by przeobrazić ich znaczenie”. Albo milczeć, albo mówić w sposób zrozumiały.
Bełkoczący mistyk, co podkreślał wielokrotnie Thomas Merton, to żaden mistyk. Jeśli zatem zwracamy się do kobiet i mężczyzn obdarzonych osiągnięciem jedności z Bogiem, czynimy tak, aby wesprzeć się na ich doświadczeniu. Umocnić siebie we własnej wędrówce.
Clement wskazuje na źródło
Mistyka to bardziej sposób życia, wyrażenie bezpośredniej świadomości Bożej obecności. Przekonuję się o tym, gdy czytam trzytomowe dzieło Oliviera Clementa „Źródła”. Dzieło, na które polski czytelnik musiał długo czekać: tom 1 ukazał się w 2013 roku, tom drugi rok później, ale finalną część otrzymujemy dopiero teraz. Jakkolwiek proces wydawniczy rozciągnął się w czasie – warto było czekać. Otrzymujemy dzieło na wskroś autorskie, oryginalne i nacechowane tym specyficznym stylem myślenia i pisania Clementa, w którym wchodzi w dialog wierzących i poszukujących. Jeśli zachwycamy się kompilatorskimi pracami Umberto Eco – „Historią piękna”, „Historią brzydoty” czy „Szaleństwem katalogowania” – to „Źródła” są tym samym dla duchowości.
Antologia jest także pracą autorską, bardzo wymagającą i skierowaną do wyrobionego czytelnika. Olivier Clement sięgnął do skarbnicy tekstów ojców zarówno pustyni, jak i Kościoła, do pism wczesnochrześcijańskich, aby pokazać zaskakujące piękno spotkania Boga i człowieka. To słowa tych, których można nazwać świadkami. Zebrane w „Źródłach” głosy nie są ułożone doktrynalnie, pouczająco, one raczej wciągają czytelnika w głąb swojego świata, prosto w tajemnicę. Tu się czyta i rozmyśla z samego środka, z samego centrum spotkania z Bogiem. Płomienne słowa wyjęte z ognia.
Literatura jak ikona
Olivier Clement porządkuje głosy w sposób, który pokazuje jego własne myślenie religijne. Francuski teolog to duchowy syn Fiodora Dostojewskiego. Zdanie – wyznanie, że „piękno zbawi świat”, przenika przez cały wysiłek intelektualny i artystyczny Clementa. Jego swoiste credo to przekonanie, że „być chrześcijaninem to odkrywać, nawet w głębi swojego piekła, zdewastowane i zmartwychwstałe oblicze Boga, który nas przyjmuje, wyzwala i przywraca szansę bycia Jego obrazem”. Nie jest to zdanie do pospiesznego czytania, raczej do wielokrotnego powracania, wgryzania się w to, co jest zawarte pomiędzy słowami. To zdanie zdaje się przenikać trzytomowe „Źródła” – bliżej tu do zachwytu nad Zmartwychwstałym, ciągłego wpatrywania się w piękno. Dopiero teraz, gdy piszę te słowa, zdałem sobie sprawę, że „Źródła” są literackim odpowiednikiem… ikony.
Ikona jest bowiem otwarta na człowieka, a przez to jest dialogiczna. Ikona nie osądza, nie wydaje wyroków, dalekie jest dla niej myślenie potępiające. Ikona wreszcie jest piękna – a to się czyta jako leczenie duszy – przed nią, w jej obecności jest zwyczajnie dobrze. Takie są też „Źródła”: gdziekolwiek otworzymy którykolwiek z tomów, zostajemy porwani w głąb tajemnicy, wprost przed piękno, które nie rani, a subtelnie zaprasza do zatrzymania się. Zresztą czy mogło być inaczej, skoro Clement nawrócił się na gwarnej ulicy, stojąc przed szybą antykwariatu i nie mogąc oderwać oczu od ikony typu Deesis. I zrozumiałe staje się, dlaczego swoją antologię podzielił na trzy części.
Słowo Boga i Jego milczenie
Do tej pory nie zacytowałem ani jednego z przywołanych mistyków. Po prostu nie wiem, kogo mógłbym pominąć – wszak nie zdołam wspomnieć o wszystkich. Pewnie przed podobnym dylematem stanął Clement. „Źródła” zaczynają się bardzo ekumenicznie, bo od słów wielkiego teologa Zachodu, świętego Augustyna. Kończą zaś słowami Borysa Pasternaka, zupełnie jakby francuski teolog chciał powiedzieć, że epoka świadków Zmartwychwstania, era mistyków, nie minęła, przeciwnie – wciąż możliwe jest i doświadczane spotkanie z żywym Bogiem. Jak przejść obojętnie wobec słów św. Jana Klimaka: „Pamiętanie o krzywdzie będzie uleczone przez pamięć o męce Jezusa i mocno zawstydzone przez Jego cierpliwość”? Albo obok zdania Ignacego Antiocheńskiego, iż „ten, kto posiadł prawdziwe słowo Jezusa, może słuchać także Jego milczenia”? Nie, nie sposób zachować obojętność, trzeba w te zdania wkroczyć całym sobą. Obmyć się, odświeżyć. Poczuć smak. Takie są właściwości czystej wody. Takie są właśnie „Źródła”.
Olivier Clement "Źródła. Początki mistyki chrześcijańskiej", t.1-3, Promic, Warszawa 2013–2017 W wielką symfonię głosów z różnych epok i stanów – biskupi i małżonkowie, zakonnicy i świeccy – Clement wchodzi z problemami człowieka dotkniętego ciemnością XX wieku. Na wołanie czołowego „wątpiciela” wieku totalitaryzmów, egzystencjalisty Sartre’a, że „piekło to inni”, odpowiada, że inni to Kościół. Taką perspektywę myślenia ma ten, kto codziennie wstępuje na swój mistyczny Tabor, na mistyczny szczyt Pisma, które leży przecież blisko, na wyciągnięcie ręki. „Wejść do wnętrza tajemnicy – pisze Clement – to znaczy znaleźć już tu, na ziemi, życie wieczne”. Cała droga jest zawarta bowiem w tajemnicy imienia Jezusa, w Piśmie, w Eucharystii. I to jest sedno mistyki – spodziewaliśmy się wciąż i wciąż czegoś innego, a wszystko zostało już dane. Nie fajerwerki życia duchowego, ale świadomość życia przed Bogiem.
Wyczerpać muszelką wodę
Co powoduje, że wracamy do mistyków jak do przyjaciół? Najprościej odpowiedzieć, że to, co stanowi o istocie przyjaźni: otwartość bez oceniania. Mistycy pokazują, że na przekór wydarzeniom, które wpędzają nas w bezsens, doprowadzają do brzegu mrocznej studni rozpaczy, możliwe jest wyjście poza ten terror historii. Tym wyjściem jest nie tyle sprawiedliwość, ile poszukiwanie oblicza Pana (por. Ps 27,8), czyli świętość. Czy my, wciąż bardziej uczniowie Freuda niż ojców Kościoła, możemy przegapić oferowaną nam przyjaźń? Nie opuszcza nas wszak duchowy głód i pragnienie Boga. Przesłanie mistyków jest od wieków niezmienne: Bóg jest w pobliżu – w rzeczy samej przebywa pośród nas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.