Cztery wieki temu kameduli przybyli do Rytwian. Przez dwa wieki żyli tutaj sam na sam z Bogiem i dla Boga. Dziś powstało tu Sanktuarium Ciszy.
Dewizą życia kamedułów, czyli mnichów o korzeniach benedyktyńskich, jest samotność dla Boga. Dziś mało co o nich wiemy. W Polsce skryci w dwóch klasztorach, jeden pod Krakowem i drugi w Bieniszewie, w ciszy pozostają wierni swojej regule. Cztery wieki temu jednak na mapie Królestwa Polskiego wyrastały, jak grzyby po deszczu, kamedulskie pustelnie. Jedna z nich powstała pośród urokliwych lasów w Rytwianach, stając się miejscem uświęcenia dla kilku pokoleń zakonników, a dla miejscowej ludności miejscem duchowego wsparcia.
Rodzinny pomnik
– Jednym z powodów powstania kamedulskiej pustelni w Rytwianach była ówczesna moda na fundacje czy finansowanie budowy kościoła, klasztoru lub innego dobroczynnego dzieła. Na takie fundacje mogli sobie wtedy pozwolić naprawdę bogaci ludzie. I kiedy magnat Mikołaj Wolski ufundował kamedułom klasztor pod Krakowem, wojewoda krakowski Jan Magnus Tęczyński wraz z bratem Gabrielem Tęczyńskim postanowili ufundować kolejny klasztor dla zakonników na swoich dobrach w Rytwianach. Gabriel miał tylko jedną córkę, zaś trzech synów Jana zmarło dość wcześnie, dlatego fundacja miała być pomnikiem dla ich rodu. Jak zapisano w kronikach przy opisie fundacji klasztornej: „imię Tęczyńskich po wsze czasy będzie znane i chwalone” – opowiada ks. Wiesław Kowalewski, dyrektor Pustelni Złotego Lasu.
Drugim powodem, również znanym z przekazów kronikarskich, było to, że zakonnicy, znani ze sztuki farmaceutycznej, mieli leczyć pobliską ludność. – Z tym zadaniem możemy wiązać to, że przy klasztorze w Rytwianach powstał duży ogród, w którym kameduli uprawiali zioła i rośliny lecznicze, którymi leczono przybywających po medyczną radę okolicznych mieszkańców – dodaje ks. Kowalewski. Bracia Tęczyńscy wystosowali więc do Zgromadzenia Pustelników Kamedułów Kongregacji Góry Koronnej stosowne pismo z propozycją fundacji nowego konwentu. – Właśnie pierwsza data związana z tą pustelnią wiąże się z dniem, w którym kapituła generalna Kongregacji Monte Corona zatwierdziła, czyli przyjęła fundację braci Tęczyńskich, i było to 27 sierpnia 1617 roku – opowiada ksiądz dyrektor. Równo miesiąc później zmarł Gabriel Tęczyński i cały trud fundacji oraz budowy spadł na Jana Magnusa.
Kamedulskie zasady
Sama chęć ufundowania klasztoru dla kamedułów nie wystarczyła. Reguła braci pustelników jasno wskazywała warunki, jakie musiałyby być spełnione, aby klasztor zacząć funkcjonować. Niepodporządkowanie się tym wymogom lub ich nieprzestrzeganie mogło skutkować tym, że zakonnicy nie przybyliby w dane miejsce. – Były trzy takie podstawowe reguły brane pod uwagę, gdy wybierano miejsce na nową pustelnię. Pierwsze to oddalenie od siedzib ludzkich. Klasztor musiał być oddzielony przynajmniej jedną milę od najbliższych zabudowań, co miało gwarantować zapewnienie ciszy i odosobnienia. Drugi warunek – miał być wybudowany na wzniesieniu i w pięknym miejscu. To właśnie piękno przyrody miało pomagać mnichom wznosić swoje myśli do Boga Stwórcy. I trzeci – dostęp do wody. I jak pierwsze warunki przy lokacji klasztoru w Rytwianach były spełnione, to trzeci nie do końca, więc konieczne było wybudowanie studni – wyjaśnia ks. Kowalewski.
Zwiedzając współcześnie pustelnię, natrafiamy na studnię. Znajduje się ona nie na zewnętrznym placu, ale właśnie wewnątrz budynku. Szeroka, piękna, wymurowana kamieniem studnia bezsprzecznie dowodzi, że jest tym źródłem wody wybudowanym przez budowniczych pustelni. – Prawdopodobnie ta studnia jest najstarszym elementem klasztoru. Mogła powstać jeszcze przed dokładnym wytyczeniem planów przyszłej pustelni, a gdy zabrano się do rozplanowania zabudowań, okazało się, że zamiast na dziedzińcu, znalazła się wewnątrz budynków klasztornych – dodaje ks. Wiesław.
Pierwsi mnisi dotarli tutaj 15 lutego 1621 roku. Przybyli z klasztoru na Bielanach pod Krakowem. Pierwszym przeorem był Silvano Boselli, prawdopodobnie jeden z kamedułów, którzy przybyli do Krakowa z klasztorów włoskich. – Musimy mieć świadomość, że organizacja prac i ich tempo nie odpowiadają naszym czasom. Kamień węgielny pod budowę klasztoru położył biskup krakowski Marcin Szyszkowski 1 maja 1624 roku. Prace budowlane kościoła i budynków klasztornych wraz z domkami pustelniczymi trwały do 27 września 1637 r., kiedy to sufragan krakowski bp Tomasz Oborski konsekrował kamedulską świątynię. Dwa miesiące przed tym wydarzeniem zmarł fundator Jan Magnus Tęczyński – dodaje ksiądz dyrektor. To właśnie z wizytą bp. Oborskiego związana jest historia powstania nazwy rytwiańskiej pustelni.
– Wizyta biskupa przypadła na czas jesieni. Droga do klasztoru wiedzie przez liściaste lasy, które pod koniec września pokrywają się przepięknymi kolorami. Żółte i złote liście wzbudziły zachwyt w biskupie, który konsekrując kościół, nadał także nazwę całemu miejscu „Eremus Silva Aurea”, tzn. Pustelnia Złotego Lasu – wyjaśnia ks. W. Kowalewski.
Uświęcają, leczą i wychowują
Kameduli przebywali w Rytwianach 201 lat. Za działalność wychowawczą i formacyjną w duchu patriotyzmu w roku 1819 mocą dekretu carskiego klasztor został skasowany. Ostatni mnisi opuścili klasztor w 1825 r., udając się do pustelni na warszawskich Bielanach. Po zakonnikach pozostało niewiele pamiątek. Choć tak naprawdę styl i zasady ich życia nie zmieniły się zbytnio przez wieki. – Życie zakonników oparte było na benedyktyńskiej regule, zreformowanej przez św. Romualda, założyciela kamedułów. Dodał on do benedyktyńskiego Ora et labora ciszę i samotność. Każdy z mnichów, mimo że mieszkali razem w klasztorze, żył w swoim domku. Samotnie pracowali, odpoczywali i spożywali posiłki. Wspólnie spotykali się tylko na modlitwie. Zasadą ich życia była dewiza: żyć sam na sam z Bogiem i dla samego Boga. Ta reguła obowiązuje nadal w kamedulskich pustelniach – dodaje ks. Kowalewski.
Sanktuarium Ciszy
Od kilku lat w pokamedulskiej rytwiańskiej pustelni trwa proces jej rewitalizacji, czyli przywracania jej pierwotnego wyglądu i piękna. Zniszczone domki pustelników powoli stają na zachowanych pierwotnych fundamentach. W dawnych, a odrestaurowanych zabudowaniach klasztornych powstał ośrodek, w którym nabierają duchowych sił ludzie pochłonięci pędem cywilizacyjnym. Sanktuarium Ciszy na nowo leczy ziołami zbieranymi z odtworzonego ogrodu, słodyczą miodu z okolicznych pasiek, a nade wszystko spokojem i ciszą, których jest tu pod dostatkiem.
– Mimo że dziś w naszej pustelni nie ma już zakonników kamedułów, to jednak pozostała po nich wspaniała spuścizna duchowa i kulturowa. Przybywający tutaj goście podkreślają, że w tych murach czuć ducha modlitwy i uświęcenia. Nadal wiele osób przybywa tutaj, aby się pomodlić, odbyć rekolekcje czy wzmocnić duchowo przez fizyczny odpoczynek i osobistą modlitwę. Jest to nadal idealne miejsce na wyizolowanie się od zgiełku współczesnego świata i usłyszenie ciszy – podkreśla ks. Wiesław.
Barokowy kościół to kolejne bogactwo tego miejsca. To perła architektury kościelnej. Zachowany przepiękny wystrój, dzieło włoskiego mistrza i kameduły Venantego Subbiaco, nieustannie zadziwia i oczarowuje nawiedzających świątynię. Podczas inauguracji obchodów 400-lecia fundacji pustelni otwarto Odpustową Drogę Jubileuszową, która zaczyna się u pierwotnych bram pustelni, biegnie przez najważniejsze miejsca, takie jak „Droga wyciszenia”, czyli aleja prowadząca do pustelni, „Brama samotności”, która przed wiekami oddzielała mnichów od przybywających do kościoła wiernych, przez kamedulską świątynię, zakonne ogrody aż do rytwiańskiej Golgoty.
Każdy odwiedzający przez najbliższy rok Pustelnię Złotego Lasu otrzyma okolicznościowy folder informacyjny, jak odbyć pątniczą drogę odpustową, oraz obrazek z wizerunkiem Madonny Ciszy i modlitwą jubileuszową.
Wydarzenia jubileuszowe:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.