Odwiedzają więźniów, pomagają alkoholikom, narkomanom, bezdomnym. Siostry ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego doskonale zdają sobie sprawę, że skoro innym się nie udało, to jedyną szansą jest Boże miłosierdzie.
Dlaczego siostra się do mnie tak przyczepiła? – pytają czasami podopieczni. – A ja czuję, że muszę mu powiedzieć, żeby wziął się za siebie – mówi siostra Samuela, która w 2000 r. ledwo uszła z życiem po wypadku samochodowym w Mochylewie na Ukrainie. Jej towarzyszka, siostra Kazimiera, zmarła w wyniku odniesionych ran.
Nowe życie
Zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego walczyła o życie, chociaż rokowania nie były optymistyczne. Codziennie przy łóżku chorej celebrowana była Eucharystia. – Pewnego dnia na modlitwie powiedziałam: Boże, jeśli jesteś, to mnie uzdrów – opowiadała siostra Samuela. Dwa dni później, dokładnie w Niedzielę Zmartwychwstania, wstała z łóżka. – To było również moje zmartwychwstanie, dostałam nowe życie. Chciałam się przygotować i zrobić niespodziankę siostrom i księżom, kiedy wrócą z Mszy św. rezurekcyjnej. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam bezdomnych i narkomanów, którzy jak zwykle siedzieli przy fontannie. Wcześniej nie zwracałam na nich uwagi i trudno mi było się przełamać, żeby jakoś się do nich zbliżyć – wspomina siostra. Dla nowicjuszki był to wyraźny znak, do kogo szczególnie jest posłana. Z Mochylewa, w pełni sił duchowych i witalnych, siostra Samuela przyjechała do Gorzowa Wlkp. i objęła obowiązki odpowiedzialnej za formację w postulacie, całkowicie odmienne od troski o uzależnionych i bezdomnych. W Gorzowie Wlkp. siostry wspierały potrzebujących, wynosiły kanapki, ciepłą herbatę, a z czasem pojawiła się też jadłodajnia i dom dla bezdomnych.
Spotkanie na poczcie
Pewnego dnia na poczcie s. Samuela spotkała szarytkę. Wcześniej zupełnie się nie znały, co jednak wcale nie przeszkodziło siostrze miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, która wyjeżdżała z Gorzowa, zaproponować przejęcie posługi odwiedzania więźniów w areszcie w Wawrowie. I tak to się zaczęło 10 lat temu; od dwóch lat siostry odwiedzają jeszcze skazanych w zakładzie karnym w Słońsku. – Oni wiedzą, że kocham „bandytów”. Dla mnie to są piękni ludzie, takie jest moje doświadczenie. Uczą mnie stawania w prawdzie, często jest to bardzo ogołacające. Bezdomni, uzależnieni czy więźniowie mówią wprost: nie mam nic, jestem zupełnie bezsilny. Ale mimo to potrzebują akceptacji. Pamiętam rozmowę z chłopakiem na Woodstocku, powiedział: jak rozmawiam z tobą, siostro, to nie czuję się gorszy. Dlatego zawsze staram się tak rozmawiać, bo sama mam świadomość własnej kruchości. Tylko Bóg daje mi siłę. Oni właśnie uczą takiej prostoty i są jednocześnie bardzo wrażliwi. Naprawdę bardzo wrażliwi, pomimo całej otoczki. Wielkie bary, groźna twarz, ogolona głowa, tatuaże, a w środku – wrażliwość. Chcą jakoś pomagać, dlatego zaproponowałyśmy, żeby w Słońsku więźniowie robili różańce. I robią chętnie. To jest niezwykły, wzruszający widok. Łapa taka wielka, tatuaże, a oni starają się i kręcą, wiążą różańce – opowiada siostra Samuela.
Bezgraniczne miłosierdzie
Michał od 12 lat jest uzależniony od narkotyków. Zaczął bardzo niewinnie, od palenia marihuany. Potem asortyment się zmieniał, pojawiły się coraz twardsze narkotyki. W pewnym momencie liczyło się tylko jedno, żeby zaćpać. Michał wylądował na ulicy, rodzina bała się jego zachowania. – Moje życie to był krach, nie miałem żadnych perspektyw, stałem nad grobem. Kilka razy ratowali mnie w szpitalu z przedawkowania, bo brało się aż do omdlenia. Ale na szczęście pojawiło się światełko. Przychodziłem czasami do sióstr na obiady. Parę dni po śmierci mojej mamy (nawet nie udało mi się z nią pożegnać), po pogrzebie, przyszedłem coś zjeść. Kiedy wychodziłem, nagle siostra powiedziała do mnie, że ma przeczucie, że może mi pomóc, i czy tego chcę.To był ostatni moment, bo inaczej nie przeżyłbym na pewno dłużej niż pół roku. To mną wstrząsnęło i po paru dniach przyszedłem tutaj, do domu. Jestem pewien, że to moja mama jakoś mi pomogła. Bardzo mnie kochała, pomimo tego, co jej zrobiłem – mówił Michał.
W jego życiu trzeba było wszystko powoli porządkować, najpierw odsiadka wyroku w zakładzie karnym w Słońsku, potem powoli terapia, szukanie pracy, wychodzenie na prostą. – Sam nigdy nie stawiłbym się w więzieniu, a tutaj siostra przekonała mnie, że nie warto uciekać – wspominał Michał.
Wśród podopiecznych sióstr jest również 27-letni Przemek, były żołnierz, który ma za sobą dwie misje w Afganistanie i problemy z alkoholem. Przez cztery lata pod opieką sióstr był mężczyzna, który niestety przegrał z nałogiem i zapił się na śmierć. To są bardzo trudne sytuacje. Jest jednak wiele osób, które przeszły przez dom na ul. Wyszyńskiego i teraz nie piją, wróciły do swoich rodzin, żyją szczęśliwie w małżeństwie. Wracają do człowieczeństwa, w oczach pojawia się błysk, nadzieja, stają się subtelniejsi, dostrzegają ludzi wokół siebie. Ktoś myślący kiedyś tylko o sobie nagle potrafi trzęsącymi się rękami podać mamie szklankę herbaty.
– Ktoś stojący z boku mógłby myśleć, że w domu u sióstr jest jak w jakiejś jednostce wojskowej, że są same rygory. Jednak oprócz tego, że mogę się tutaj rozwijać, najpiękniejsze jest to, że traktuję siostry jak moją rodzinę i czuję się jak w domu. Wiem, że mnie uratowały, i za to będę im wdzięczny do końca życia, tego już nic nie zmieni – mówił Michał.
Wzajemne obdarowywanie
– Zawsze chciałam pomagać, właściwie od dziecka było to moim pragnieniem. Ale idąc do zakonu, nie bardzo wiedziałam, co zastanę. Na początku przeżyłam zderzenie z rzeczywistością, niby chciałam pomóc, ale z drugiej strony nie potrafiłam. Pojawiały się nawet wyrzuty sumienia, że pomimo chęci nie potrafię pomóc, ciągle się tego uczę. Na pewno nie szufladkuję już ludzi i wiem, że warto walczyć o wszystkich i pomagać przezwyciężać problemy z uzależnieniem. Pamiętam, mieszkał z nami pan Józek. Był stolarzem, pięknie pracował w drewnie. Umarł, miał cukrzycę, przed śmiercią nie stronił też od alkoholu, ale wiem, że przez cztery lata pięknie żył. Zaopiekował się swoją mamą. Dlatego jestem pewna, że nasza posługa ma sens, nawet jeśli ktoś jest trzeźwy przez jeden dzień. Po czasie zmienia się twarz, po prostu pięknieje, nabiera szlachetności – mówiła siostra Sebastiana.
Podopieczni potrafią być wdzięczni, pierwsze zarobione pieniądze przynoszą i oddają siostrom, wiedząc, że zostaną dobrze wykorzystane. Na wielu z nich można liczyć. – Czasami myślę, że nasi podopieczni więcej nam dają, niż otrzymali – zaznacza siostra Sebastiana. Jak podkreślają zakonnice, jedyną motywacją ich pracy jest oddanie wszystkiego Jezusowi. Kiedy mama albo tata wracają do dzieci, to jest wspaniałe.
– Jednemu z naszych braci urodził się wnuk. Przyjeżdża do nas jego syn z synową, wnuki i myślę sobie, że dla takich momentów warto żyć. Albo kiedy dzwoni mama, całe życie drżąca o syna, który przez wiele lat pił, i dziękuje, że jej rodzina odzyskała życie. I jeszcze inna sytuacja: dziewczyna ze wzruszeniem mówiła, że nigdy nawet nie marzyła, że tata będzie ją prowadził do ślubu i jest nam za to bardzo wdzięczna – powiedziała siostra Samuela.
Pan Jezus, rozmawiając ze św. siostrą Faustyną, podkreślał, że czasami dusza może być jak trup. Siostry w swojej pracy doświadczają dosłownie, że ich podopieczni śmierdzą, są w stanie rozkładu wewnętrznego, ale moc miłosierdzia Bożego wskrzesza duszę. – Czasami ktoś z zewnątrz mówi do mnie: siostro, nie ma sensu, niech siostra odpuści. Wtedy myślę sobie: jak nikt inny nie mógł, to już tylko miłosierdzie Boże, a to znaczy, że ten człowiek cudownie trafił. Czasami są lęki, obawy, bo przecież otwieramy przed nimi drzwi, zapraszamy do domu. To jednak można przezwyciężyć. W ubiegłą niedzielę płakałam, gdy podczas Mszy św. nasi bracia, tacy podrapani, z podbitymi oczami, opuchnięci, śpiewali głośno i szczerze: „W Tobie żyję, w Tobie, Panie”. Pomyślałam sobie, że faktycznie żyjemy tylko w Bogu, wszyscy, nieważne, jacy jesteśmy! – mówiła siostra Samuela.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).