Niedaleko Wieliczki zakotwiczyła Arka. Na pokład przygarnia mieszkańców najbliższych miejscowości, którym – z powodu niepełnosprawności intelektualnej – trudno znaleźć bezpieczną wyspę.
Tutaj zaczynają się problemy. Nie chodzi o bariery techniczne związane z domem, bo ten, niedawno wybudowany, jest przystosowany do przyjęcia osób niepełnosprawnych na wózkach. Chodzi o pieniądze. Do codziennej pracy z osobami głęboko zaburzonymi powinna być odpowiednia liczba tzw. asystentów. Inaczej przecież pracuje się z osobami, które poruszają się samodzielnie, a inaczej z osobą niepełnosprawną, która wymaga indywidualnego planu i najlepiej, aby asystent cały czas pracował wyłącznie z nią albo – co najwyżej – jeszcze tylko z jedną osobą.
– Prawo teoretycznie umożliwia zwiększenie dofinansowania na osoby z większą niepełnosprawnością, natomiast w praktyce ono nie działa, bo nie ma pieniędzy i na każdego uczestnika dostajemy to minimum, które jest przypisane bez względu na stopień niepełnosprawności. Jednakową dotację dostajemy więc na osobę, która samodzielnie przychodzi lub przyjeżdża do nas i może pracować w małej grupie, jak i na tę, która ma głęboki autyzm i wymaga albo indywidualnej pracy, albo specjalistycznego transportu – tłumaczy dyrektor Arki.
Śledziejowicka wspólnota szuka więc innych źródeł wsparcia finansowego, np. grantów. Jednak i tutaj natrafia na absurdalne przeszkody, które są dla niej nie do przejścia. – Jeśli jakaś osoba jest już w ŚDS, to niezwykle trudno (a czasem wręcz graniczy to z cudem) jest znaleźć jeszcze pieniądze na to, by ten nasz podopieczny był wspierany przez dodatkowego asystenta. Kryteria w projektach mówią bowiem, że jeśli ktoś już uczestniczy w zajęciach w ŚDS, to można dla niego zorganizować coś dodatkowego, ale... wieczorem albo w sobotę lub niedzielę – wyjaśnia R. Ślusarczyk.
Tymczasem przykład z ostatnich miesięcy dowodzi, że nawet najbardziej niepełnosprawni, jeśli mają indywidualne zajęcia, mogą zdobyć nowe umiejętności. Dowody? Z końcem ubiegłego roku skończył się program realizowany przez powiat wielicki, w ramach którego ŚDS otrzymał dotację pozwalającą zatrudnić dwóch asystentów. Jeden z nich pracował m.in. z dwiema dziewczynami z autyzmem. Obie zrobiły znaczne postępy – wcześniej nie były w stanie usiedzieć nawet 5 minut przy stole, a teraz mogą to robić nawet przez dłuższy czas. Opanowały też proste umiejętności potrzebne w kuchni i o wiele lepiej radzą sobie w kontaktach z grupą. – To niby niewiele, ale dla nich bardzo dużo – przekonują asystenci.
Zostań wolontariuszem
We wspólnocie Arka jest też miejsce dla wolontariuszy, niekoniecznie młodych. Od listopada ubiegłego roku zaproszeni są tu także emeryci, mający sporo wolnego czasu i mogący przychodzić raz albo dwa razy w tygodniu. Bywa też, że wolontariuszem zostaje ktoś, kto w ośrodku ma swojego bliskiego. W ten sposób od lat pomaga Arce Anna. Jej mąż Jan trafił do ŚDS po wypadku. W czasie upadku z dachu połamał się i doznał poważnego urazu głowy. Przez rok codziennie przyjeżdżał na zajęcia. Jego stan poprawił się w końcu na tyle, że w Arce pojawia się coraz rzadziej. Jego żona postanowiła wtedy zostać wolontariuszką. Raz w tygodniu, w środy, przychodzi do ŚDS, gdzie prowadzi zajęcia. Są też osoby, które z Arką są związane od dawna. Tak jak inna Anna, która od 30 lat regularnie odwiedza (co najmniej raz w tygodniu) jeden z domów. Jako wolontariuszka włącza się w codzienną pracę, jeździ z podopiecznymi na zakupy czy do lekarza.
– Dzięki wolontariuszom, którzy przychodzą do nas i wspomagają asystenta czy pracownika lub sami od czasu do czasu prowadzą zajęcia, możemy lepiej wspierać niepełnosprawnych. Dlatego możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość – podkreśla R. Ślusarczyk, dodając, że w domach wspólnoty są obecnie wolne miejsca dla mieszańców powiatu wielickiego. Co więcej, praca wśród niepełnosprawnych, także wolontariusza, to nie tylko pomoc dla nich. Wbrew pozorom oni też dają, i to nie tylko swoją radość i otwartość.
– Do momentu, gdy zaczęłam pracować z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, wiele rzeczy wydawało mi się naturalnych. Np. to, że potrafię jeść, czytać, pisać, poruszać się. Dopiero gdy poznałam te osoby, uświadomiłam sobie, że to nie jest takie oczywiste. Wystarczy jedna chwila, aby stracić to, co się posiada. Te osoby nauczyły mnie radości z małych rzeczy – wyznaje asystentka Iwona Strojek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.