Zmarł w Boże Narodzenie w Krakowie. Dokładnie 100 lat temu. Wielu pod jego wpływem zmieniło i nadal zmienia myślenie o tym, czym jest pomaganie.
Adam Chmielowski – Brat Albert. Właśnie rozpoczyna się jego rok – 25 grudnia Eucharystią na Wawelu. – Bardzo bym chciał, żeby nasze społeczeństwo uwrażliwić na potrzeby bliźnich, którzy nie radzą sobie z codziennością. Dostrzec w nich, mówiąc słowami Brata Alberta, „znieważone oblicze Chrystusa” – zauważa Jan Sznajder, prezes gliwickiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, które działa tu od 1988 roku. – Nie oceniać, nie osądzać, tylko starać się zapewnić poczucie solidarności społecznej. Dzisiejszy świat wytworzył konsumpcyjny model życia. Osiągnij sukces, bądź pierwszy, bogatszy, kup nowego iPoda czy lepszy model samochodu. A od święta pomyśl o bliźnim – dodaje. W jadalni schroniska dla bezdomnych mężczyzn w Bojkowie, które od 1989 roku prowadzi towarzystwo, wisi duży portret Brata Alberta. Tutaj w Wigilię siadają razem do stołu. Z kuchni dochodzą zapachy kapusty z grzybami i pieczonego karpia. Na stole opłatek i dodatkowe nakrycie, gdyby ktoś zapukał.
Nie jest to aż tak niespodziewane, bo zimą często słyszą dzwonek do drzwi. Nikogo nie odprawiają. Obecnie w schronisku mieszka ponad 100 mężczyzn. Można powiedzieć, że do wigilii siadają tutaj w towarzystwie Brata Alberta. Jestem tu na dobre i na złe Hieronim Paluszczak myślał o takim miejscu dla bezdomnych zanim został kierownikiem schroniska. Kiedy wpadła mu w ręce książka o Bracie Albercie, pomyślał, że to tak właśnie powinno wyglądać. Potem przeczytał w gazecie ogłoszenie, że schronisko poszukuje kierownika. – Pomyślałem, może się przydam do jakiejś pracy – wspomina. Przyjechał 30 listopada 1991 roku, a od grudnia zaczął pracę. – I od tego czasu jestem tu na dobre i na złe. A Brat Albert czuwa nade mną. Skoro tak długo tu jestem, to pewnie chce mnie tu mieć – dodaje. Mieszka w Gliwicach. O swoim życiu mówi krótko: to długa historia. Na pytanie, dlaczego związał się ze schroniskiem, odpowiada: – Bo wierzę w to, że panowie, którzy tutaj przebywają, są w stanie przy pomocy innych, może i dzięki mnie, wyjść z różnych trudnych sytuacji. Wydawałoby się tragicznych, bo tak jest, jeśli człowiek jest bezdomny, uwikłany w długi, choroby, kłopoty. Ale można z tego wyjść, a schronisko w tym pomaga. Może nie jest to łatwe, ale jest realne. I ta wiara trzyma mnie tutaj – mówi z przekonaniem. Skąd ta wiara? – Przez jakiś czas sam byłem osobą bez domu, chociaż nie korzystałem ze schroniska. Mieszkałem w hotelu robotniczym i była to pewnego rodzaju bezdomność – stwierdza. – Cieszę się, że mogę uczestniczyć w tym dziele św. Brata Alberta. Jestem narzędziem w jego rękach i to pozwala mi nie popaść w jakąś pychę. Każdy ma tutaj swoje zadanie, mnie akurat przypadło być kierownikiem. Gliwickie kolo TPBA prowadzi też noclegownię i filię schroniska w Świętochłowicach, gdzie mieszka 90 osób. Członkowie zarządu dzielą się, żeby w każdym miejscu ktoś z nich usiadł z mieszkańcami do wigilijnego stołu. Jan Sznajder zawsze jest w schronisku w Bojkowie. Wspomina pierwszą wigilię, po której nie zdążył na ostatni autobus i piechotą wracał do Gliwic. Wieczerza jest zawsze wczesnym popołudniem, żeby mogli też siąść do kolacji ze swoimi rodzinami. – Brak nam osób, które by wiernie realizowały duchowość Brata Alberta i zamieszkały w schroniskach, całkowicie poświęciły się ich mieszkańcom – zauważa. – Jedyną taką osobą w całym Towarzystwie jest brat Jerzy Marszałkowicz w Bielicach. Odzwierciedlił dokładnie to, czego chciał Brat Albert. Żeby tym ludziom odrzuconym przez społeczeństwo starać się stworzyć naprawdę rodzinne warunki. A żeby tak było, trzeba z nimi być na stałe – dodaje. Za tę służbę brat Jerzy Marszałkowicz 13 grudnia odebrał w Pałacu Prezydenckim nagrodę specjalną w pierwszej edycji Nagrody Prezydenta RP „Dla Dobra Wspólnego”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).