Zmarł w Boże Narodzenie w Krakowie. Dokładnie 100 lat temu. Wielu pod jego wpływem zmieniło i nadal zmienia myślenie o tym, czym jest pomaganie.
Święty przegapiony w dzieciństwie
– Chcemy propagować duchowość albertyńską, którą najlepiej moim zdaniem przybliżył nam Jan Paweł II. Był zafascynowany Bratem Albertem, o czym mówi w książce „Dar i tajemnica” – zauważa Jan Sznajder. – Dla mnie to święty, którego przegapiłem w dzieciństwie. Jako dziecko razem z ojcem i siostrą bywałem na Kalatówkach. Rodzina ze strony ojca jest z Jordanowa, więc w tamtej okolicy spędzaliśmy wakacje. Jednak wtedy informacje o nim nie robiły na mnie wrażenia. Ale do dziś pamiętam rozmowę z ojcem, kiedy zapytałem go o znaczek pocztowy z Adamem Chmielowskim wydany w serii „Ludzie kultury polskiej”. I o postać, którą przytulał – wspomina. – Prawie identycznie jak na obrazie Wyczółkowskiego. Z TPBA związany jest od 1988 roku. – Nasza działalność głównie skupia się na osobach bezdomnych. Większość z nich nie ma właściwych więzi z rodziną. To my mamy im ją w jakiś sposób zastąpić – zauważa. Roman jest w schronisku od 5 lat. Z wykształcenia elektromonter, ale nigdy nie pracował w tym zawodzie. Przez 27 lat był zatrudniony w ciepłownictwie, potem jako zaopatrzeniowiec. – Tego wieczoru to jest taka namiastka domu. Jest wigilia, choinka, ale człowiek myśli o rodzinie. Z córką spotykam się po świętach. Zżyłem się tu już ze wszystkimi. Już nie myślę, że mogło być inaczej. Czekam na mieszkanie, po świętach szykuję się do operacji. Staram się żyć dniem dzisiejszym – opowiada. O rok dłużej mieszka w Bojkowie Marek. – Pierwsza wigilia tutaj była piękna. Popłakałem się, bo poprzednią spędziłem na dworcu. Potem jeździłem na wigilię do siostry albo brata – wspomina. – Tutaj dużo mi pomogli. Odzyskałem rentę ZUS-owską, bo miałem zawieszoną. Teraz trzeci rok jestem tu wolontariuszem. Najpierw jeździłem po chleb do piekarni, potem byłem gospodarzem, a teraz pomagam chorym, załatwiam leki, załatwiam sprawy OPS-owskie, rentowe, zasiłki. Kiedyś pomogli mnie, teraz ja pomagam innym. Nawet gdy będę miał mieszkanie, to chciałbym tu być wolontariuszem – mówi o przyszłości. Wigilię w schronisku od lat przygotowuje Sławomir Stokowiecki, który jest tu kucharzem. Kiedyś sam tutaj mieszkał, teraz ma mieszkanie w Gliwicach. – Z zawodu jestem piekarzem. Kucharza zrobiłem sobie w wojsku i od tego czasu cały czas gotuję – wyjaśnia. – Wigilia na tyle osób to jest trochę pracy, ale niech mieszkańcy schroniska mają na tej kolacji namiastkę domu. Ważne, że bracia są zadowoleni i zjadają wszystko – mówi. Przygotowuje tradycyjne potrawy – to karp, kapusta z grochem, barszcz z uszkami albo grzybowa z makaronem i kompot z suszonych owoców. Zawsze też ktoś pojawia się w schronisku z pierogami i ciastem na stół.
Gdyby pobitych było dziesięciu
Oprócz wigilii w schroniskach i noclegowni przygotowują też przed 24 grudnia wieczerzę dla bezdomnych z miasta i potrzebujących. W ostatnich latach zastawiali stoły pod gołym niebem, przy bocznicy kolejowej w obrębie tzw. Wolnych Torów. W tym roku – w Starym Browarze, jednej z restauracji w mieście. Jan Sznajder chciałby, żeby Rok św. Brata Alberta pomógł inaczej spojrzeć na tych ludzi. – To dla mnie ciągle trudne do przyjęcia, że są wśród nas osoby, które mają takie negatywne doświadczenia z młodości jak wielu z nich. Chciałbym, żebyśmy zobaczyli, że nie każdemu z nas udało się dzieciństwo. Właśnie nie życie, ale dzieciństwo – dodaje. Jest przekonany, że to często decydujące. – Jeżeli teraz nie zadbamy o dzieci z takich rodzin, to w przyszłości jako dorośli zasilą nasze schroniska. Bo na tych wzorcach, które mają w domu, nie będą w stanie zbudować rodzin – wyjaśnia. – Chciałbym, żebyśmy umieli, a przynajmniej starali się pokazać obraz dobrej rodziny i przyjaznego społeczeństwa – myślącego o tych, którym się nie udało, bo często nie mieli na to szans. Bo mieli zupełnie inny start, inne możliwości – zauważa. Przypomina, że papież Franciszek od początku pontyfikatu stara się zwrócić nasze oczy na tych ludzi, od których świat najchętniej odwróciłby głowę. – To jest droga chrześcijaństwa. Ale też jeśli nie będziemy ich dostrzegać, to liczba problemów z nimi związanych w społeczeństwie wzrośnie – dodaje. Kiedy słucha w kościele przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, niezmiennie pojawia mu się myśl: „a gdyby tych pobitych było dziesięciu? Jak by im pomógł?”. Dlatego przestrzega: – Nie możemy doprowadzić do tego, żeby ludzi gotowych do udzielania pomocy było zbyt mało w stosunku do liczby potrzebują.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).