Kilkadziesiąt lat temu jedna figurka do szopki kosztowała tyle, co... krowa. Dzisiaj przygotowanie stajenki jest znacznie tańsze. Ale czy w śląskich domach zwyczaj ten przetrwał?
Pierwszą wzmiankę o żłóbku podaje Orygenes. Uważał on, że najprawdopodobniej w V w. przeniesiono go z Betlejem do bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie. Dopiero osiem wieków później, w 1223 roku w Greccio we Włoszech, za zgodą papieża św. Franciszek z Asyżu wprowadził zwyczaj urządzania żłóbków na Boże Narodzenie. Miał jeden cel: „rozszerzyć wśród ludzi miłość do Dzieciątka Jezus”.
Po pierwsze prostota
Nie dziwi więc fakt, że pionierami w urządzaniu szopek są właśnie Włosi. W wielu domach Półwyspu Apenińskiego już w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny dzieci stawiają stajenki. Najbardziej znane pochodzą z Toskanii, Neapolu i Sycylii. W krajach niemieckojęzycznych popularne są szopki grające. W Polsce zaś pierwsze żłóbki zaczęły powstawać w XIV wieku. Szopki o charakterze regionalnym pojawiły się pięć wieków później.
Do najpopularniejszych zaliczają się krakowskie, wzorowane na budowlach, np. kościele Mariackim oraz góralskie. Okazuje się, że w śląskich domach pierwsze szopki zaczęto stawiać w XVII wieku. Początkowo ich przygotowywaniem zajmowały się zakony. Nieco później znalazły się już w domach arystokratów. Ich wyrobem zajmowali się artyści rzeźbiarze. Stałym elementem wystroju śląskich domów śląskie betlyjki były do lat 30. XX wieku. W przeciwieństwie do ruchomych szopek krakowskich były one statyczne. – Cechowała je prostota i wierność Ewangelii – wyjaśnia Anna Grabińska-Szczęśniak, kurator wystawy „Ślonsko betlyjka” z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Śląska betlyjka to: Jezus, Maryja i św. Józef. Oni muszą być. Oprócz tego Trzej Królowie, pastuszkowie i zwierzątka. Wielbłąd rzadko się pojawiał, ale są za to wół i osiołek – wyjaśnia.
Bezcenne figurki
Stajenki w śląskich domach na ogół były wykonywane z drewna, ze sklejki lub z papieru. Nowsze robiono też ze styropianu. Poza podstawą, na której wznosiła się zwykle drewniana lub papierowa konstrukcja, przypominająca szałas, w ślonskiej betlyjce nie mogło zabraknąć figurek. Te były często gipsowe i pokryte polichromią. Pewnie w wielu śląskich domach do dziś się zachowały. Ich masową produkcją w latach 20. i 30. XX w. zajmowała się działająca do dziś firma Schaefer z Piekar Śląskich. Obecnie odlewane są tam większe figury wykorzystywane w kościołach. Jedne z najwierniejszych replik słynnych figurek szopkowych Schaefera wykonuje Leon Kampka z Chorzowa Batorego. Poza figurkami na wystawie w Bytomiu można zobaczyć oryginalne formy do ich odlewania z lat 20. XX wieku. – To prawdziwy rarytas. Z tego, co się orientuję, nie znalazły się one jeszcze na żadnej wcześniejszej wystawie – mówi Anna Grabińska-Szczęśniak. Na początku XX w. figurki do szopek były bardzo drogie. Warto zajrzeć do katalogu z 1935 r., by przekonać się, że 13-centymetrowa figurka kosztowała 90 złotych. – Dokładnie tyle, co... równowartość jednej krowy. Dzisiaj te ceny wcale nie byłyby niższe. Gdyby jedną figurkę przeliczyć na godziny pracy i do tego dodać materiał, to jej cena poniżej tysiąca by nie schodziła. Wszystko dlatego, że do produkcji figurek nie używano wygodnych form silikonowych, ale masy ze specjalnego kleju. To bardzo długo schło. Zrobienie całego kompletu figurek do szopki zajmowało zwykle około 3 miesięcy – wyjaśnia kurator wystawy.
Górnik w szopie?
W śląskich domach, w których kultywowano zwyczaj stawiania szopek, co roku dokupywało się kolejne figurki. Wiele rodzin nie było bowiem stać na zakup całego kompletu figurek. Systematycznie powiększano więc betlyjkę lub wymieniano zniszczone figurki na nowe, np. porcelanowe. Ci, którzy nie byli zamożni, często sami reperowali zużyte elementy. Zastanawiające jest to, że w śląskich szopkach nie ma np. hutnika albo górnika. Jedynie czasami natrafimy na chlewiki lub familoki. – W pewnym momencie pojawiły się jedynie jakieś elementy ludowe, ale występowały one rzadko. Były modne pasiaki, w miejsce pastuszka mógł pojawić się góral. Tak trochę nietypowo. Ale to dowód na to, że do śląskiej szopki trafiały też elementy polskie – wyjaśnia etnograf. Czemu nie ma tam górnika? – To proste. Ślązak wie, że on nie uczestniczył w narodzinach Chrystusa. To by było przekłamanie Ewangelii – dodaje. W jakiej mierze zwyczaj ten przetrwał na Śląsku, trudno powiedzieć. Niedawno słyszałem, że pewien chłopczyk, który w maju był u I Komunii św., wszystkie otrzymane w prezencie pieniądze wydał na zakup... figurek do stajenki. Pewnie wiedział w co, a raczej w Kogo, zainwestował. Na wystawie „Ślonska betlyjka” wystawiono kilkanaście szopek. Wszystkie pochodzą ze zbiorów Muzeum Górnośląskiego. Najstarsza jest z przełomu XIX i XX wieku. Te nowsze są z lat 90. XX wieku. W ekspozycji znalazły się figurki wyprodukowane w słynnej fabryce Schaefera w Piekarach Śl., a także wykonane przez twórców ludowych, np. przez górnika z Zabrza (lata 30. XX w.) i Leona Kampkę (lata 90. XX w.).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.