W noc wigilijną 1981 r. we Wrocławiu w pewnej szopie naprawdę rodził się Bóg. Drewniany barak stał się stajenką – pełną serca, choć mizerną i lichą. Nie zawsze cichą.
Towarzystwo Pomocy Adama Chmielowskiego (dziś: św. Brata Alberta) zostało zarejestrowane 2 listopada. Przyznano mu wtedy barak przy ul. Lotniczej, a właściwie jego połowę, na potrzeby bezdomnych. – Prawdziwa ruina, roweru by w niej pani nie chciała trzymać – mówi ks. Aleksander Radecki. – Wszystko jednak było lepsze dla tych ludzi niż… krzaki – dodaje.
Ludzie ulicy w Betlejem
Dokładnie 24 grudnia wieczorem ks. Aleksander przyjechał, by odprawić tam pierwszą Pasterkę. Była to zarazem chwila rozpoczęcia działalności schroniska. – Pamiętam tę scenerię. Ponury, niski barak, kraty w oknach, żelazne łóżka załatwione z jakiegoś szpitala i taki kontrast: śnieżnobiała pościel. Obok znajdowały się świeżo wyremontowane łazienki – wspomina. Między łóżkami stał stół służący za ołtarz. Przyszło dziesięciu bezdomnych – pierwszych mieszkańców schroniska.
– Cóż to były za postacie! Niesamowity wygląd, a zapach – trudno opisać. Wszystko, co posiadali, mieli na sobie. Ubrani w kilka warstw ciuchów, w jakieś kufaje, stanęli wokół ołtarza, nie śmiejąc usiąść. Zaczęliśmy śpiewać kolędy… Widać zapamiętali słowa z dzieciństwa. Może wtedy ostatni raz uczestniczyli w wigilii? Muzycznie było to straszne. Ale wtedy zrozumiałem: to jest prawdziwe Betlejem! Te ochrypłe, fałszujące głosy naprawdę wielbią Boga – mówi ks. Radecki.
Inne wigilijne tradycje zanikły jednak w ich pamięci. – Na zakończenie Mszy św. powoli rozdawałem opłatki. Kiedy doszedłem do ostatniego z panów, okazało się, że… opłatki zostały natychmiast zjedzone! „Chwileczkę, jeszcze raz” – powiedziałem. Przy drugiej próbie wszystko się udało.
Stół wigilijny był skromny. Ks. Aleksander przywiózł wiadro, dużą grzałkę nurkową, kilogram cukru, cytrynę i herbatę. – Woda gotowała się chyba z godzinę. Herbata – to było wydarzenie! Pamiętam stół przykryty gazetami, a na nim, na środku, zdobyte przez bezdomnego radio nastawione na Wolną Europę. „Słuchaj, ojcze, tu prawdę mówią!” – powtarzał.
Oczekiwani
Marek Oktaba, również uczestniczący w historycznej wigilii, wspomina załatwiane przez kogoś szklanki, kubki, ciasta od znajomych. Może był tam też barszcz w proszku? – zastanawia się. Za stołem zasiedli ludzie o zawiłych życiorysach. – Jednym z nich był mistrz Polski w boksie w latach 60., bodajże w wadze piórkowej. Kiedyś sława polskiego sportu, później bezdomny – tłumaczy. – Kolejni to Czesław i Janusz, pseudonim „Gomółka” – klasyczni, zawodowi żebracy działający na Ostrowie Tumskim. Z wielkimi brodami, odpowiednią, wzruszającą przechodniów „gadką” – trzeba przyznać, że byli dobrzy w swoim fachu. Pan Marek wspomina Edwarda, z wykształcenia spawacza. – Pamiętam, jak mówił, że wiele głupich rzeczy w życiu zrobił. Bardzo chciał wrócić do normalnego świata, starał się podjąć pracę, ale przeszkadzał mu alkoholizm. Co jakiś czas zdarzało się zapicie, trzeba było wszystko zaczynać od początku. Na pamiętnej wigilii był także Henryk, który z czasem wyszedł z bezdomności. – Z zawodu był elektrykiem, pierwotnie pracował w kopalni miedzi w Lubinie. Później, po opuszczeniu schroniska, zatrudniony był w urzędzie miejskim jako konserwator. Zajmował się drobnymi naprawami, wymianą żarówek – mówi M. Oktaba, dodając, że w dużej mierze to dzięki córce stanął na nogi, przezwyciężył alkoholizm.
– Gdy powstawało schronisko, z żoną nie miał kontaktu, za dzieckiem bardzo tęsknił. Przez swoich przyjaciół w Lubinie załatwiłem mu kontakt z tą dziewczyną. Okazało się, że zaczynała eksperymentować z narkotykami. Henryk poczuł się potrzebny, chciał jej pomóc. Doprowadził do tego, że wyszła na prostą, założyła rodzinę. Myślę, że i my jakoś się do tego przyczyniliśmy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.