Czy także my, chrześcijanie, nie ulegaliśmy nieustannie w ciągu wieków pokusie zamiany paradoksalnego Boga, Chrystusa objawiającego się w wydarzeniu paschalnym, na „znanego boga”? Fragment książki ks. Tomasa Halika "Cierpliwość wobec Boga" publikujemy za zgodą wydawnictwa WAM.
***
W mojej długoletniej praktyce kierownictwa duchowego poznałem wielu takich, których wiara była kiedyś wręcz płomienna. Była to wiara ich dzieciństwa, przesycona zapachem bezpiecznego domu, lub wiara, która w chwili nawrócenia wystrzeliła i zapłonęła jak drzewo trafione piorunem. Jednak „czas” - ileż treści kryje się pod tym wieloznacznym pojęciem! - znów niemal wszystko przysypał popiołem. Ich wiara już ledwie dymi.
Czasem usiłują wykonać gwałtowne salto w tył do wiary własnego dzieciństwa i jej prostych prawd albo do swoich wyobrażeń o dzieciństwie Kościoła: ucieknijmy od chaosu dnia dzisiejszego do niewzruszonych pewników przeszłości! Nie można jednak dwa razy wejść do tej samej rzeki. Zabawa w przeszłość - własną czy Kościoła - nie przywoła tamtej przeszłości ani nie wskrzesi jej pozornie niewzruszonych pewników, rozmąci jedynie bagno iluzji i spłodzi tragikomiczne karykatury. A nawet gdyby udało się ową przeszłość przywołać, przyniosłaby tylko szokujące rozczarowanie: również wcześniejsze stulecia nie były bowiem pozbawione napięć, i tylko nasze romantyczne marzenie ocenzurowało wiele cieni, konfliktów i problemów czasów minionych, stwarzając fikcję „złotego wieku wiary”. Prawdopodobnie „złotego wieku wiary” nigdy nie było - każdy dzień, każda epoka, każda kultura ma swoje własne kłopoty, problemy i cienie.
Niektórzy szukają wyjścia ze stanu zmęczenia swojej wiary w działaniach hałaśliwie oferowanych przez różne „nowe ruchy religijne”, zwłaszcza próbujące przekrzyczeć pytania rozumu rozniecaniem emocji i sugestywną siłą masowych zgromadzeń. Nie przychodzi im jednak na myśl, że owe efektowne cuda i uzdrowienia na stadionach jako żywo przypominają to wszystko, do czego Szatan kusił Jezusa na pustyni, a czemu Jezus powiedział swoje stanowcze „nie”. Czy nie czeka ich podobne rozczarowanie i bolesne otrzeźwienie jak tych, którzy uciekają od swoich problemów w narkotyki?
Inni próbują odnowić czystość i zapał swojej wiary, przerzucając własne problemy i wątpliwości na otoczenie - i wtedy dopiero potrafią je odrzucić, potępić i wykorzenić! Wielu samozwańczych inkwizytorów przeszłości i teraźniejszości, namiętnie walczących z „heretykami”, rekrutuje się z grona tych, którzy nie potrafili uznać i unieść własnych wątpliwości, próbując pozbyć się ich za pomocą „mechanizmu projekcji”. Tyle że walka z „wrogami wiary” nigdy się nie kończy - gdyby udało im się unicestwić wszystkich i zostaliby sami, wówczas dopiero dopadłyby ich demony, więc wróciliby do swego domu, a „ich stan byłby gorszy niż poprzednio” (por. Mt 12, 45).
Wielu próbuje dziś, jak już o tym mówiliśmy, przerzucić odpowiedzialność za słabość swojej wiary na Kościół (to znaczy: hierarchię, instytucję) - stają się jego zgorzkniałymi krytykami lub niecierpliwymi reformatorami jego instytucjonalnych struktur albo odchodzą od niego w poczuciu rozczarowania. Kościołowi poświęciliśmy już osobny rozdział; naprawdę nie lekceważę jego struktur. Mam jednak wrażenie, iż zarówno radykalni krytycy, jak i rozdrażnieni obrońcy czy apologeci bardzo są do siebie podobni w tym, że znaczenie Kościoła - zwłaszcza jego widzialnej, instytucjonalnej strony - nieco przeceniają. Bo jeśli ktoś przeżywa „zmęczenie Kościołem” - co czasami bardzo dobrze rozumiem - to czy od razu owo zmęczenie musi koniecznie przerodzić się w zmęczenie wiarą?
***
Przed kilku laty przeprowadzono rozległe badania na temat hierarchii wartości dzisiejszych Europejczyków; jeden z ich teologicznych komentatorów napisał: „Bóg z oczywistego Boga stał się Bogiem obcym, nieznanym”*. Zareagowałem na to wykładem, w którym sobie i słuchaczom postawiłem pytanie, czy aby dzięki temu przed chrześcijaństwem nie otwiera się wielka, dotychczas niewykorzystana szansa.
Przypomniałem znaną scenę z Dziejów Apostolskich - kazanie Pawła na ateńskim Areopagu (por. Dz 17, 15-34). Paweł pochwalił tam najpierw Ateńczyków za ich pobożność, z jaką stawiają ołtarze tylu bogom, a jeszcze przy tym pamiętają o „nieznanym bogu”; to właśnie jego ołtarz wzbudził niezwykłe zainteresowanie Pawła w czasie przechadzki po świętym gaju. Egzegeci do dzisiaj spierają się, czy te słowa pochwały dla „pogańskiej idolatrii”, będące czymś absolutnie wyjątkowym w ustach pobożnego Żyda, są retorycznym captatio benevolentiae (próbą zaintrygowania słuchaczy) czy raczej zjadliwą ironią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).