Nieznany, zbyt bliski Bóg

Czy także my, chrześcijanie, nie ulegaliśmy nieustannie w ciągu wieków pokusie zamiany paradoksalnego Boga, Chrystusa objawiającego się w wydarzeniu paschalnym, na „znanego boga”? Fragment książki ks. Tomasa Halika "Cierpliwość wobec Boga" publikujemy za zgodą wydawnictwa WAM.

Reklama

Biblijna opowieść o Zacheuszu kończy się happy endem: Zacheusz nawrócił się, połowę swego majątku postanowił rozdać ubogim, a wszystkim bogatym, których oszukał, wynagrodzić szkody, na jego domu zaś spoczęło błogosławieństwo. 

Ale życie Zacheusza nie skończyło się. Co działo się dalej? O tym Ewangelia milczy. Możemy więc sobie na ten temat wymyślać apokryfy.

Załóżmy, że Zacheusz rzeczywiście wykonał to, co postanowił. „Mały człowiek” urósł we własnych oczach i w oczach swoich bliźnich. Nowe życie przyniosło mu wiele radości i zadowolenia: o podobnym spotkaniu z Jezusem tak łatwo się nie zapomina. Jezus wezwał go, by poszedł za Nim, jak to uczynił wobec jego kolegi Mateusza. Zacheusz nie został wędrownym apostołem ani nie napisał Ewangelii, nadal wykonywał swój zawód i starał się wykonywać go dobrze. Czy nawróconego grzesznika można nazwać uczniem Jezusa, a może raczej został sympatykiem, który często z wdzięcznością wspominał swego dobroczyńcę i bronił Go, gdy tylko sąsiedzi zaczynali o Nim źle mówić?

Człowiek jednak nie potrafi stale żyć jedynie tym, co się zdarzyło w przeszłości. Dlatego entuzjazm Zacheusza pokrył z biegiem czasu kurz codziennych trosk. Nie żeby się wyrzekł Jezusa, ale nie myślał już o Nim tak często. Czyż w końcu sam Mistrz nie powiedział, że „każdy dzień ma dość swoich trosk” (por. Mt 6, 34)? Któregoś dnia dotarła do Jerycha wiadomość o procesie Jezusa i Jego egzekucji. Zacheusza ogarnął strach i smutek. Był wstrząśnięty i pełen rozterek, a kiedy dowiedział się o pustym grobie Jezusa, o tym, że podobno ukazał się swoim uczniom, jego zakłopotanie jeszcze się pogłębiło. Pewnego wieczoru powrócił na gałąź swojego drzewa, aby tam uporządkować swoje rozgorączkowane myśli i uczucia.

I wracał tam w czasie letnich wieczorów ciągle na nowo, aż zauważyła to rodzina i znajomi. „Czeka na Jezusa” - mówili nie bez ironii. Czy rzeczywiście czekał? Nie wiemy, co działo się w jego głowie i sercu. Pewne jest tylko to, że Jezus na drodze między Jerychem a Jerozolimą już nigdy się nie pojawił. Czy można po raz drugi przemówić do Zacheusza?

***

Być może cała nasza cywilizacja znajduje się w podobnej sytuacji. Kiedyś przeszedł tędy Jezus i przemówił do nas po imieniu. Ale było to już dawno. Liczne ślady Jego działalności są wprawdzie jeszcze widoczne, na inne jednak padł cień zapomnienia. Słyszeliśmy wieść Nietzschego, że „Bóg umarł” - jedni wpadli w zakłopotanie, inni nawet nie drgnęli w swojej obojętności. Istnieją też jednak nadal Zacheusze bezsensownie przesiadujący w swych samotnych, ukrytych punktach obserwacji. Czy kiedyś znowu ktoś do nich „przemówi po imieniu”? Czy można ponownie tchnąć życie w zmęczoną wiarę - w wiarę jednostek i duchowy klimat naszych społeczeństw i wspólnot?

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama