Pani Rozkazująca Żołnierzom

Miały być krwawe starcia, atak z ziemi i powietrza, czołgi, moździerze i karabiny. Zamiast tego, była wspólna modlitwa i pojednanie. Wszystko za sprawą Matki Bożej. Fragment książki "Świat maryjnych objawień" Wincentego Łaszewskiego publikujemy za zgodą wydawnictwa Polwen.

„Wyjdźcie na ulice!”

Była sobota 22 lutego 1986 r. Prezydent wydał rozkaz aresztowania ministra obrony, Juana Enrile’a, i kilku innych osób. Enrile, gen. Fidel Ramos, zastępca dowódcy sił zbrojnych, wraz z trzystu innymi wojskowymi zamknęli się w koszarach przy autostradzie Epifanio de los Santos Avenue (w skrócie EDSA) – Alei Objawienia się Świętych. Ogłosili, że będą walczyć, aż polegną, ale nie oddadzą się żywi w ręce Marcosa.

Na biurku kardynała zadzwonił telefon. „Eminencjo – odezwał się ktoś drżącym głosem w słuchawce – musicie nam pomóc. Jeśli nie pomożecie, za parę godzin nie będzie nas wśród żywych”. Wszyscy wiedzieli, że wystarczyłoby kilka czołgów lub eskadra śmigłowców, by zlikwidować buntowników.

Na półtorej godziny kardynał zamknął się w kaplicy. Kiedy wyszedł, wiedział już, co trzeba uczynić. Przez katolickie radio „Veritas” wezwał ludzi, by bronili „naszych przyjaciół”: „Wyjdźcie na ulice, stańcie pomiędzy siłami Enrile’a i Ramosa a nadjeżdżającymi czołgami!”. Ludzie usłyszeli – i odpowiedzieli. Ze wszystkich części miasta, ze slumsów i dzielnic bogaczy popłynął tłum. W kilka godzin w Alei Objawienia się Świętych stanęły dwa miliony ludzi. Przyszli na EDSA całymi rodzinami, z małymi dziećmi. A co najważniejsze, przyszli z różańcem w ręku i modlitwą na ustach. Na ulicy trwało wielkie nabożeństwo różańcowe, śpiewano bez końca pieśni maryjne, na pospiesznie przygotowanych ołtarzach kapłani i biskupi odprawiali niezliczone Msze św. Ludzie błagali Matkę Najświętszą o pomoc. Bali się, nawet bardzo. Wiedzieli, że uzbrojona po zęby armia Marcosa może zetrzeć ich na krwawą miazgę.

Trwali na posterunku cztery dni i noce. W tym czasie w trzech klasztorach kontemplacyjnych nieustannie modliły się zakonnice. Kard. Sin powiedział im: „Idźcie do kaplicy i módlcie się. Módlcie się z rozłożonymi rękoma i pośćcie dopóty, dopóki nie powiem, że możecie przestać”.

Różańce wymierzone w czołgi

To, czego się obawiano, stało się niebawem faktem. Na ulicy ukazało się pierwszych sześć czołgów. Kierujący nimi zobaczyli armię bezbronnych ludzi, zawyły motory, maszyny ruszyły na tłum. Wszystkich czołgów było dwadzieścia pięć, żołnierzy – sześć tysięcy. Dwa miliony ludzi, bladych i drżących ze strachu, uklękło twarzą w kierunku nadjeżdżających czołgów.

W pierwszym rzędzie klęczały siostry zakonne. Podniosły w górę różańce i zaczęły się głośno modlić. Nie, ludzie nie mieli zamiaru się cofnąć. To czołgi się cofnęły. Nie padł ani jeden strzał. Armię pokonała moc modlitwy. W stronę, gdzie jedna z sióstr prowadziła różaniec, zbliżał się czołg z samotnym żołnierzem w wieżyczce. Czołg zatrzymał się przed klęczącym tłumem. Żołnierz patrzył długą chwilę z zachwytem, po czym powiedział: „Czy mogłaby siostra modlić się głośniej? Moi ludzie w czołgu nie słyszą”. Kiedy zakonnica skinęła głową, twarz żołnierza rozpromienił szeroki uśmiech. Po chwili załoga czołgu dołączyła się do wspólnej modlitwy.

Staruszka na wózku inwalidzkim wysunęła się do przodu. Trzymając w rękach różaniec, zawołała do dowodzącego innym czołgiem: „Możesz mnie zabić, bo i tak jestem już stara! Ale nie rób krzywdy tamtym ludziom”. Czołg zatrzymał się kilka metrów przed starą filipińską kobietą.

Trzynastoletnia Risa z zerwanymi w ogródku stokrotkami klęczała i patrzyła na zbliżający się czołg. Pod jej kolanami asfalt był mokry od potu. „Panie żołnierzu, niech pan nas nie zabija. Jesteśmy Filipińczykami, tak samo jak pan”. Wyciągnęła bukiecik ku czołgiście. Żołnierz długo na nią patrzył przewiercającym na wylot wzrokiem. Wreszcie uśmiechnął się. „Nie bój się, maleńka, nie zabiję nikogo”. Zeskoczył z czołgu i wziął z rąk dziecka kwiaty. Risa przytuliła się do niego. Z oczu żołnierza i dziewczynki płynęły łzy.

Tak działo się wszędzie. „Rozmawiałem – wspomina kard. Sin – z kapłanem, który był tam owej niezapomnianej nocy. Mówił, że w tym rozmodlonym tłumie czuło się obecność Boga. Opowiadał, że modlili się również żołnierze. Widział, jak poruszają się ich wargi, wypowiadające słowa Zdrowaś Maryjo. Niektórzy z nich przyłączyli się do śpiewu Ave, Ave, kiedy pod milczącymi gwiazdami tłum zaintonował pieśń, którą każdy Filipińczyk zna na pamięć od wczesnego dzieciństwa”. Dzieci przyszły z kwiatami i wkładały je w lufy karabinów, które miały służyć do zabijania. Klerycy wychodzili naprzeciw żołnierzom i obejmowali ich w uścisku braterstwa. Byli przecież w tym samym wieku, co oni. Kobiety i dziewczęta robiły kanapki dla okupujących Aleję i częstowały nimi żołnierzy jadących ku nim w czołgach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11