Miały być krwawe starcia, atak z ziemi i powietrza, czołgi, moździerze i karabiny. Zamiast tego, była wspólna modlitwa i pojednanie. Wszystko za sprawą Matki Bożej. Fragment książki "Świat maryjnych objawień" Wincentego Łaszewskiego publikujemy za zgodą wydawnictwa Polwen.
Wydarzenia w Manili (Filipiny) to rok 1986. Potwierdza je biskup miejsca, kard. Jaime L. Sin.
Miały być krwawe starcia, atak z ziemi i powietrza, czołgi, moździerze i karabiny. Zamiast tego, była wspólna modlitwa i pojednanie. Wszystko za sprawą Matki Bożej, która odpowiedziała na wołanie swych filipińskich dzieci. Wysłuchała ich modlitw i ocaliła je, odmieniając serca tych, którzy dostali rozkaz, żeby zabijać.
polwen.pl Wincenty Łaszewski: "Świat maryjnych objawień" W dniach 22-25 lutego 1986 r. w stolicy Filipin, Manili, w Alei Objawienia się Świętych, dokonała się pokojowa rewolucja. Ośmiopasmowa droga opasująca miasto stała się miejscem objawienia potęgi świętych – ludzi trzymających w rękach różańce. Była to wielka potęga, po stronie różańcowego wojska stanęła bo wiem sama Matka Najświętsza. To Ona wydała armii rządowej rozkaz do wstrzymania ataku. Historię tego objawienia czyta się jak dobrze napisaną powieść, której autorem jest Bóg. Jak mówił kard. Jaime L. Sin, „cały scenariusz [tamtych wydarzeń] był pisany przez samego Boga, (…) całością akcji kierowała Najświętsza Maryja Panna”.
Kamień, który upadł, by podnieść naród
W 1972 r. Filipiny stały się krajem totalitarnym. Tuż przed kolejnymi wyborami prezydenckimi głowa państwa, Ferdynand M. Marcos, rozwiązał parlament. Zgodnie z konstytucją nie mógł dalej piastować swego urzędu, kończyła się bowiem jego druga czteroletnia kadencja. Pragnienie władzy popchnęło go do zlikwidowania wolnej prasy, a niedługo potem uwięzienia wszystkich przywódców opozycji oraz siedmiu tysięcy „niepoprawnie myślących” żołnierzy i oficerów. Próbował również zaatakować Kościół, ale spotkał się z tak ostrym sprzeciwem kard. Sina, że uznał: „Mam dość problemów. Dlaczego miałbym jeszcze wchodzić w konflikt z Kościołem?”.
Sytuacja na Filipinach stawała się z roku na rok bardziej napięta. Powodowała ją coraz bardziej widoczna korupcja rządu, stagnacja ekonomiczna, rosnąca przepaść między bogatymi i biednymi, a także coraz śmielsza działalność komunistycznej partyzantki na wiejskich terenach. Rzeka goryczy narodu przelała się w dniu, w którym ludzie prezydenta zamordowali Benigna Aquino.
Benigno Aquino wchodził w skład filipińskiego parlamentu przed jego rozwiązaniem przez Marcosa. Już przed stanem wojennym, ogłoszonym 21 września 1972 r., Aquino był bezkompromisowym opozycjonistą i nie bał się mówić głośno o skandalach rządowych. Nic dziwnego, że aresztowano go jako jednego z pierwszych w dniu ogłoszenia stanu wojennego. W więzieniu spędził siedem i pół roku, odizolowany od świata. Zapadł tam na poważną chorobę serca, która wymagała operacji. Marcos wysłał go do Stanów Zjednoczonych, do szpitala w Teksasie, by nie pozwolić mu już powrócić z wygnania.
Rodzina Aquino osiedliła się w Bostonie. Benigno poświęcił trzy lata na studia na Harvardzie, gdzie nawiązał liczne kontakty z podziemiem na Filipinach. Za wszelką cenę chciał powrócić do ojczyzny. Poleciał do Manili mimo pogróżek żony Marcosa, byłej miss piękności, którą zawsze piętnował za wykorzystywanie publicznych pieniędzy do prywatnych celów. Został zastrzelony w sierpniu 1983 r., gdy wychodził z samolotu na lotnisku w Manili; nie zdążył nawet dotknąć stopą ziemi filipińskiej.
Jego śmierć obudziła Filipińczyków z trwającej dziesięć lat apatii. Była jak kamień rzucony w wodę, wzbudzający fale, które zataczają coraz szersze kręgi. Tak obudziła się cała ojczyzna Benigna Aquino. Wdowa po nim, Corazon Aquino, tłumacząca, że „zajmuje się domem, a nie polityką”, mimowolnie stanęła na czele ruchu. Do zaangażowania w politykę nakłonił ją kard. Sin. W ten sposób dał narodowi człowieka, który potrafił uświadomić rodakom, że Marcos kłamie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.