Gdy wołam: „Siostro Mario”, odwraca się do mnie równocześnie sześć zakonnic. Dlatego że wszystkie anuncjatki noszą imię Maria, a do niego dodają wybrany przydomek. W ten sposób podkreślają, że to Matka Boża uczy je, jak sprawiać przyjemność Jezusowi.
Małe buciki
Przyciągają spojrzenia kolorowymi habitami, które wydają się wesołe. Dopiero kiedy wyjaśniają symbolikę barw, można odczuć całą dramaturgię stroju. – Czarny welon przypomina Maryję stojącą pod krzyżem – opowiada siostra odpowiedzialna. – Biała gempka wokół twarzy jest symbolem czystości. Czerwony szkaplerz to przelana za nas krew Chrystusa. Niebieska wstążka odnosi się do Maryi, a zawieszony na niej medal przedstawia z jednej strony Matkę Bożą Dziesięciu Cnót, a z drugiej – św. Joannę zaślubioną Dzieciątku Jezus. Szarość to symbol ubóstwa, nawrócenia, bo z szarego prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy.
W ten strój ubrano do trumny św. Joannę Francuską, która w 1502 r. założyła zakon. Po królowej zachowały się jedynie jej małe buciki z kilkucentymetrowymi wkładkami pogrubiającymi podeszwy. Jako dorosła kobieta musiała mieć stopy dziecka. Nie wiadomo, z jaką niepełnosprawnością się urodziła. Historycy podają, że król Ludwik XI, który modlił się o syna, był mocno rozczarowany urodzinami, jak zanotowano, „ułomnej” córki. Według biografów była małego wzrostu i cierpiała na poważne skrzywienie kręgosłupa. Z tego powodu jej życie upłynęło pod znakiem odrzucenia przez najbliższych. Kiedy miała 5 lat, ojciec, który nie chciał jej nawet zobaczyć po urodzeniu, odesłał córkę do krewnych. Przez 7 kolejnych lat nie widziała się z matką. W tym czasie jedyną radość czerpała z modlitwy i praktyk religijnych. Z kroniki zakonu dowiadujemy się o znaczącym fakcie z tamtego czasu: „Pięcioletnia Joanna często modliła się do Maryi Panny, by zechciała powiedzieć jej, czym mogłaby Jej usłużyć i oddać cześć”. Pewnego razu, gdy modliła się w kaplicy, miała wrażenie, jakby Maryja powiedziała jej w sercu: „Przed śmiercią założysz zakon na moją cześć. Sprawisz mi tym wielką radość”. Tak też się stało, mimo że z nakazu króla jako 12-latka została żoną kuzyna ojca – Ludwika Orleańskiego.
Lata małżeństwa były dla niej gehenną. Mąż znieważał żonę, publicznie oddając się wszelkim uciechom świata i nieustannie wyśmiewając jej niepełnosprawność. Ona dochowywała mu wierności, a nawet opiekowała się nim, kiedy trafił do więzienia. Gdy został królem, udało mu się uzyskać unieważnienie małżeństwa. Właśnie wtedy Joanna zajęła się zakładaniem zakonu. Umarła w opinii świętości, a jej mąż prosił o łaski dla siebie przy jej trumnie.
Jak naleśnik
– Jaki jest wasz charyzmat? – pytam. – Modlitwa, modlitwa, modlitwa – mówi siostra odpowiedzialna. Modlitwa nadaje rytm ich dniom, które zaczynają się od 6.30 rano, a kończą o 22.00. – Całe nasze życie jest ofiarą – mówią i modlą się słowami św. Joanny: „Maryjo, Dziewico i Matko Jezusa, daj mi myśleć, mówić i czynić to, co najbardziej podoba się Bogu i Tobie samej”.
Najczęściej proszą je o modlitwę w intencji rodzin przeżywających problemy. – Jakaś pani zapytała mnie niedawno przez telefon, czy pamiętam, o co prosiła przed rokiem – opowiada s. Maria od Bożego Miłosierdzia, od 15 lat w zakonie. – „Ja wszystko powierzam Maryi i Ona wie, o co pani prosiła”, odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Moje rozmówczynie opowiadają o drogach, które doprowadziły je do zakonu. Do chwili, kiedy jak Maryja mogły powiedzieć: „Oto ja, służebnica Pańska”. Siostra odpowiedzialna Ludwika Maria wychowała się w rodzinie katolickiej w Bretanii. Od 8. roku trenowała szermierkę. Miała występować w reprezentacji narodowej, ale rodzice ją powstrzymali i skończyła karierę w wieku 20 lat. – Nigdy nie myślałam o życiu zakonnym, chciałam mieć męża i dzieci – opowiada. – Po szkole pielęgniarskiej zamieszkałam w Paryżu. Miałam przyjaciół, mieszkanie, samochód, ale brakowało mi mężczyzny życia. Nie mogłam go spotkać, choć gorąco się modliłam.
Po pięciu latach któregoś dnia w klinice, gdzie pracowała na chirurgii, zaczęła rozmawiać z chorą. Tak sobie przypadły do gustu, że zaglądała do niej codziennie, bo nowa znajoma promieniowała radością. Dopiero w dniu, kiedy opuszczała szpital, zobaczyła ją w kolorowym habicie. Dowiedziała się, że należy do zakonu sióstr anuncjatek i nosi imię s. Maria od Pokoju Bożego. Po roku zakonnica znów wróciła na badania, a ona zasypała ją pytaniami, które zgromadziła sobie podczas wyczekiwania na męża. Poprosiła, żeby została jej kierowniczką duchową. Siostra zgodziła się i zaprosiła ją do klasztoru w Thiais. Po Paryżu to była dla niej oaza spokoju.
– W tym czasie miałam wrażenie, że przebywam w ciemnym pokoju z uchylonymi drzwiami, przez które sączy się światło – wspomina. – Ale bałam się je otworzyć. Któregoś dnia, klęcząc w klasztornej kaplicy, pomyślałam: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i zalało mnie światło. Poczułam ogromną miłość ogarniającą całą moją istotę. Nie było już miejsca na żadne pytania. „Szukasz miłości?” – pytał mnie Pan i sam odpowiadał: „Ja nią jestem”. Dla nas, Bretończyków, największym przysmakiem są naleśniki. Czułam się wtedy odwrócona jak naleśnik na patelni.
Drzwi otworzyły się dla niej w maju 1993 roku. W październiku wstąpiła do klasztoru. Miała wtedy 29 lat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).