– To, co Pier Giorgio Frassati dawał innym z własnej kieszeni, to był margines – mówi Wanda Gawrońska, siostrzenica błogosławionego. – Naprawdę dawał im całego siebie.
Wyjątkowa trumna
– Będąc Ciemnym Typem, nie trzeba robić nic nadzwyczajnego – mówi Daniel Indek, który razem z żoną Kasią należy do Towarzystwa. – Trzeba głosić Ewangelię.
– Jak głosisz Ewangelię? – pytam go.
– Kocham swoją żonę – odpowiada bez namysłu.
– Założyliśmy, że wytrwamy ze sobą do końca życia. Kiedy będzie trzeba, zawalczymy o miłość, naprawiając ją, gdy będzie się psuć – mówi Kasia. Poznali się na rekolekcjach Ruchu Światło–Życie. Ślub wzięli 9 miesięcy temu i niedawno wstąpili do Domowego Kościoła. Żona przyznaje, że w domu mają niedomykającą się od nadmiaru rzeczy szufladę z obrazkami Piera Giorgia, identyfikatorami z pielgrzymek, koszulkami i plakatami. Jej mąż interesował się błogosławionym już 16 lat temu i odtąd zbiera związane z nim pamiątki. Wychodzący z ich domu dostają cały „pakiet Piera Giorgia”. Daniel jest geodetą, Kasia pielęgniarką. Daniel bezinteresownie pomaga kolegom przy grodzeniu ziemi. Kasia mówi, że Pier Giorgio zmienia jej podejście do chorych. Podziwia go za uwagę, jaką okazywał innym, i za szacunek wobec rodziców, których słuchał nawet wtedy, gdy nie zgodzili się na jego ślub z ukochaną. Chwali jednego z Ciemnych Typów, który pracował ciężko na budowie podczas ubiegłorocznych wakacji, a cały zarobek oddał siostrom kalkutkom. – Nie jest konieczne, żebyśmy jak on pomagali bezdomnym, ale powinniśmy świadczyć uczynki miłosierdzia: uśmiechnąć się do kogoś, pomóc mu – wylicza Dominik. – Trzeba zmienić hierarchię wartości, zacząć myśleć o innych. Podejmując jakąkolwiek decyzję, zastanawiam się, jakby zachował się Pier Giorgio.
Przyznaje, że zawdzięcza mu zdanie trudnego egzaminu z wytrzymałości materiałów, który przypadł 4 lipca, w jego liturgiczne wspomnienie. – Nie wystawiam Pana Boga na próbę, tylko się uczę, a dopiero za wstawiennictwem Piera Giorgia proszę o światło Ducha Świętego – mówi.
– On daje nam radość życia – mówi Daniel. – Pier Giorgio cieszył się życiem, nawet kiedy widział nędzę biednych, gdy wracał do domu, gdzie rodzice nie akceptowali jego wyborów – podkreśla. – Był radosny, bo w pełni realizował swoje powołanie.
Justyna Redczuk, pilotka wycieczek i pielgrzymek z Katowic, należąca do Ciemnych Typów, jest przekonana, że młodzież, która przyszła czuwać przy relikwiach, to współcześni święci. Ją samą błogosławiony leczy z kompleksów: – Im bardziej go odkrywam, tym mam większe poczucie własnej wartości. Wstydziłam się śpiewać, a kiedy dowiedziałam się, że Pier Giorgio fałszował, a mimo to śpiewał, przestałam widzieć problem. Łączył aktywność fizyczną z modlitwą, a ja rzuciłam sport i oddałam się wyłącznie Bogu. Teraz wiem, że można robić i to, i to.
Uratowana Giovanna
Wanda Gawrońska w sprawę swojego wujka zaangażowała się w 1975 r., w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci. Jak mówi, była mocno dojrzała, miała 48 lat, a jej mama wciągnęła ją w organizowanie poświęconej mu wystawy w Rzymie. W pomieszczeniach na tyłach kościoła św. Cecylii na Zatybrzu, gdzie dziś mieści się Instytut Piera Giorgia, wcześniej znajdowało się Centro Incontri e Studio Europei. Matka Wandy jest Włoszką, a ojciec Polakiem, dlatego zawsze dzieliła miłość między te dwa kraje. Właśnie z powodu Polski w 1972 r. razem ze Stanisławem Morawskim utworzyła Centro, żeby dawać wsparcie polskim intelektualistom. Podczas stanu wojennego udzielała pomocy materialnej potrzebującym w kraju jej ojca. Z czasem przy Centro powstało Towarzystwo Przyjaciół KUL im. Piera Giorgia, a po 1989 zostało już tylko ono. Wanda opowiada, że kult wujka zaczął się rozwijać błyskawiczne tuż po jego śmierci. W ciągu trzech lat we Włoszech powstało ponad 1200 kół jego imienia. W każdym oddziale Akcji Katolickiej wisiał jego portret. Chłopcom masowo nadawano jego imię. Dziś przychodzą do niej informacje również z Chin, Malezji i Tasmanii o tym, że narodził się jakiś mały Pier Giorgio. Proces przyhamował po wojnie na skutek fałszywej plotki, jakoby przyszły święty nie zachował czystości. Do tematu wrócił niedługo przed śmiercią Paweł VI. Wystawa, którą Wanda przygotowała w Rzymie, pojechała do Polski i obejrzał ją u oo. dominikanów w Krakowie Karol Wojtyła. Przyznał wtedy, że młody Włoch był dla niego wzorem. Już jako papież przyrównywał go do św. Franciszka i św. Jana Bosco. – Na beatyfikację przyszedł cały włoski rząd i ministrowie, którzy się na nim wychowali – wspomina Wanda.
Przez internet dowiaduje się, jak wielu nadal się na nim wzoruje. Kilkanaście dominikanek z USA przyjęło jego nazwisko, bo imiona błogosławionego nie mają żeńskiego odpowiednika. Teraz nazywają się Maria Frassati. Franciszkanie z Bronxu stworzyli grupę pomocy, której patronuje. W tanzańskim Kiabakari polscy misjonarze wybudowali kościół pod jego wezwaniem.
Wanda Gawrońska mówi, że jego działanie to całe pasmo łask. Na dowód wspomina historię sprzed dwóch tygodni. Jej siostra Giovanna, jak to ma w zwyczaju, wypłynęła łódeczką 200 m od brzegu Morza Tyrreńskiego. Kiedy pływała, znienacka zerwał się mocny wiatr w kierunku Sardynii, który przegnał łódkę, a jej uniemożliwiał powrót do brzegu. Machała ręką, wołając o pomoc, ale jej głowa gubiła się wśród białych grzyw fal. Ludzie na przepływających obok łódkach myśleli, że to kołysząca się boja. – Z trudem utrzymywałam się 20 minut na powierzchni zimnej wody – wspomina Giovanna. – Myślałam, że to już śmierć, ale nagle podpłynął jacht i jego kapitan wyciągnął mnie z morza. Potem okazało się, że to syn byłego dyrektora „La Stampy”, który w zeszłym roku dostał Nagrodę Frassatich. Powiedział potem, że ratując jej życie, spłacił dług tej rodzinie.
– Pier Giorgio miał pasjonujące życie – mówi Wanda. – Moje też było fantastyczne. Wszystko we mnie jest wdzięcznością za nie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.