Pszczyński biskup Papuasów

Często przez 10–12 dni maszeruje przez porośnięte buszem, dzikie góry od jednej wioski Papuasów do drugiej. Teraz ks. Dariusz Kałuża rodem spod Pszczyny został biskupem diecezji Goroka w Papui-Nowej Gwinei.

Reklama

Nowy biskup urodził się w 1967 r. w Pszczynie. Pierwsze 15 lat życia spędził w niedalekiej Studzionce. Był tam ministrantem. W roku 1974 lub 1975 Studzionkę odwiedził ks. Kazimierz Niezgoda, misjonarz werbista. Wpadł w sandałach, w białej sutannie, z rozwianymi włosami. Jego spontaniczny sposób życia zaszokował ministrantów, przyzwyczajonych do statecznego proboszcza, który wszystko miał w życiu ułożone „w ancik” i u którego w zakrystii panował śląski „ordnung”. Misjonarz pokazał ministrantom slajdy z Nowej Gwinei. Wtedy mały Darek zachwycił się pracą misjonarza po raz pierwszy.

Następnym razem księdza Kazika Niezgodę Darek spotkał już w Papui, w... sklepie. – I w tym sklepie się dogadaliśmy, że znamy się ze Studzionki... On ma już 83 lata i nadal pracuje – mówi biskup Dariusz.

Przez most ze sznurków

Kiedy Darek miał 15 lat, Kałużowie przeprowadzili się ze Studzionki do Żor, a później jeszcze do Mizerowa w gminie Suszec, w parafii Brzeźce. Po szkole średniej wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny. Trafił do Papui-Nowej Gwinei, w bajecznie kolorowy świat, upalny i wilgotny. Jako Ślązak został przez rodziców nauczony porządku. Tutaj ze zdziwieniem zauważył, że do mycia podłogi wcale nie musi przynosić wody w wiadrze. – Wystarczyło, że wytarłem swój własny pot z podłogi, i już błyszczała – śmieje się. Przemieszcza się tam łodzią lub samochodem terenowym z napędem na cztery koła. W górach często trzeba jednak zostawić wóz i iść dalej pieszo, i to nawet przez 10–12 dni – od wioski do wioski. Przed rokiem został proboszczem nowej parafii w Saidor w diecezji Madang. Leży ona nad morzem.

– Kiedy ruszasz na taki dłuższy „patrol”, ktoś cię podrzuca łódką na brzeg. Bierzesz azymut na góry i idziesz... Wiesz, że w tych górach jest 12 wspólnot i 12 kościołów. Umawiasz się z właścicielem łódki: „Za 2 tygodnie przyjedź po mnie”. No i trzeba mieć wiarę, że gościu nie zapomni – mówi wesoło nowy biskup. Zdarzyło się jednak, że „gościu” zapomniał. Ks. Darek nawet tym się nie przejął: udało mu się przywołać innych Papuasów, którzy płynęli morzem w zasięgu wzroku. W porośniętych buszem górach ks. Dariusz często przeprawia się przez rzeki w bród, albo po czymś podobnym do mostów. To na przykład dwa pnie, przerzucone wysoko nad wzburzoną wodą. Nieraz idzie po mostach ze sznurków i gałązek, huśtających się niemiłosiernie przy każdym kroku i powiewie wiatru. – Ale to jest cała radość tak iść przez ten busz do nich! Idziesz do ludzi, którzy na ciebie czekają! – mówi.

W każdej wiosce ludzie sami spotykają się na nabożeństwach. Brakuje im jednak sakramentów świętych. Po dotarciu na miejsce misjonarz – często tak jak stoi, w krótkich spodenkach i T-shircie – zakłada stułę i odwiedza chorych oraz spowiada. Zjada to, co podadzą mu parafianie. Myje się w „łazience” pod wodospadem.

Po naszymu w Papui

Biskup Darek mówi o Nowej Gwinei z entuzjazmem. Pytamy, co w takim razie może tam Europejczykowi przeszkadzać. – Może brak prywatności... Dzieci chodzą za tobą wszędzie. Wśród misjonarzy jest taki ksiądz Stasiu spod Konina, który przyjechał z Polski z pasją do joggingu. Na Papui otworzył drzwi domu, wybiegł i... cała wioska za nim poleciała. Uznali, że skoro biały gdzieś biegnie, to coś musi za tym stać... – śmieje się.

Na Nowej Gwinei pracuje ok. 70 polskich misjonarzy – księży, sióstr, świeckich. Co roku spotykają się w mieście Madang na polskiej wigilii. Sporo jest wśród nich Ślązaków. Są werbiści z Katowic, jest brat Szymon Porwoł z Rybnika-Niewiadomia. – Z mojego zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny są nawet Ślązacy z mojej okolicy: Bogdan Cofalik z Palowic, Piotrek Michalski z Orzesza, Adam Samsel z Knurowa. Mogymy w Papui pogodać po naszymu – mówi. Diecezja Goroka, której ks. Dariusz został biskupem, jest specyficzna, bo choć mieszka tu pół miliona ludzi, katolików jest zaledwie 15 tysięcy. To prowincja, do której misjonarze katoliccy dotarli najpóźniej. Przed nimi byli tam anglikanie i luteranie. Katolickich księży jest tam tylko siedmiu – a jednak mają do „obsłużenia” ogromny obszar.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama