To jest dzisiaj naglące wezwanie, abyśmy w Kościele zajęli się bardzo mocno przeprowadzaniem ludzi - mówi ks. Krzysztof Kralka.
Henryk Przondziono /Foto Gość To jest dzisiaj naglące wezwanie, abyśmy w Kościele zajęli się bardzo mocno przeprowadzaniem ludzi - mówi ks. Krzysztof Kralka Nadzieja to postawa duchowa chrześcijanina, który oczekuje szczęścia w niebie. Dlaczego zatem tu, na ziemi, tak łatwo tracimy nadzieję?
Myślę, że człowiek cierpi nie tylko z powodu braku pieniędzy, nieposiadania pracy, chorób, upokorzeń psychicznych czy dolegliwości fizycznych. Największy ból człowieka bierze się stąd, że nie rozumie on sensu swojego życia. Wyobraźmy to sobie – żyjesz, wyjeżdżasz na wakacje, chodzisz do pracy albo studiujesz. I nagle coś wydarza się w twoim codziennym istnieniu. Na przykład ktoś cię porzuca, umiera, tracisz pracę, zaczynasz chorować…
To bardzo częste, sama przeszłam przez ten ciemny tunel.
Największym cierpieniem jest wtedy to, że nie umiesz sobie odpowiedzieć na najprostsze pytania. Co to jest? Dlaczego ja? Co mam z tym zrobić? Ból jest wtedy dużo większy niż ten fizyczny, dławi cię w środku, odbiera sen, zabiera sens. Świat kurczy się tylko do tych pytań bez odpowiedzi i bez adresata, bo komu można się na to poskarżyć? Czasem zostają najwytrwalsi, ale i oni często nie mają już siły słuchać, że tak bardzo boli. I nie wiedzą, jak mają się zachować. Jak pomóc?
Z drugiej strony ten cierpiący też nie ma słów, żeby opowiedzieć o tym piekle duszy, gdy boli. Pamiętam, że gdy opuścił mnie mój mąż, ataki paniki były tak silne, że nie mogłam prowadzić samochodu. Musiałam przystawać na poboczu i na nowo uczyć się oddychać. Myślałam, że umieram.
To odczucie bezsensu jest dużo głębsze niż pytanie, dlaczego moje życie się kończy. I co będzie później. To jest ból. Nie wiemy o nim nic, dopóki sami nie znajdziemy się w sytuacji granicznej. Proszę popatrzeć – świat jest wielki i piękny, nęci, zaprasza, pokazuje swoją doskonałą powierzchnię. Wpasowujemy się w niego – młodzi, piękni, bogaci, silni i… pozornie nieśmiertelni. Gdzieś głęboko czujemy, że to nie jest pełny obraz rzeczywistości, ale świadomie nie szukamy tego, co biedne, chore, brzydkie i nieszczęśliwe. Nawet jeśli niechcący ktoś to postawi na naszej drodze, szybko i z ulgą wycofujemy się, że to nie my, nie o nas chodzi.
Czy zatem młody człowiek dziś cierpi, bo nie rozumie siebie?
Tak, bo widzi w sobie różne sprzeczności. Dusza pragnie tego, co piękne, a ciało podąża za uciechami tego świata. W człowieku toczy się nieustanna walka, a jeżeli dodatkowo nie rozumie, dlaczego tak się dzieje, zaczyna się nieustanne egzystencjalne cierpienie.
Z tego bardzo często rodzi się depresja, człowiek wpada w ciemność, nie widzi sensu swego życia. Próbuje to zwalczać tabletkami, ale tabletka działa krótko. Ciemność zostaje.
W to ponure miejsce może wejść Bóg. W swoim życiu doświadczyłem wielu sytuacji, w których człowiek będący w głębokiej depresji, słysząc ode mnie kerygmat, zapraszał do swojego serca Jezusa – Światłość świata (por. J 8, 12). Światło, które jest największe i ponad nim nie ma żadnego innego. Widziałem wielokrotnie, że chorzy zdrowieli, depresja znikała, a potem psycholog czy psychiatra pytał: „Co ksiądz zrobił, że tak szybko ustąpiła choroba?”.
Jak ksiądz to wyjaśniał?
Mówiłem, że dostał to, co zawsze skutecznie leczy nie objawy, ale przyczynę. I że to zawsze działa. Trzeba tylko mocno chcieć. Żeby usłyszeć, że Ktoś jest obok nas, musimy się znaleźć w sytuacji bez wyjścia. Do tego dodatkowo potrzebna jest cisza. Tylko kto dzisiaj doświadcza ciszy? Popatrzmy na ludzi, którzy siedzą w poczekalni. Nikt już nie szuka odpoczynku od zgiełku świata przez tę krótką chwilę oczekiwania. Wszyscy nerwowo sięgają po komórki, tablety, iPady, iPhone’y. Ludzie dzwonią, piszą, sprawdzają Internet. Zakrzykują pustkę. Tymczasem, jeśli mamy tyle odwagi, żeby najpierw usłyszeć ciszę, to wygrywamy życie.
Oczywiście w chwilach zwątpienia, słabości będziemy mogli wyciszyć się i usłyszeć Boga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.