Musimy głosić żywego Boga

To jest dzisiaj naglące wezwanie, abyśmy w Kościele zajęli się bardzo mocno przeprowadzaniem ludzi - mówi ks. Krzysztof Kralka.

Reklama

Musimy głosić żywego Boga   Jak zaczyna się nawrócenie?

Odzyskujemy nadzieję, sens, światło i wtedy nasze życie się zmienia. Moje życie zmieniło się wewnętrznie. Zacząłem być prawdziwy, autentyczny. Nie napinam się, przestałem udawać, że jestem idealny, odrzuciłem pragnienie strojenia dobrych min do złej gry, a przede wszystkim zrzuciłem maskę tego, że jestem szczęśliwy. Spełniłem się cały w Bogu. On uporządkował cały mój świat. I to jest prawdziwe wyzwolenie. Przestałem bać się swojej słabości, bo w Nim mogłem wszystko. I wykorzystywałem to. Kiedy coś mnie przerastało, mówiłem: „Gdybym chciał spojrzeć na to po ludzku, to absolutnie nie ma takiej opcji. Ale jeżeli Ty mnie do tego zapraszasz i Ty za tym staniesz, i weźmiesz to na siebie, to OK, wchodzę w to, bo wiem, że to nie ja, tylko Ty”.

Czy zawsze ksiądz czuł Bożą armię za sobą?

Święci są nam przez Boga dawani po to, abyśmy zrozumieli, że warto oprzeć się na Bogu. Cokolwiek by się w naszym życiu działo – będziemy bezpieczni. On jest, a wraz z Nim Matka Boża i święci. Kogo nam jeszcze więcej potrzeba?

Skoro to takie piękne odczucie, oczyszczające, uspokajające, to dlaczego ludzie nie chcą poznać Boga? Dlaczego nie chcą odzyskać nadziei?

Utarło się takie powiedzenie, że istnieją wierzący i niepraktykujący. Wydaje mi się jednak, że nie ma takiej kategorii, a jest inna – praktykujący a niewierzący, bo naprawdę można przychodzić do kościoła, można się modlić, ale będzie to tylko martwa tradycja. Można przychodzić na Eucharystię, przyjmować Komunię Świętą, spowiadać się… i nigdy tam nie spotkać się z Bogiem. Tylko mechaniczna tradycja, prawie martwa wiara. To jest pobożność, ba, jest to jakaś religijność, ale istnieje niebezpieczeństwo, że człowiek, który robi to w sposób odruchowy, nigdy nie spotka Boga. Jak patrzymy na nasze kościoły, jeszcze wypełnione ludźmi, zadajemy sobie pytanie, na ile to jest pobożność i religijność, a na ile – wiara?

To jest dzisiaj naglące wezwanie, abyśmy w Kościele zajęli się bardzo mocno przeprowadzaniem ludzi. Mówiliśmy o tym więcej przy okazji rozmów o wierze, ale przypomnijmy: musimy zacząć od głoszenia żywego Boga. Wytrącania ludzi z pobożności, która jest tylko martwą tradycją, i prowadzenia do takiej wiary osobistej, która jest rozmową z Bogiem jak z najwspanialszym przyjacielem. Istnieje zasadnicza różnica między człowiekiem, który odruchowo przychodzi do kościoła, i tym, który poznał Boga, doświadczył Go osobiście, a także żyje z Nim, wierząc.

Myślę, że ci „martwi w wierze” ludzie, o których ksiądz mówi, też zadają sobie pytanie, czy Bóg ich kocha. I jakoś Go odczuwają.

Bóg kocha każdego człowieka bezinteresownie, bez względu na to, czy jesteśmy dobrzy – jak swoje dziecko. Rodzice też widzą, że dziecko czasem niedomaga, że nie słucha, nie rozumie tego, co się do niego mówi, a przecież kochają je, chcą okazywać dobro… Bóg tak samo. Okazuje łaskę i miłosierdzie. Natomiast wielkim pragnieniem Boga jest to, aby człowiek był z Bogiem w relacji, aby wiara owocowała związkiem na linii Bóg – ja. To, że jesteśmy w Kościele, że się modlimy, powinno owocować także uczynkami wiary. Sama wiara ma nas zmieniać, ciągle nawracać. Bóg pragnie naszego nawrócenia. Pragnie. Po to, abyśmy byli zbawieni. Po to, abyśmy żyli w Nim.

Często doświadczamy żywego Boga w skrajnych sytuacjach. Kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, dotyka nas cierpienie. Wtedy gdy nikogo nie ma obok nas, a jest tylko Bóg.

Jasne, że jest to powiedzenie: jak trwoga, to do Boga. I wielu ludzi właśnie w takich granicznych sytuacjach życia tego Boga znajduje. Naprawdę szkoda życia, aby czekać do tak dramatycznych chwil. Bóg chce być doświadczany, znajdowany, chce błogosławić, mówić do człowieka w każdej sytuacji. Jednak jest coś w tym, że gdy doświadczamy jakiejś samowystarczalności, gdy czujemy, że jesteśmy silni, wszystko się nam układa – to jakoś tak trudniej nam o Bogu myśleć. Łatwiej zwrócić się ku Niemu wtedy, gdy tracimy grunt pod nogami. Często jest to też zwracanie się do Boga nie z miłości, ale ze strachu, przerażenia.

Oczywiście Bóg też wykorzystuje takie sytuacje, aby człowiek mógł doświadczyć Jego opieki i błogosławieństwa. Ale przede wszystkim zaprasza nas do tego, żebyśmy żyli z Nim w zwykłej codzienności. Zwróć uwagę, przechodzi nam koło nosa tyle fantastycznych doświadczeń Bożego prowadzenia, Bożej obecności, Bożych słów, Bożych natchnień, dlatego że bardziej koncentrujemy się na swoich możliwościach. Często jest tak, że to zbytnie skoncentrowanie się na swoich siłach, zbytnia wiara w siebie doprowadza nas do tych tragedii. Wielu z nich uniknęlibyśmy, gdyby nasze życie było zanurzone w Bogu. Co ksiądz mówi takim ludziom, którzy dotknęli dna nieszczęścia?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama