Z ks. Stanisławem Filipkiem, który od 36 lat pracuje w Rwandzie, i rektorem pierwszego w tym państwie sanktuarium Miłosierdzia Bożego, rozmawia Maciej Rajfur.
Maciej Rajfur: Pallotyni w Rwandzie są już od 1973 roku. Od tego czasu ich zakres duszpasterskich działań znacznie się rozszerzył, ale cel pozostał ten sam.
Ks. Stanisław Filipek: Celem zasadniczym była zawsze ewangelizacja, a dokładnie duchowa formacja świeckich, zgodnie z charyzmatem przekazanym przez św. Wincentego Pallottiego. Misjonarze na miejscu muszą nauczyć się płynnie języka lokalnego – kinya- rwanda, bo 90 proc. obywateli posługuje się tylko nim. Rwanda opiera się głównie na tradycji oralnej, ustnej. Wprowadzamy tam słowo pisane, które rozszerza horyzonty i umysł człowieka. Mamy także sporo wyzwań związanych z sytuacją społeczno-polityczną.
Czy kraj ten wciąż głęboko odczuwa skutki straszliwej wojny domowej z lat 1990–1993?
Oczywiście. W latach 90. ub. wieku Rwandę dotknęła nie tylko tragedia wojny, ale i ludobójstwa. Destrukcja człowieka, eksploracja zła i nienawiści. W 1994 r.wymordowano w ciągu 3 miesięcy około miliona ludzi. Zniszczono instytucje rodziny. W samej Rwandzie żyje ok. 300 tys. sierot. Wciąż ich przybywa ze względu na zubożenie społeczeństwa i spustoszenie, jakie sieją malaria oraz AIDS. Co w takim klimacie – rozdarcia społecznego i nienawiści – można zaproponować człowiekowi, aby mu przywrócić iskrę nadziei? Imana Nyilimpuhwe, mówiąc w kinya- rwanda, czyli Miłosierdzie Boże.
Wydaje się, że kult Miłosierdzia Bożego trafił na podatny grunt.
W pewnym momencie zaczęły się tworzyć spontaniczne grupy modlitewne. Dlatego 1 grudnia 2008 r. Konferencja Episkopatu Rwandy powierzyła pallotynom zadanie zaopiekowania się nimi i zapewnienia im solidnej formacji teologicznej i duchowej. W tej perspektywie sanktuarium w Kabuga, tam, gdzie pracuję, stało się krajowym centrum posługi kapelanów dla tych grup.
Ewangelizacja w atmosferze braku przebaczenia i chęci zemsty ze względu na wyrządzone krzywdy to trudny sprawdzian dla kapłana.
Właśnie wtedy miłosierdzie przybiera rolę najlepszej odpowiedzi na potrzeby społeczeństwa. Wypełnia pustkę. Pozwala pokonać żal, pretensje i złość. Cała duchowość miłosierdzia, czyli spojrzenie na Boga, który kocha, przygarnia i wybacza, pomaga ludności w trudnej powojennej rzeczywistości. Dlatego Rwandyjczycy zwracają się do Najwyższego i odnajdują w Nim nową nadzieję życia.
W jaki sposób dotrzeć do zranionych śmiercią bliskich osób obywateli i przekonać ich, że nie zemsta, lecz przebaczenie ma największą moc?
W naszym duszpasterstwie głosimy, że najważniejsze to nie poddać się zwątpieniu i zniechęceniu. Cierpienie fizyczne i duchowe może stać się przeszkodą w drodze do Boga, ale dla człowieka wierzącego powinno otworzyć drogę zbawienia. Mówimy: naucz się łączyć twoje osobiste cierpienie z męką Jezusa Chrystusa. Coraz więcej ludzi z regionu przychodzi na Drogę Krzyżową. Zapewniamy obecność w konfesjonale i całodzienną adorację Najświętszego Sakramentu. Obalamy starotestamentalną postawę „ząb za ząb”, wprowadzając nowotestamentalną: „zło dobrem zwyciężaj”. Tłumaczymy konsekwentnie, że sztuka miłosierdzia polega na wyciąganiu dobra z wyrządzanego zła.
Jaki klimat dla katolików panuje w Rwandzie?
Ponad 55 proc. społeczeństwa tworzą katolicy. Nasze kościoły są pełne, ale nie znaczy to, że wszyscy uczestniczą w niedzielnej Eucharystii. Jest dużo wyzwań w kwestii nowej ewangelizacji i przenoszenia zasad chrześcijańskich do codziennego życia, aby uniknąć dualizmu. Na pewno mamy jeszcze wiele do zrobienia na tamtym gruncie. Młody Kościół w Rwandzie dorasta i ma się coraz lepiej dzięki głębokiemu dobrowolnemu zaangażowaniu osób świeckich. Ludzie organizują się w małych wspólnotach, które mają określone sektory działania. To pokazuje dynamikę. Z drugiej strony doświadczamy naporu sekt i powrotu do tradycyjnych religii afrykańskich.
Na pewno widzi Ksiądz różnice między sposobem przeżywania Mszy św. w Polsce i Rwandzie. Co jako pierwsze rzuca się w oczy?
Tam Eucharystia jest żywa, przeżywana energicznie. Nie ma np. organistów. Funkcjonuje przynajmniej 10 chórów w parafii i one zabiegają o to, żeby animować śpiew na Mszy Świętej. Świeccy ludzie zapewniają wszystko to, co mogą w kwestii duszpasterstwa. Księża w pewne rzeczy w ogóle nie ingerują i mogą zająć się sprawowaniem sakramentów. Wydaje mi się, że w polskim Kościele brakuje tej spontaniczności i chęci na poziomie grup parafialnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.