Królowa na kolanach

W kącie katedry wawelskiej wisi krzyż, a na nim Jezus, który przemówił. Słuchała go niespełna dwunastoletnia królowa Jadwiga Andegaweńska. Dziś ludzie, którzy tam klęczą,
też chcą usłyszeć Jego głos.


Pani pod adamaszkiem


– Obok Najświętszego Sakramentu ten lipowy krzyż zawsze uchodził za najświętsze miejsce w katedrze – mówi ks. prof. Urban. – Jest on jednym z najstarszych zachowanych fragmentów wyposażenia. Musi pochodzić z ostatniego ćwierćwiecza XIV w., kiedy Jadwiga przybyła do Krakowa, i zawsze był z nią kojarzony. Nigdy nie został przeniesiony z tego narożnika, jedynie w 1401 r. oprawiono go w ołtarz. Jego autorem jest prawdopodobnie Mistrz z Wyższego Brodu. Można przypuszczać, że albo Jadwiga przywiozła gotowe dzieło ze sobą z Węgier, albo sprowadziła artystę z Czech lub Węgier do Polski, gdzie wtedy nie było rzeźbiarzy tej klasy. Postać Chrystusa na krucyfiksie ma dwa metry, ale jest delikatna i jakby zanurzona w ludzkiej naturze Stwórcy. Natomiast Jego twarz wychyla się ku nam z innej rzeczywistości. Gładka, jakby ktoś chustą starł z niej w wszystkie bóle umierania. Tylko czoło wyraża całe napięcie zmagania się z cierpieniem. – To nie jest masywne ciało Zbawcy z kościoła Mariackiego – mówi ks. prof. Urban.

– Ten Chrystus nie ma rąk kulturysty, ale szczupłe, wydłużone ramiona, obrazujące kruchość ludzkiej natury. 
Modląca się przed Nim królewna była małą dziewczynką, choć jak pisał Jan Długosz, „wszystko co mówiła lub czyniła znamionowało sędziwego wieku powagę”. Nie zachowały się jej żadne wizerunki. Kiedy w 1887 dokonywano restauracji katedry, odkryto jej grób. Obecny przy tym Jan Matejko odrysował wyjęte z trumny insygnia i czaszkę, która być może posłużyła mu jako model twarzy Jadwigi malowanej w „Poczcie królów polskich”. Na jego portrecie ma czarne włosy i surową twarz, a z jednej z włoskich kronik z tamtych czasów dowiadujemy się, że była piękną blondynką. Kiedy po 550 latach odsłonięto płytę grobową, aby przenieść jej relikwie do sarkofagu z białego marmuru kararyjskiego, zebrani zobaczyli okryte adamaszkową oponą kości królowej, dobrze zachowane paznokcie i zęby. Ciało leżało w trumnie przesunięte do jednego boku, bo prawdopodobnie obok położono jej zmarłą po trzech tygodniach życia córeczkę Elżbietę Bonifację.

– Oglądałem szczątki królowej przed beatyfikacją, miała kształtną czaszkę, która nie „straszyła” – zwierza się ks. prof. Urban. – Tak jak w kazaniu pogrzebowym Stanisława ze Skalbmierza „poznaliśmy jej niezwykłą urodę”. Wcześniej antropologowie podawali, że mierzyła 180 cm. Przed beatyfikacją badający długość jej kości udowej, świadczącej o wzroście, stwierdzili, że musiała mieć ponad 170 cm. Jednak wtedy, kiedy modliła się przed czarnym krzyżem, była drobną, niską, niespełna 12-letnią dziewczynką, ufającą, że usłyszy wielki głos z góry. 


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11