„Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o tym, że ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam działam w duszy” – mówi Jezus.
Zacznę od osobistego wyznania. Nie wyobrażam sobie życia bez spowiedzi. Wciąż upadam. Na ogół są to te same grzechy od lat. W kółko latam do spowiedzi, inaczej nie potrafiłbym żyć. Wiem, bo próbowałem czasem się ociągać z pójściem i czułem wtedy, że lecę w przepaść. Kiedy odchodzę od konfesjonału, czuję się lżejszy, szczęśliwszy, z nadzieją, że wreszcie będzie lepiej. Ale zanim dotrę do spowiedzi, a nawet gdy już czekam w kolejce z innymi grzesznikami, zawsze się boję, czuję się upokorzony własnym brudem, jest mi wstyd. Nachodzą mnie myśli: „czemu byłem znowu taki głupi”; „ile razy można popełniać te same grzechy?”; „może powinienem przyjść dopiero, jak się poprawię?”; „co ten ksiądz sobie o mnie pomyśli, tym bardziej jeśli mnie zna z lepszej strony”; „czy nie potraktuje mnie źle?”.
Wiem, że to są obawy, które podsuwa ten, który bardzo chce, bym się nie spowiadał. Dlaczego Jezusa tak łatwo tracę z pola widzenia? Przecież wiem doskonale, że to On czeka na mnie w tym sakramencie. Wiem też, co znaczy być źle potraktowanym przez spowiednika. Śmiem twierdzić, że wiele osób przeżywa podobne rozterki, trudności, lęki. Więc proszę Ducha Świętego, by pozwolił mi napisać w tym wielkopostnym cyklu takie teksty, które będą pomocą. Dla czytelników i dla mnie samego. Chodzi o to, by w Roku Miłosierdzia odkryć na nowo sakrament pokuty jako cudowne (choć czasem bolesne) lekarstwo dla nas, grzeszników.
Do spowiedzi jak dziecko
Katechizm Kościoła Katolickiego nazywa „sakramentami uzdrowienia” dwa sakramenty: namaszczenie chorych i spowiedź. Wprowadzając ten temat, katechizm przywołuje ewangeliczną scenę uzdrowienia paralityka. Jezus odpuścił mu grzechy, a potem przywrócił także zdrowie ciała. Pomyślmy o tej scenie w kontekście spowiedzi.
Grzech działa na ludzką duszę i psychikę (a czasem i ciało) jak paraliż. Bo grzech jest odwróceniem się od Boga, czyli odcięciem od źródła życia, zasilania, energii, miłości. Szybciej lub wolniej tracimy zdolności komunikowania się z Bogiem, z innymi, ze sobą. Pojedyncza pajęczyna wydaje się niegroźna, ale zło potrafi wytrwale oplatać nas swoimi sieciami tak skutecznie, aż zamknie nas w śmiertelnym kokonie. Grzech obiecuje wolność i radość, a daje niewolę i smutek. Żyjąc w grzechu, czujemy się coraz bardziej sparaliżowani. Tracimy czucie. Wyrzuty sumienia mogą powoli zanikać.
Człowiek potrafi oszukiwać siebie samego, mówić sobie, że jest świetnie, choć w głębi serca czuje, że życie z niego wycieka. Niby żyje, ale nie żyje. Czuje się zamknięty w sobie. W końcu nie dajemy już sobie rady. Ktoś musi nas zanieść przed Jezusa, jak tego paralityka. Czterech ludzi z pomysłem, z odwagą, z determinacją. To obraz Kościoła, który nie ma innego celu jak ten – przynosić sparaliżowanych grzechem ludzi przed oblicze Pana.
„Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mk 2,5) – mówi Jezus do chorego. W oryginale pada tu słowo „dziecko”. To jest piękne i ważne! Bóg widzi zawsze we mnie dziecko. Dlatego mówi do mnie: „synu”, „córko”. „No tak, znowu narozrabiałeś, ale najważniejsze, że jesteś. Twoje grzechy są przebaczone, zacznij od nowa”. To także ważna podpowiedź dla penitenta. Do spowiedzi mogę przystąpić, kiedy mam w sobie postawę dziecka. Pokorę, ufność, prostotę. Bez domorosłej psychoanalizy, bez przesadnego poniżania się i bez pudrowania. Mam szczerze wyznać, co znowu nabroiłem. Opowiedzieć o swojej niedoli, o swojej winie.
„Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!” – spowiedź jest nie tylko przebaczeniem, ale i leczeniem. Człowiek dzięki łasce odnajduje siłę, by iść dalej w stronę własnego domu (wspólnota z innymi) i tego wiecznego Domu. Musi wziąć swoje łoże, które można tu odczytać jako symbol złej przeszłości. Niektóre skutki poważnych grzechów, nałogów czy zdrad mogą się za nami ciągnąć, mogą jakoś ciążyć, ale to już mnie nie paraliżuje, mogę to udźwignąć i iść dalej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.