Na początku chciałem być dobry. A na pewno na początku mojego kapłaństwa. Okazało się, że wielu ludzi tego potrzebowało i praktycznie byłem „rozszarpywany na kawałki”. Od rana do nocy ktoś czegoś ode mnie chciał. A ja dawałem.
To, że po drodze mdlałem itd., nie jest ważne. Jakoś tam się z tym przemęczałem. Ale z czasem, z kolejnymi akcjami ratunkowymi i dostarczaniem dla bliźnich dobra powracało pytanie, czy ja mądrze pomagam. To znaczy – wracali do mnie ci, którym już raz pomogłem, i znowu, i znowu. Jakby nie mogli żyć bez mojej pomocy. Praktycznie nikogo nie ubywało, ale za to pojawiał się ktoś nowy.
Zacząłem sobie więc zadawać pytanie, czy naprawdę nie mogą żyć bez mojej pomocy. A gdybym nagle zniknął?
Wyglądało na to, że moją dobroć wpisywali sobie w swój „budżet”. Przecież w walce o przetrwanie mogli się o tyle mniej starać, ile brali ode mnie. Było im łatwiej. Ale czy to dobrze? Tak powoli, metodą dedukcji, doszedłem do tego, że właściwie nie pomagam, ale ludzi demoralizuję. Wyręczam ich. Moje „dobro” wcale nie było dobre.
Dzisiaj powiem: głupio jest pomagać tak, że im więcej pomocy, tym więcej potrzebujących. Pomagać należy tak, by każdy radził sobie w życiu. Dzisiaj pomagam i wymagam równocześnie. Szlachetna Paczka stała się dla mnie poligonem mądrej pomocy. W niej, razem z wieloma moimi współpracownikami, zastanawiamy się, kiedy pomoc pomaga. Bo dla mnie nie wystarczy dzisiaj być dobrym. Chcę też być mądry.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.