To prawdziwi zapaleńcy. W swoich szeregach mają studentów, prawników, informatyków, a także... Australijczyków. Wszystkich łączą śpiew i język łaciński.
Ostatnio mieszkańcy Gdańska mogli posłuchać tej niesamowitej mieszanki zawodów i osobowości w kościele cystersów w Oliwie, gdzie odbyły się uroczyste nieszpory ku czci św. Bernarda z okazji 900-lecia opactwa w Clairvaux. – Dla mnie to zupełnie coś nowego, ale muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Chociaż łacina nie jest moją mocną stroną, starałam się podczas nieszporów modlić tak, jak umiałam najlepiej – mówi pani Edyta z Przymorza.
Schola Gregoriana Oliviensis powstała dzięki Jackowi Bratkemu, organiście i badaczowi cysterskiego chorału. To jego starania i zapał do szperania m.in. w diecezjalnym archiwum oraz w zbiorach klasztornych – polskich i zagranicznych – spowodowały, że zapomniany chorał cysterski przeżywa renesans. Modlitwa poprzez śpiew w języku łacińskim ma jedno zadanie – zbliżyć do Boga. – Bo chorał to nic innego jak modlitwa – mówi J. Bratke.
Dyrektor Scholi Gregoriana Oliviensis nieprzypadkowo wybrał właśnie chorał cysterski. – Musimy pamiętać, że wywodzi się on z gregoriańskiego, który na przestrzeni wieków miał swoje wzloty i upadki. Cystersi, jako zakon monastyczny, cenią prostotę, zwłaszcza jeśli chodzi o modlitwę. W chorale gregoriańskim za dużo było muzycznych ozdobników, które na piedestale stawiały tego, kto śpiewał, a nie Boga, bo tekst przestawał być ważny, a liczyło się tylko wykonanie – wyjaśnia pan Jacek.
Stąd Bernard z Clairvaux razem z ówczesnymi muzykologami zabrał się za żmudną pracę uzyskania chorałowej melodii, która byłaby czysta i prosta. – Tak właśnie powstał chorał cysterski – ascetyczny, prosty i surowy w swoim brzmieniu, bo w zamyśle miał przez modlitwę zbliżać do Boga jeszcze bardziej – wyjaśnia pan J. Bratke.
Swoją pasją do odkrywania i ożywiania zapomnianej dzisiaj formy zbliżenia do Boga udało mu się zarazić sporą grupę osób, przede wszystkim mężczyzn, gdyż dawniej w opactwie oliwskim to właśnie zakonnicy chorałem modlili się codziennie. Dominic Sheridan do Polski przyjechał kilka lat temu z Australii. – Zakochałem się i dlatego tu jestem – śmieje się mężczyzna. Razem z żoną mieszkają w Gdańsku. W Australii należał do chóru męskiego. – Podobnie, jak w scholi, śpiewaliśmy po łacinie i udzielaliśmy się w czasie Mszy św. – tłumaczy. Po przyjeździe do Polski zaczęło mu tej chóralnej atmosfery brakować. – Chociaż na co dzień miałem pracę, moja żona widziała, że coś jest nie tak, bo snułem się po domu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wyjściem z tej sytuacji miała być Schola Gregoriana Oliviensis. – Żona znalazła ogłoszenie o naborze i nie żałuję, że tak się stało. Dzięki Jackowi poznałem chorał cysterski, a do tego śpiewam po łacinie, i to jeszcze z zakonnicami! – śmieje się Dominic.
Bo w próbach, a następnie we wspólnej modlitwie i dzieleniu się chorałowymi tradycjami z innymi towarzyszą scholi siostry z Zakonu Najświętszego Zbawiciela św. Brygidy. Dla nich to powrót do korzeni. – Święta Brygida osiadła przy cysterskim klasztorze w Alvastra w Szwecji i najprawdopodobniej znała chorał w tej formie, którą ożywia pan Jacek – wyjaśnia s. Ella. Brygidki na co dzień posługują się chorałem. – Nasze modlitwy są częściowo w języku polskim, a częściowo w języku łacińskim, a chorał to codzienna modlitwa, z tą różnicą, że nie jest to chorał cysterski, a gregoriański – wyjaśnia s. Ella.
Do tego wspólnego odkrywania cysterskich tradycji może przyłączyć się każdy mężczyzna. Próby Scholi Gregoriana Oliviensis odbywają się w każdy czwartek o godz.19 w domu parafialnym ojców cystersów przy kościele Matki Bożej Królowej Korony Polskiej. – Zapraszamy do wspólnego odkrywania tego niezwykłego śpiewu. Chcemy sięgać do tradycji chorału i dziedzictwa cysterskiego – wyjaśnia pan Jacek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).