Nigdy nie opuszcza rąk, nie poddaje się nawet wtedy, gdy sytuacja wygląda beznadziejnie. Powtarza, że jej kalectwo jest darem i wszystko, co się dzieje w życiu ma swój cel.
Doktor Helena Pyz ponad ćwierć wieku temu wyjechała do Indii leczyć trędowatych. Nie było to marzenie jej życia, nie myślała o pracy poza Polską, o trądzie wiedziała tyle, co wyczytała w encyklopedii. Jednak słowa usłyszane na imieninach koleżanki o tym, że niedługo kilka tysięcy trędowatych zostanie pozostawionych na pastwę losu, ponieważ pomagający im polski kapłan, a zarazem lekarz Adam Wiśniewski jest umierający, głęboko zapadły jej w serce. To było jedno z tych spotkań, które zmieniły jej życie, zarazem dowód na to, jak mówi, że w życiu nie ma przypadków, a każdy dzień jest zaplanowany przez Boga.
Kiedy zachorowała na Heine-Medinę miała 10 lat. Po żmudnej rehabilitacji pozostało porażenie prawej nogi i nieodłączne kule, które ostatnio zastępuje wózek inwalidzki. Miesiące spędzone w szpitalu, rehabilitacja i kolejne pobyty w sanatoriach sprawiły, że zafascynowała się pracą lekarzy. Chciała być taka, jak oni, pomagać tak, jak oni. Te spotkania ukazały jej drogę pierwszego powołania. Na studiach spotkała też żywego Boga. Odkryła go na kartach Ewangelii, którą przeczytała wówczas od deski do deski. Odkrywcze były słowa: „Królestwo Boże rośnie w tobie. Nawet nie wiesz jak to się dzieje, obyś tylko nie opóźniał jego wzrostu”. Po dziś dzień powtarza, że od człowieka zależy jedynie to, by tylko Panu Bogu pozwolił rosnąć w sobie. A jej życie jest dowodem na to, że gdy pozwolimy Bogu działać, to może On zdziałać naprawdę wiele. Kolejne spotkanie zaprowadziło ją do Instytutu Prymasa Wyszyńskiego. Uciekała od chłopaka z którym spędzała wakacje, bo zobaczyła, że brakuje wartości, które by ich naprawdę łączyły i… pojechała nad Bałtyk. Tam spotkała kobietę, która siedząc w grajdole plaży pięknie mówiła o miłości do Matki Bożej. To zawiodło ją na Jasną Górę, a przez Maryję do Instytutu, w którym swe życie całkowicie oddała Bogu. Praca doktor Heleny w Indiach to prosta konsekwencja tych spotkań. Konsekwencja wiernego pójścia za Chrystusem, bo jak mówi bez Niego i bez codziennej modlitwy, ani w Indiach, ani w Polsce nie byłaby w stanie żyć i pracować.
Swym życiem uczy przede wszystkim normalności, konsekwencji w dążeniu do celu, wiernego trwania w wyborach oraz radości, która cechuje ludzi, których życie jest dobre i spełnione. W Indiach o takich, jak ona mówią „ludzie Boga”, ponad 600 dzieci uczących się prowadzonej przez nią szkole nazywa ją Mami, czyli mamą. Zresztą tak nazywają ją też trędowaci i ich rodziny, bo nie tylko leczy, ale przede wszystkim dzieli z nimi codzienny los. I to jest najważniejsze.
Dziś doktor Helena otrzymała nagrodę TOTUS, zwaną katolickim noblem, w kategorii „Promocja człowieka, praca charytatywna i edukacyjno-wychowawcza”. Dziękując za wyróżnienie stwierdziła, że nie robi nic nadzwyczajnego, wypełnia tylko to, co wpisane jest w powołanie każdego lekarza. A związaną z TOTUSEM nagrodą pieniężną oddała swym podopiecznym, by mogli za rok wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Taka właśnie jest: zwyczajna, normalna, silna i całym sercem oddana ludziom naznaczonym trądem. Warto ją bliżej poznać.
Przeczytaj też:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).