Jak dziś nie rzuci się mięsem, to nie zostanie się usłyszanym.
Podobno istnieją tacy oficerowie śledczy, co to potrafią nawet człowieka zmusić, by przyznał się, że jest zającem. No, pogratulować talentu. Tylko co z tego, jak taki zając ani skakać za bardzo nie potrafi, ani marchwi jeść, a uszy też jakieś nie takie.
Prawdopodobnie ciekawsze zeznania też by można uzyskać, gdyby odpowiednio długo i wytrwale kogoś gnębić. Czemu nie. Słyszałem, że w Chinach nawet bez specjalnego używania przemocy specjaliści potrafili wyprać mózgi jeńcom amerykańskim, że ci nie tylko zdradzali tajemnice, ale też stawali się zdeklarowanymi wrogami zgniłego kapitalizmu.
Są na świecie metody i są środki na świecie, którymi można człowieka dziś tak "załatwić", że nie tylko przyzna nam rację, ale nawet w pewnych okolicznościach zacznie też być piewcą przekazanych mu poglądów.
Skuteczności niektórym działaniom trudno odmówić. Tylko pytanie, czy w każdych okolicznościach wypada się takimi środkami posługiwać. "Tygodnik Powszechny" dziś podnosi tę kwestię i daje do zrozumienia, że nie zawsze wypada, by chrześcijanin wdawał się w spór z "resztą świata" używając mocnego, barwnego języka, jaki dzisiaj się świetnie sprzedaje i trafia na czołówki gazet, staje się przedmiotem debaty itd.
Mówiąc krótko, jak dziś nie rzuci się mięsem, to nie zostanie się usłyszanym. Jak się wystarczająco barwnie kogoś nie podsumuje, nie przebije się przez szum informacyjny.
Jestem w stanie się zgodzić z poglądem "Tygodnika", że to pułapka, która wiedzie na manowce. Trudno stwierdzić jednoznacznie, czy taki styl wypowiedzi przynosi więcej złego niż dobrego. Osobiście mam poważne wątpliwości w tej sprawie.
Jednak w całej tej sprawie największym paradoksem jest to, że "Tygodnik" sam krytykując metodę "głoszenia" stosowaną przez niektórych duchownych, sam stosuje podobną strategię. Tą drogą daleko nie dojdziemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |