Bł. ks. Gerhard Hirschfelder. - Z nim można już po polsku rozmawiać - żartuje ks. Romuald Brudnowski, pierwszy kustosz pamięci o błogosławionym męczenniku z Dachau.
Miałem z nim problem
Ks. Romuald Brudnowski, jak tylko przyszedł do Kudowy-Zdroju-Czermnej wiedział, że w najstarszych mieszkańcach parafii wciąż tkwi cierń bólu z powodu tego, co przecierpieli od Niemców podczas II wojny światowej. Przekonał się o tym, gdy restaurował pomnik ku czci poległych podczas I wojny światowej. Konserwator zabytków chciał zrekonstruować krzyż wieńczący monument. Okazało się, że oryginalny został utrącony, bo kojarzył się z hitlerowskim krzyżem żelaznym. Odtworzenie go w takiej postaci budziło w ludziach przykre wspomnienia i emocje. A to był początek XXI wieku! – Wiedziałem więc, że także z postacią ks. Gerharda Hirschfeldera nie będzie łatwo – wspomina pierwszy kustosz pamięci o błogosławionym męczenniku z Dachau. – Z „niemieckim”, twardo brzmiącym imieniem i nazwiskiem nie da się nic zrobić, to jasne – uśmiecha się wymawiając gardłowe spółgłoski. – Wtedy zwróciłem uwagę na analogię pomiędzy życiorysem, odwagą, determinacją oraz wiarą w słuszność swych przekonań ks. Hirschfeldera i ks. Popiełuszki. To okazało się trafione. „Niemiecki Popiełuszko” – to określenie nie tylko pomogło Polakom, ale też spodobało się Niemcom. Mam niemiecką książkę, w której to określenie jest używane, a nawet podkreślane – mówi z dumą. Proboszcz z Czermnej nie ukrywa swojej wiary w świętych obcowanie. Opowiada o tym, jak ks. Gerhard pomógł mu przezwyciężyć niechęć do Niemców, ich pewności siebie oraz traktowania Dolnego Śląska jak własnego kraju. – Gdy przyszedłem tu w roku 1999 i zobaczyłem jak moi parafianie reagują na Niemców, zdałem sobie sprawę, że mnie samemu nie bardzo pasuje, że bohaterski ksiądz, były kudowski wikariusz, jest Niemcem. Złapałem się na tym, że wolałbym, żeby był on Polakiem. Byłoby mi łatwiej – przyznaje. Po uświadomieniu sobie tych spontanicznych uprzedzeń i skojarzeń przyszła wtedy, 16 lat temu, refleksja, że przecież więzy krwi to nie wszystko. – Nas łączy coś więcej, coś co w chwili beatyfikacji rozbłyśnie z wielką mocą. To oczywiście jedność i braterstwo wiary. Dlatego po beatyfikacji, będzie można z nim już po polsku rozmawiać – żartuje i zapewnia, że tak właśnie od pięciu lat jest. Po chwili zastanowienia dodaje jeszcze jedno. – Nie chciałbym być poddany takiej próbie wiary jak on, ale gdyby do tego doszło, to chciałbym sprostać jej przynajmniej tak jak on.
Poszerzanie granic
Mariusz Rajski. – Mieliśmy bardzo dobre kontakty z prałatem Jungiem – zaczyna opowieść o swojej przygodzie z bł. Gerhardem. – I to odkąd tu mieszkamy, od 1997 r. Dawni mieszkańcy Kątów i Kotliny Kłodzkiej przyjeżdżali na swoją ojcowiznę, przywozili swoje wspomnienia oraz pamięć o swych bohaterach. Tak dowiedziałem się o toczącym się procesie beatyfikacyjnym duszpasterza młodzieży Hrabstwa Kłodzkiego. Niedługo potem pojawiła się myśl, żeby urządzić w Kątach kaplicę poświęconą męczennikowi z Dachau. I teraz uwaga! On był Niemcem, ale przecież tam zginęło najwięcej polskich duchownych, dlatego nasza kaplica jest dedykowana także bł. bp. Michałowi Kozalowi – tłumaczy. O dobre relacje polsko-niemieckie dba w kotlinie nie tylko Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Niemieckiej, ale także garstka autochtonów. Takich jak Renata Czaplińska. To dzięki jej zaangażowaniu wiele wycieczek niemieckich poznało Kąty Bystrzyckie, a goście zza zachodniej granicy zmienili swoje wyobrażenia o Polsce i Polakach. – Kiedy wyznaczono datę beatyfikacji, zostaliśmy zaproszeni do Munster na uroczystość, która była prawdziwym świętem jedności Polaków, Niemców i Czechów. Razem świętowaliśmy wtedy radość z nowego orędownika naszej sprawy – mieszkańców pogranicza, ludzi z niełatwą przeszłością dziejową, ale stających ponad podziałami w imię Chrystusa, dla Jego sprawy i z Jego mocą – zaznacza i nie kryje radości, że Kotlina Kłodzka troszczy się o pamięć o swoim męczenniku. – Myślę, że po pięciu latach zaznaczania obecności męczennika w naszych, kłodzkich miejscowościach czas najwyższy, żeby jego przykład zaczął promieniować poza to naturalne dla niego środowisko. Pięciolecie to dobry czas, żeby także pozostałe rejony diecezji przyjęły bł. Gerharda jako naprawdę swojego – mówi z mocnym przekonaniem o słuszności opinii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).