Wyszli wieczorem. Wyszli od siebie i weszli do miasteczka namiotowego woodstockowiczów. Wtedy zobaczyli to, czego kamery nie rejestrują.
Po zmroku zapach marihuany, alkoholu i… fekaliów staje się wybuchową mieszanką. Tutaj w Kostrzynie nad Odrą.
Profesjonalne braterstwo
Michał Matusz opowiada o tym, co przeżył na Woodstocku. – Obejrzałem film pt. „Miłość na Woodstocku” i zapragnąłem znaleźć się na tym polu, razem z innymi, którzy tworzą Przystanek Jezus – mówi. Pojechał z ks. Rafałem Masztalerzem. 26 lipca razem z ks. Arturem Godnarskim, szefem Przystanku Jezus, i grupą ewangelizatorów modlił się w Gubinie, stąd ruszyli do Kostrzyna. Jechał m.in. z Kamilem, ten zaczął opowiadać, co się może wydarzyć, kiedy „Jezuski”, bo tak o ewangelizatorach mówią woodstockowicze, wejdą na Owsiakowe pole. – Wtedy zacząłem się bać i pytać: co ja tu robię? Czy na pewno był to dobry pomysł? Czekał jednak cierpliwie na rozwój wypadków.
Przystanek Jezus zrobił na nim znakomite wrażenie. Świetna organizacja, porządek i braterstwo. – Każdy wie, co ma robić i że jest tutaj ze względu na coś więcej niż tylko własna ciekawość, radość czy ambicja – mówi. Opowiada, że zaskoczył go pewien widok. – Od dwóch lat jestem blisko Kościoła. Widziałem jednak już wiele. Ten jednak obrazek pokazał mi coś, na co nie byłem przygotowany – robi wstęp. Co zobaczył? Kleryków sprzątających i myjących toalety oraz księży służących innym przy posiłkach. Zobaczył, że przy ołtarzu hierarchia Kościoła służy sacrum, ale poza liturgią…
– Zrozumiałem lepiej papieża Franciszka, o co mu chodzi, co mówi do księży, dlaczego woła o miłosierdzie, a nie o teologię miłosierdzia – zamyka wątek.
„N” – solidarni i gotowi
Zanim zaczął się Woodstock, trzy dni wcześniej wystartował Przystanek Jezus. W tym roku 800 ewangelizatorów przygotowywało się do misji podczas rekolekcji głoszonych przez bp. Grzegorza Rysia, który swoje rozważania oparł na fragmencie z Listu do Rzymian. – Jedno jego zdanie mieliśmy wypisane na „firmowych” koszulkach: „Nic nie oddzieli nas od miłości Jezusa”. Koszulki były pomarańczowe, jak więzienne ubrania chrześcijan mordowanych przez islamistów. I tak jak oni, tak i my byliśmy oznaczeni arabską literą „N” oznaczających „nazarejczyków” – wyznawców Jezusa Chrystusa – relacjonuje Michał.
Przystanek Jezus od kilku lat nie jest zapraszany na pole Woodstocku, choć swoją wioskę mają wyznawcy np. sekty Hare Kryszna. – Ja jednak nie rwałbym szat z tego powodu – mówi Michał. – Bo nasza lokalizacja też była trafiona. Nasza wioska bowiem leżała na szlaku do Tesco, dokąd po piwo waliły tłumy młodych.
„Jezuski” wiedzą, jak skutecznie przygotować się do misji. Najpierw osobista modlitwa adoracyjna przed Najświętszym Sakramentem, potem gest przylgnięcia do Chrystusowego krzyża i wtedy dopiero wejście w tłum bawiącej się młodzieży. – Po powrocie także koniecznie trzeba przyjść pod krzyż, żeby z tym, co nas spotkało i kogo spotkaliśmy, nie być samemu. Nie idziemy bowiem tam po to, żeby kolekcjonować wrażenia, ale przyprowadzać tych młodych do Jezusa, choćby w swoich sercach. Żeby to było możliwe, nie wolno osądzać, potępiać i oceniać, można tylko kochać, w imię Pana – mówi Michał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.