Nie jest sztuką wyładować emocje. Sztuką jest stanąć przed problemem oko w oko i go rozwiązać.
W poniedziałki robię objazd lasu. Mam swoje ulubione miejsca. Jazy, Krucze Góry, Pałac – tam najczęściej można mnie spotkać. Albo ja, w niespodziewanych okolicznościach, spotykam innych. Choć spotykam może za dużo powiedziane. Tak było również w tym tygodniu. Za Kruczymi Górami skręciłem z pożarowej czwórki w boczną drogę ku Niedźwiedziowi. Nagle, w środku lasu, moim oczom ukazał się niesamowity widok. Gromadka wyprężonych na baczność dzieciaków składała meldunek zastępowemu. Nieskazitelne mundury, dumne twarze naznaczone radością dobrze wykonanego zadania. Przemknąłem cicho, by moim gapiostwem nie zburzyć klimatu święta i dobrej zabawy. Kilometr dalej spotkałem kolejne grupy.
Widok rozproszonych po lesie harcerzy uruchomił wyobraźnię. Przymknąwszy oczy widziałem przedwojenne wakacje Zośki i Rudego. Chłopaków z pokolenia, które dla obecnych dwudziestolatków – jak kapitalnie zauważył Eryk Mistewicz – stało się kotwicą, pozwalającą odnaleźć własną tożsamość. Kotwicą, gdyż stworzone przez nich wzorce osobowe zakorzeniają w wartościach, pokazują ideały, uczą jak o nie walczyć.
Przypomniałem sobie zasadniańskie wakacje sprzed lat, gdy mały pełnosprawny Andrzej uczył się zabawy z Andrzejem niepełnosprawnym. I wróciłem do fragmentu wspomnianej w ubiegłym tygodniu książki Patryka Świątka, do jego wizyty w podtarnowskim domu wspólnoty Cenacolo, gdzie tłumaczono mu dlaczego w sytuacji kryzysowej pompki są kompromisem. Bo nie jest sztuką wyładować emocje. Sztuką jest stanąć przed problemem oko w oko i go rozwiązać.
Zestawiając te dwa obrazy otarłem się o dwóch świętych: Jana Bosco i Franciszka Blachnickiego. Obu połączył prewencyjny system wychowawczy, z powodzeniem realizowany w oratoriach i na oazach. System, który doczekał się wielu naukowych analiz i może pochwalić się ogromną skutecznością. Ksiądz Blachnicki, podobnie zresztą jak siostra Elwira w Cenacolo, do tradycji harcerskich także się odwołuje zalecając stosowanie tak zwanego systemu wychowania rówieśniczego.
Jeden leśny obrazek, a ile skojarzeń. Przywołanych tu nie bez celu. Wczoraj MONAR nie przyłączył się do paktu przeciw dopalaczom. Rozumiem tę decyzję i jej kontekst. Kolejny spot nie rozwiązuje problemu. Mamy natomiast wiele instytucji, środowisk, wspólnot (przecież wymienione wyżej nie są jedynymi), zdolnych wychować człowieka, dla którego sięganie po narkotyki czy dopalacze nie będzie sposobem na życie i radzenie (a właściwie nieradzenie) sobie z jego trudnościami.
Mamy, ale zaproszenie tych środowisk do współpracy wiąże się z dyskusją o wartościach, a tej (podobno) czas wyborów nie służy. Mamy, ale zaproszenie do współpracy tych środowisk oznacza uznanie wartości, jakie są w nich preferowane, a to (podobno) grozi kalifatem lub co najmniej państwem wyznaniowym. Dlatego wybuch kolejnego niewypału. Spotu. Mogącego co prawda uspokoić sumienie, bo przecież coś zrobiliśmy, została zainicjowana wielka akcja. Ale – powtórzmy – tak naprawdę ten spot nic nie zmieni. Chociażby dlatego, że odwołuje się nie do relacji, ideałów, wartości. Odwołuje się do strachu.
Warto zwrócić uwagę na ostatni moment medialnego przekazu i zacytować fragment dziennika Jacques Fesch’a. Analizując swój stan psychiczny w dniu dokonania zabójstwa pisał: „strach paraliżuje do tego stopnia, że przychodzi moment , kiedy jedynym sposobem na uwolnienie się od niego jest zrobienie tego, czego człowiek się boi”.
Dlatego zamiast spotu proponuję sensowne wakacje. Najlepiej w lesie. Na brak wolontariuszy i chętnych do ich przeprowadzenia z pewnością nie będzie można narzekać. Żeby tylko jakiś pop polityk nie podniósł wrzawy, że znów wartości i latryna zamiast tojki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Jesteśmy z was dumni, ponieważ pozostaliście tymi, kim jesteście: chrześcijanami z Jezusem” .
Ojciec Święty otworzy też Drzwi Święte w Bazylice Watykańskiej i rzymskim więzieniu Rebibbia.
To nie tylko tradycja, ale przede wszystkim znak Bożej nadziei.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).