…ma swoje wykręty. Czyli o naszych ze świętymi problemach.
Korzeni przysłowia szukać należy w epoce baroku. Ale nie w życiorysach żyjących wówczas świętych. Bardziej w sztuce tamtego czasu. Historycy wskazują na sposób malowania i rzeźbienia postaci, charakteryzujący się ich skrętem w formie litery „S”. Stąd już tylko krok do sentencji, jak się okazuje, swoją wymową daleko wykraczającej poza obszar sztuki. Prawdopodobnie nie przyszła takowa (sentencja) do głowy żadnemu z twórców. Przecież tamten czas obfitował w życiorysy, czyniące ze świętych niemalże bogów. Odrealnionych, unoszących się ponad ziemskim łez padołem, oderwanych od życia i – co najważniejsze – herosów.
O tym, że Augustyn długo błąkał się, zanim przeżył nawrócenie; z Hieronimem, z racji jego wybuchowego charakteru, trudno było wytrzymać, a Franciszek, zanim usłyszał w San Damiano głos Chrystusa, sporo w życiu nawywijał, rzadko wspominano. A już z pewnością żaden artysta nie pokusił się, by przedkładającego Biblię z języków oryginalnych na łacinę przedstawić w chwili wybuchu złości. Musiał siedzieć w swojej grocie nad księgą, z piórem w dłoni i patrzeć w niebo. Z innymi podobnie.
Jeśli już o złości mowa. Święty Tomasz z Akwinu powiedział kiedyś, że brak złości częściej niż na pokorę, wskazuje na głupotę. Musiała chyba o tym wiedzieć Święta Teresa Wielka, skoro reformy Karmelu broniła strzelając z dział do jej przeciwników. W podobny sposób miały bronić się kiedyś benedyktynki w Żarnowcu. Święta odpalająca lont? Chciałbym zobaczyć taki obraz.
Mały przeskok. Teresa (nie z Kalkuty), broniąca reformy zakonu dziś. Z pewnością znalazłyby się stojące z drugiej klasztornego strony zakonnice, które natychmiast w mediach społecznościowych przedstawiłyby przeoryszę jako narzucającą swoją wolę innym siostrom despotkę, nie liczącą się z ich zdaniem i opinią, burzącą karmelitańską tradycję zakonu. Co bardziej złośliwi być może dopatrzyliby się (sugestia przez wątpliwość) czegoś w jej związkach ze Świętym Janem od Krzyża. Na szczęście oboje żyli w czasach bez Internetu i bez tysięcy złośliwych komentarzy swoją reformę dokończyli. Także odpalając lont. Reformatorzy, jak widać łatwego życia nie mają.
Reforma to konkretna droga duchowa, charyzmat, środki z jakich korzysta. Jedni wybierają skrajne ubóstwo, inni czerpią z najnowszych zdobyczy techniki. Wyobraźmy sobie kogoś, kto wchodzi w środowisko (zakon, ruch, wspólnota) preferujące środki bardzo ubogie. Po kilku dniach czy tygodniach zauważa, że pewne rzeczy można robić lepiej, efektywniej, środkami bogatszymi. Na przykład zastępując pranie ręczne pralkami. Jak zareaguje wspólnota? Będzie starała się przekonać nowicjusza do swego charyzmatu. A jeśli się nie uda? Najprawdopodobniej odejdzie rozgoryczony, opowiadając innym o presji, wywieranej na jej członków. Choć wystarczyło powiedzieć: to nie moja droga.
Opowiadał jeden moderator jak stał się „gaszącym Ducha” na wakacyjnych rekolekcjach. Pewnej nocy obudził go śpiew. Na balkonie (druga w nocy) ktoś wpadł w uniesienie prorockie. Co tu robisz, pyta. Duch mi podpowiada, bym uwielbiał Pana. Hm… A mnie Duch podpowiada, że inni chcą spać. Gospodarze także. Bo rano muszą wcześnie wstać i iść do pracy w polu. Wniosek jest oczywisty. By życie wspólne nie zamieniło się w horror, potrzebne są pewne reguły, zasady, akceptowane przez wszystkich. One nie służą wywieraniu presji. Służą dobru wspólnemu.
Problemów z odnalezieniem się ciąg dalszy. Ona była animatorką grupy na naszej oazie, on, jej młodszy brat, uczestnikiem rekolekcji w sąsiedniej miejscowości. Chłopak nie mógł się odnaleźć, chciał wracać do domu. Zdesperowany moderator przywiózł go do nas, by porozmawiał z siostrą, a gdy to nie pomogło, prosił o pomoc.
Bo widzi ksiądz – zaczął – siostra mi tyle opowiadała o rekolekcjach wakacyjnych. Zafascynowany przyjechałem, a tu jest zupełnie inaczej, niż ona mówiła. Górska, trochę irracjonalna scenka przyszła mi do głowy. Wyobraź sobie, że ktoś długo opowiadał ci jaki jest widok z Gorca. Potem zawiązują ci oczy, prowadzą na szczyt i na miejscu zdejmują opaskę. Ty, albo milkniesz w zachwycie, albo krzyczysz: to nie jest Gorc; ja dobrze wiem, jak wygląda i jaki jest z niego widok. Zrozumiał. Został.
Czasem jest tak: nosimy w sobie pewien wyidealizowany model doskonałej wspólnoty uczniów Jezusa. Świętych bez wykrętów. A potem Duch Święty prowadzi nas do niej. Odkrywamy świętych z wykrętami. Jakimi sami jesteśmy, choć trudno się niekiedy do tego przyznać. Dobry moment by odkryć, że ta idealna wspólnota nie jest punktem wyjścia, ale dojścia. A jeśli już do niej dojdziemy „miastu nie trzeba będzie światła słońca i księżyca, bo jego lampą jest Baranek”.
Marcin Jakimowicz przywołał wczoraj na Facebooku śp. ojca Piotra Rostworowskiego. Też o powykręcanych świętych, tylko nieco inaczej. „Człowiek musi przyjąć tajemnicę słabości. Święty Paweł pięknie mówi, że słabości nie trzeba się bać. Trzeba potrafić wielu rzeczy nie potrafić (por. 2 Kor 12, 10). Jestem mocny, bo mieszka we mnie moc Chrystusowa. Chrystus jest mocny. Chrystus jest ważny. My nie jesteśmy mocni. Jesteśmy zwolnieni z obowiązku bycia mocnymi i ważnymi. To bardzo cenne zwolnienie, bardzo cenna dyspensa.”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.