– Nie potrzebuje też bólu naszych łamanych nóg – mówi ks. Jan Kaczkowski.
Znany z mediów i publikacji budowniczy i szef Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, który sam zachorował na nowotwór, przyjechał do Radomia na zaproszenie Radomskiego Klubu Środowisk Twórczych i Galerii „Łaźnia”. Opowiadał o źródłach swojej energii i optymizmu. Zanim jednak ks. Kaczkowski stawił się w „Łaźni”, odpowiedział na inne zaproszenie. Odwiedził chorą – tak jak on – na glejaka mózgu dziennikarkę Radia Plus Radom. Ona po odwiedzinach mówiła: – Takie spotkania i takie rozmowy dodają sił i bardzo zbliżają do Boga. Z ks. Janem rozmawiamy pod blokiem pani Małgosi.
– To było spotkanie z osobą głęboko wierzącą i z domem, gdzie cierpienie łączy się z cierpiącym Chrystusem. A jak wygląda sytuacja, gdy diagnoza choroby nowotworowej spotyka osoby niewierzące?
Ks. Jan Kaczkowski: – Zasadniczo nie widzę różnicy. Nie możemy naszych braci niewierzących traktować jako jednostki nieduchowe. Rzadko kiedy ktoś definiuje siebie tylko jako najinteligentniejszą formę funkcjonowania białka. Nie odbierajmy naszym braciom, którzy określają się jako niewierzący, elementu duchowości. Przecież my wierzymy, że oni mają nieśmiertelne dusze.
– Owszem, to prawda, ale gdzie i w jaki sposób budować tutaj rzeczywistość nadziei?
– Rozmawiam z tymi ludźmi o miłości. Każdy z nas albo był kochany, albo pragnął, albo potrafił kochać. Jeżeli trącimy strunę miłości, to na tej strunie mogę próbować nawiązać relację. Pamiętam taki moment: dyskutowałem z jednym panem, który był u nas w hospicjum i określał siebie jako niewierzącego, ale bardzo kochał żonę i dzieci. Mówiłem mu: „Panie Jacku (zmieniam imię), to by było bardzo smutne, gdyby okazało się, że po śmierci miłość przestaje istnieć, a za życia jest czymś nietrwałym, wynikiem zbitki neuronów. To by znaczyło, że jesteśmy tylko i wyłącznie biologią. A w konsekwencji nie miałoby znaczenia, czy byty biologiczne się głaszczą, czy się kochają, czy też się biją, kaleczą lub zabijają”. Oznaczałoby to, że nie istnieje żadna odpowiedzialność moralna – tłumaczy ks. Jan. – Chodzi więc o to, by z człowieczeństwa wydobyć tę nutę tajnego sanktuarium sumienia. Ks. Halik bardzo mądrze powiedział, że bywają ludzie wierzący, którzy w wątpliwościach zbyt szybko odpowiedzieli sobie, że Bóg istnieje, i ich wiara stała się ideologią, a są też tacy bardzo zajadli niewierzący, którzy zbyt szybko odpowiedzieli sobie, że Boga nie ma. A tymczasem wobec Boga trzeba w życiu być po prostu cierpliwym. I ja do tej cierpliwości namawiam.
– Ludzie dotknięci chorobą zadają często Bogu pytanie, dlaczego właśnie oni, dlaczego Bóg właśnie ich dotknął takim cierpieniem...
– To nie Boży wybór, tylko biologiczny przypadek – mówi ks. Jan. – Ja zresztą w tej biologii, która i mnie dotknęła, odczuwam Jego bliskość. W chrześcijaństwie często mówimy o łączeniu naszych cierpień z cierpieniami Chrystusa. To nie jest dobra perspektywa, bo to wygląda tak, jakby Chrystus był odległy. To tak, jakbyśmy musieli się uwolnić od naszego ciała, by złączyć się z Chrystusem. To wygląda tak, jakby Chrystusowi był potrzebny ból naszej łamanej nogi. A to nieprawda.
To Chrystus – wychylając się z krzyża – łączy się z naszym cierpieniem przez dwa fakty. Pierwszy to ten, że On się wcielił, przyjął nasze ciało, był z nami biologicznie tożsamy. Gdy się skaleczył, to bolało Go tak samo jak nas. On biologicznie umarł i biologicznie nas odkupił i biologicznie jakoś dziwnie zmartwychwstał. I drugi fakt: my mamy dane przez Niego prawo, by do naszego, czasem biologicznie obrzydliwego ciała przyjąć Jego Ciało – prawdziwe, realne, substancjalne – w Komunii św. Nawet wtedy, gdy Boga nie czuję, to On ze mną współodczuwa. To Chrystus wychodzi ku mnie, łącząc się tak bardzo ze mną od samego mojego poczęcia i także wtedy, kiedy odbieram wynik szpitalnego badania. On zawsze jest ze mną, współpłacze, współcierpi...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.