Przeszli 465 km. Owocem tej wędrówki jest odwaga chrześcijańska, bo przecież trzeba ją mieć, by głosić Chrystusa.
Beata i Marek Sokołowscy z Szydłowca swoją przygodę pielgrzymów na Drodze św. Jakuba rozpoczęli w pierwszej połowie 2016 roku, w Polsce. Wraz z członkami Konfraterni Świętego Apostoła Jakuba Starszego, zawiązanej przy katedrze Wojska Polskiego w Warszawie, pielgrzymowali ze stolicy do Krakowa. Na przełomie 2016 i 2017 roku przeszli odcinek z Wyszogrodu do Kalisza. W marcu tego roku zostali przyjęci do Konfraterni. – Korzystając z wakacji, odważyliśmy się na długodystansowy, bo liczący 465 km, marsz centralnym szlakiem portugalskim z Fatimy do Santiago. Drogę z Fatimy, obchodzącej z całym Kościołem 100. rocznicę objawień Matki Bożej, do Santiago przebyliśmy w 18 dni – mówią.
Na trudy i radości pielgrzymiej drogi błogosławieństwa udzielili im abp Wacław Depo, metropolita częstochowski, bp Józef Guzdek, protektor Konfraterni Świętego Jakuba, i ks. kan. Adam Radzimirski, szydłowiecki proboszcz. Cała portugalska droga liczy ponad 600 km i zaczyna się przy katedrze w Lizbonie. Swoje pielgrzymowanie państwo Sokołowscy rozpoczęli udziałem we Mszy św. w lizbońskiej katedrze. Jednak odcinek z Lizbony do Fatimy przejechali autobusem.
– Droga z Fatimy przez Coimbrę do Porto prowadziła nas wyżynno-górskim szlakiem. Towarzyszyły nam: słońce i góry, eukaliptusowe lasy, kamieniste – często pamiętające Rzymian – drogi i ścieżki, miejskie uliczki i zaułki, kamienne mostki i wiejskie dróżki. Przy nich zaś pielgrzymie krzyże, figury, kapliczki i kościoły, nowe i stare domy, bardzo często ozdobione płytkami z wizerunkami Pana Jezusa, Matki Bożej i świętych – wspominają. Pan Marek mówi, że droga była trudna. Miał problemy z pęcherzami na stopach. Jego żona szła w sandałach i nie miała ani jednego.
W drodze towarzyszyła im refleksja nad słowem Bożym. Rozważali m.in. wędrówkę Maryi do Betlejem czy do domu św. Elżbiety w Ain Karim. Od Porto droga wiodła przez winnice, pola kukurydzy, lasy eukaliptusowe i piniowe. Co kilka kilometrów pojawiała się wieś czy małe miasteczko, a w nich kawiarnie, bary, ciastkarnie z kawą czy restauracje serwujące menu pielgrzyma. – To było spotkanie prawdziwego, niekolorowanego portugalskiego życia, z dala od zgiełku wielkich aglomeracji. To było spotkanie ludzi w ich codzienności, zajętych obowiązkami i świętujących; możliwość oglądania kościołów pełnych bogactwa architektury i sztuki sakralnej, gdzie dyżur pełnili świeccy. Do świątyń można było wejść, pomodlić się, przybić pieczątkę w paszporcie pielgrzyma – mówią.
Po przekroczeniu hiszpańskiej granicy spotykali więcej pielgrzymów z wielu krajów, których do wędrówki skłoniły różne intencje. – Rytm kilkunastu dni marszu wyznaczało nam wstawanie o świcie, pakowanie, droga i modlitwa – najczęściej różańcowa, rozmyślanie nad tajemnicami wiary, których tak wiele związanych jest z drogą, wędrówką. Zmaganie z bólem, zmęczeniem czy upałem, kolejnymi wzniesieniami i podejściami, niekiedy z pragnieniem... Docenia się wtedy wagę sentencji będącej nieoficjalnym manifestem wyjaśniającym fenomen pokonywania Camino: „To nie droga jest trudnością, to trudności są drogą”. Wtedy docenia się żółtą strzałkę i muszlę wskazującą drogę, życzliwość i słowo krzepiące współpielgrzyma czy trudności i wytrwałość innych. Prozą każdego dnia było szukanie wolnej „albergi”, czyli miejsca noclegu, najczęściej w wieloosobowych salach, rozpakowywanie, prysznic, pranie, posiłki wieczorne i spotkania w grupie pielgrzymów – opowiadają państwo Sokołowscy.
Do katedry w Santiago de Compostela dotarli w 33. rocznicę ślubu. – Tu, jak promienie muszli schodzące się w jednym miejscu, schodzą się różne drogi do Santiago. Monumentalna katedra sięga swoimi początkami XI wieku. Jednak podziwianie wspaniałej architektury sakralnej nie jest głównym zajęciem pielgrzyma. Dopełnienie drogi następuje przez pokłon i uścisk umieszczonej w głównym ołtarzu posrebrzanej figury apostoła i złożenie patronowi pielgrzymów niesionych intencji przez modlitwę przy jego grobie – mówią. Niesamowitym przeżyciem dla nich była Msza św. z ceremonią kadzenia słynną kadzielnicą, ważącą kilkadziesiąt kilogramów, zwaną z galicyjska Botafumeiro.
– Przez te dni towarzyszyły nam znaki: żółte strzałki, muszle i czerwone mieczo-krzyże, przypominające o męczeństwie św. Jakuba, który jako pierwszy z apostołów oddał życie za wiarę – mówią. Muszlę z Santiago przywieźli do domu. – Wobec trudności życia, zamętu i niewiary, to czytelny znak wierności Chrystusowi i jego Kościołowi – przyznają.
Na drodze jakubowej państwo Sokołowscy doświadczyli dużo ludzkiej życzliwości, ale czasem też obojętności. – W czasie drogi człowiek uczy się pokory. Tam niewiele od nas zależy. Z jednej strony doświadczamy swojej słabości, z drugiej – łaski Bożej. Pan Bóg dociera do ludzi na różne sposoby. Camino to droga do Ojca. Nie trzeba zrażać się trudnościami. One są wpisane w nasze życie. Podczas drogi można się wyciszyć – jest modlitwa, refleksja nad swoim życiem i nad tym, co Bóg nam zleca. Owocem tej pielgrzymki jest odwaga chrześcijańska. Musimy być bardziej odważni, by głosić Chrystusa – mówi pan Marek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).