Pro memoriam

Wyróżniała ich nie twarz naznaczona cierpieniem, lecz spokój i pogoda ducha.

Reklama

Czarna tablica z wykutym w białym marmurze popiersiem biskupa nie wzbudzała zainteresowania dziecka. Wart uwagi był leżący na prawym boku rycerz, usadowiony w ścianie południowej nawy katedry i wyrzeźbiony w czerwonym marmurze biskup z kaplicy świętego Józefa. Zainteresowanie tablicą przyszło później. W tej chwili trudno powiedzieć od czego się zaczęło. Były to pierwsze lekcje muzyki w starej kamienicy przy ulicy Gdańskiej, gdzie wiekowy organista na klawiaturze fortepianu wypisywał numerki, pozwalające odnaleźć umiejscowienie nuty. I tam dowiedziałem się, że w tym domu rozpoczęła się męczeńska droga późniejszego błogosławionego. Czy też pytanie wścibskiego chłopaka dlaczego spowiadający codziennie kapłan staruszek nigdy nie odprawia Mszy świętej? Pewny jest jeden moment. Gdy na stole pojawiła się książka Teresy Bojarskiej „Cierniowa mitra”. Pochłonięta w kilka nocy wprowadziła w świat, po którym poruszałem się od dziecka, nie znając jego tajemnic. Choćby ów dom, gdzie pobierałem lekcje muzyki. Czy olbrzymia kamienica, mijana w drodze na dworzec. Pierwsze miejsce uwięzienia bł. Biskupa Michała, księży i kleryków…

Ale nie miejsca są najważniejsze, lecz spotkani ludzie, świadkowie. Pierwszy już został wspomniany. Ks. Wojciech Krupop, o którym kiedyś napisałem w komentarzu Spotkałem świętego. Trzęsły mu się ręce i głowa, z trudem utrzymywał równowagę. Mimo to codziennie zasiadał w konfesjonale włocławskiej katedry, spowiadając swoich kochanych Pietrków i Zosie, ale i rzesze dorosłych. Dopiero po kilku latach dowiedziałem się, że te jego zdrowotne kłopoty były pozostałością po eksperymentach, jakie przeprowadzano na nim w Dachau.

Kolejnym świadkiem tego trudnego czasu był ś.p. Ks. Arcybiskup Kazimierz Majdański. Pamiętam ten moment, gdy stanąłem przed nim w ministranckiej sutannie, a on wypowiedział słowa: Arkadiuszu, przyjmij znamię daru Ducha Świętego. Celebracji, którym przewodniczył nie można było opuścić. Zwłaszcza Wielkiego Piątku. Gdy odsłaniał relikwiarz Krzyża świętego. Oto drzewo Krzyża śpiewał biskup, który krzyża doświadczył jak mało kto. Więc słuchaliśmy z zapartym tchem, gdy mówił o Krzyżu, wiedząc, że mówi świadek.

W Ciechocinku poznałem ks. Stanisława Gemela. Już nie widział. Poruszał się korzystając z pomocy kuzyna, u którego mieszkał przed przybyciem do domu księży emerytów. Wyróżniał się cichością i pogodą ducha. Właściwie nigdy nie słyszałem, by denerwował się czy narzekał. Żył i mieszkał skromnie. Już po śmierci dowiedziałem się, że rentę, jaką otrzymywał z racji pobytu w Dachau, w całości przekazywał biskupowi, a ten przeznaczał ja na budujące się kościoły.

Wspominając pełne dobroci i życzliwości twarze świadków trafiłem na fragment książki, opisującej życie kapłanów w Dachau. Autor także z naszej diecezji – Ks. Biskup Franciszek Korszyński. „Jasne promienie w Dachau”. Jakaś dziwna zbieżność tytułów i treści. Bo swego czasu trafiłem na wspomnienia p. Urszuli Wińskiej. „Zwyciężyły wartości”. A przecież rzecz o życiu kobiet w Ravensbruck. Jasne promienie i wartości w miejscach, przez niektórych nazywanych zapomnianymi przez Boga. A jednak. Więc w pierwszej ze wspomnianych znajduje się list, skierowany do księży z wyswobodzonego obozu, a napisany przez księdza prymasa Augusta Hlonda. 10 czerwca 1945 pisał z Rzymu:

„Starajcie się, kochani Księża i Zakonnicy, tak się fizycznie wzmocnić, iż byście po powrocie do kraju mogli pełni sił zabrać się do Bożego żniwa, które tam dojrzewa wielkie, ogromne i pilne. Duch Was ożywiać będzie, jakiego Polska jeszcze nie widziała, bo pogłębiony pięcioletnimi rekolekcjami, oczyszczony cierpieniem, uformowany mocami Ducha Pocieszyciela. Żeby Wam tylko zdrowie dopisało, bo trzeba nam będzie pracować za siebie i za pomarłych. Przyjdzie nam mi. reorganizować całe życie kościelne, straszliwie zdewastowane. Więc nie gasząc ducha, który Wam piersi rozpiera, dokładajcie starań, by siły fizyczne tężniały, by się nerwy odprężały, by choroby leczyć, by do równowagi wracać, by zapał i poryw zachować. Zapomnijcie o tym, co bolało, nastawiajcie się psychicznie na to, co nas w kraju czeka, czego się naród po nas spodziewa. Niezbadanym zrządzeniem Opatrzności wycierpiała Polska wszystko, co człowiek i naród wycierpieć może. Te rany tylko bezgraniczna miłość i zupełne poświęcenie ugoić zdołają, oczywiście z łaską Bożą i pomocą Matki Najświętszej” (Jasne promienie w Dachau, s.129).

Wracam po latach do czarnej tablicy z białym popiersiem biskupa Michała i czytam w myślach. Pamięci biskupa Michała Kozala i 220 kapłanów diecezji włocławskiej, zamordowanych w obozie koncentracyjnym w Dachau i innych miejscach kaźni. I piszę ten tekst ku pamięci. Nie tylko zamordowanych w czasie wojny. Także ku pamięci ocalałych, ożywionych duchem, „jakiego jeszcze Polska nie widziała”, cichych świadków wiary, zaufania Bogu i człowiekowi, jeśli wyróżniających się, to nie cierpiętnictwem, ale cichością i pogodą ducha. „Oczyszczonych cierpieniem.”

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama