Sylwia „chce płonąć wieczną miłością”, bo to naprawdę Boży człowiek - mówią ci, którzy Sylwię Juszkiewicz znają nie od dziś.
Jeśli ktoś zakładałby jej fanklub, to pierwsza się do niego zapisuję. Pani Sylwia ma w sercu ogromny szacunek do każdego człowieka. Nawet zwykłe „dzień dobry” wypowiedziane przez nią na szpitalnym korytarzu brzmi inaczej, rozjaśnia dzień – mówi Joanna Sieradzka, rzeczniczka Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, gdzie Sylwia już od 20 lat jest pielęgniarką. Od 1990 r. pracuje też w Klinice Neurologii Szpitala Uniwersyteckiego, na oddziale udarowym. Pomiędzy jednym a drugim dyżurem na różne sposoby pomaga również osobom ubogim, bezdomnym, a także swoim znajomym, o których wie, że pilnie potrzebują wsparcia – materialnego i duchowego.
Anioł z charakterem
– Sylwia jest jednym z naszych najlepszych pracowników albo nawet jednym z filarów KPR. Bardzo angażuje się w pracę, a po dyżurze nie zamyka za sobą drzwi – ciągle szuka lepszych rozwiązań – opowiada Marek Maślanka, kierownik Oddziału Centralnego KPR. – Jest wysokiej klasy profesjonalistką, posiada wszechstronną wiedzę i może być przykładem postępowania zgodnego z kodeksem etyki. Jest rzetelna, uczciwa, skromna i bardzo życzliwa dla ludzi – dodaje Małgorzata Popławska, dyrektor Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego.
Joanna Sieradzka, która w KPR pracuje dopiero dwa lata, zauważa jeszcze jedną rzecz: – To taki chodzący anioł, z podziwu padam przed nią na kolana. I najważniejsze: pani Sylwia za mnie i za wiele innych osób zamówiła Msze św. wieczyste. Bardzo jej za to dziękuję – mówi.
Sylwia Juszkiewicz, wyróżniona w ubiegłym roku tytułem Miłosiernego Samarytanina za rok 2013, zaprzecza jednak, by była aniołem: – Bo ja charakterna kobieta jestem – śmieje się. – Bez tego chyba nie dałabym rady pracować w pogotowiu. Trzeba być wytrzymałym i stanowczym, a czasem postawić pacjenta, na przykład nietrzeźwego, do pionu, huknąć po prostu. Ale potem normalnie i ciepło z nim rozmawiam, bo tak też się da. Bo nawet jeśli ktoś wyprowadzi mnie z równowagi, to te moje emocje nie przesłaniają mi troski o jego duszę i zbawienie. Tym bardziej gdy wiem, z jakiego on jest środowiska – opowiada.
Współczesna samarytanka za wzór stawia sobie Matkę Teresę z Kalkuty. – Ona nie nawracała ludzi słowami, ale pokazywała Bożą miłość poprzez swoją posługę. I ja staram się działać. Gdy idę do kogoś „z obrazkiem”, czyli informacją o Mszy św., i wiem, że ten ktoś żyje w nędzy – w Krakowie jest jej dużo – nie zjawiam się z pustymi rękami. Bo od tego obrazka człowiek nie przestanie być głodny. Potrzebuje też jedzenia albo świeczki, gdy nie ma prądu – mówi S. Juszkiewicz.
Znak od Boga
Historia „obrazków” sięga czasów, gdy Sylwia była młodą dziewczyną. Dziś to sprawa „odgórna” i bez wątpienia bardzo miła Bogu. – Zamawianie wieczystych Mszy św. przejęłam po babci, ale ona robiła to dla osób z rodziny, a u mnie przedsięwzięcie nieco się rozrosło – uśmiecha się samarytanka. – Gdy jeździłam do babci na wakacje, często sprzątałam i kiedyś w szufladzie znalazłam folder o takich Mszach. Nie zawsze chodziłam wtedy do kościoła, ale zainteresowało mnie to – wspomina.
Gdy babcia zmarła, Sylwia zaczęła zamawiać Msze św. za rodzinę, opłacając je ze skromnego kieszonkowego. Potem w akcję wciągnęła koleżankę ze szkoły i razem zamawiały Msze za osoby z Przasnysza, o których wiedziały, że raczej nikt się za nie nie modli. – Gdy przyjechałam do Krakowa, postanowiłam zamawiać Msze św. w intencji moich współpracowników. Myślałam, że to będzie miało jakąś granicę, ale rotacja w szpitalu była ogromna i końca nie było widać – opowiada Sylwia.
W pewnym momencie miała już nawet dość. Myślała, że to zamawianie Mszy to jakaś obsesja. Postanowiła z tym skończyć. Przez miesiąc nie wysłała więc żadnej intencji, żeby odłożyć pieniądze na „coś dla siebie”. – Choć melomanką nie jestem, chciałam sobie kupić karnet do filharmonii. Nikomu o tym nie powiedziałam. Niespodziewanie wezwała mnie do siebie pani ordynator. Nogi się pode mną ugięły, gdy dała mi swoje bilety do filharmonii, bo nie mogła z nich skorzystać. A nie byłyśmy w jakichś bliskich relacjach – mówi S. Juszkiewicz.
Jak dodaje, dla niej to był wyraźny znak od Boga. Tak jakby mówił: „Sylwio, chciałaś iść do filharmonii, to pójdziesz, i o nic się nie martw, ale Msze nadal zamawiaj, bo w ten sposób pomagasz ludziom”.
Każda z osób, za którą zamówiona jest Msza, dostaje od Sylwii obrazek z taką informacją. Zazwyczaj jest on anonimowy, a czasem podpisany: „Od Sylwii”, „Od Sylwii z KPR” albo „Od Sylwii z Kliniki”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.