Sylwia „chce płonąć wieczną miłością”, bo to naprawdę Boży człowiek - mówią ci, którzy Sylwię Juszkiewicz znają nie od dziś.
Przypadków nie ma
Ile wieczystych Mszy św. Sylwia zamówiła przez te wszystkie lata? Liczyć można w tysiącach. – W tej sprawie, jak i w każdej innej, uważnie słucham mojego kierownika duchowego. Jeśli powie „stop”, przestanę zamawiać Msze, bo to naprawdę nie jest moje hobby – zapewnia.
Bóg wciąż jednak w subtelny sposób podpowiada, komu potrzebna jest taka pomoc. Sylwia te podpowiedzi nazywa światłem. – Trudno to wytłumaczyć, ale ono pozwala mi widzieć różne osoby tak, jakby wtedy innych wokoło nie było – mówi.
Kiedyś miała np. takie światło na kobietę, która wydawała jej się chora psychicznie. – Nie wiedziałam, jak do niej podejść, by zapytać jak się nazywa, więc chciałam to odpuścić. Nagle w pracy dostałam polecenie, by przesiąść się do innej karetki niż zwykle i jechać w inny rejon miasta. A że u Boga nie ma przypadków, to gdy przyjechaliśmy, okazało się, że to mieszkanie tej pani. Jej dane zobaczyłam w dowodzie osobistym – opowiada.
Było też światło na chłopaka, którego Sylwia często widziała w kościele u krakowskich dominikanów. Myślała wtedy, że coś jest nie tak, bo nie można zamawiać Mszy za ludzi, na których tylko się spojrzy. Światło było jednak silne, ale znowu nie wiedziała, jak zapytać, jak on się nazywa. – W tym czasie miałam do załatwienia sprawę na poczcie. Poszłam po pracy, bo pocztę mam na wprost pogotowia. Chłopak stał przede mną w kolejce i widziałam, jak dużymi literami wpisuje nadawcę przesyłki – wspomina.
Mszę św. zamówiła również za chłopaka, który był narkomanem. Widziała go siedzącego często obok poczty i znów światło było bardzo mocne. Miała znajomego, który pracował z narkomanami i powiedział jej, jak ten mężczyzna się nazywa. – Gdy podeszłam do niego z obrazkiem, nawet się nie poruszył. Ale jego wzrok był niesamowicie przeszywający. Znajomy powiedział mi, że to przecież lider satanistów. Dla mnie to był znak, że Bóg do końca walczy o każde swoje dziecko i działa poprzez różnych ludzi. Wieczyste Msze św. niosą wiele łask i nigdy nie wiadomo, czy to nie one przeważą w chwili śmierci – przekonuje.
Nieprzypadkowo również obrazek z informacją o Mszy św. Sylwia dla każdej z osób robi własnoręcznie. – Staram się, by był na nim patron tej osoby albo np. jakiś wizerunek Maryi – mówi. Od jednej ze znajomych dostała potem list. Pisała, że początkowo włożyła obrazek do szuflady, ale gdy po trzech miesiącach dotarło do niej, że każdego dnia ktoś się za nią modli, odszukała go. Postanowiła, że coś w sobie zmieni i zacznie robić coś dla innych. – Odszukała też medalik, który kiedyś nosiła i był jej bardzo drogi. Zdjęła go, gdy w jej wierze pojawiły się wątpliwości. Ze wzruszeniem odkryła, że na obrazku jest ten sam wizerunek, co na medaliku. Zrozumiała, że to Maryja, którą schowała na dnie szuflady i serca, znalazła sposób, by przypomnieć, że jest i czuwa – opowiada Sylwia.
Przynaglenie od św. Faustyny
Zamawianie Mszy św. i Boże podpowiedzi nabrały rozpędu po 5 października 2000 r. Tego dnia, we wspomnienie św. Faustyny, Sylwia Juszkiewicz złożyła bowiem na ręce swojego spowiednika (za zgodą kierownika duchowego) ślub czystości. – Rzuciłam się wtedy w przepaść miłosierdzia. Z zamkniętymi oczami. To właśnie Faustyna mnie do tego doprowadziła – wspomina.
Na pamiątkę ślubu nosi srebrną obrączkę, na której wygrawerowane są słowa: „By Miłością wieczną płonąć”.
I płonie. – Wszystko to, co pani Sylwia robi, a także sposób i prostota jej życia, zanurzenie w Panu Bogu, modlitwie i posłudze potrzebującym imponują, budzą wielki podziw, zadziwienie – mówi br. Andrzej Pastuła OP, który Sylwię zna od ponad 10 lat, bowiem miłosierna pielęgniarka od dawna opiekuje się chorymi i starszymi dominikanami. – Ona stała się naszym punktem medycznym czynnym całą dobę, ale też kimś, komu zaufaliśmy. Bracia, którzy mogliby być skrępowani obecnością kobiety, przy niej się otwierają, zarówno na współpracę medyczną, jak i na rozmowę o chorobie, życiu oraz na wspólną modlitwę. Oni przy niej ładują akumulatorki, bo pomoc pani Sylwii jest wszechstronna – opowiada br. Andrzej. – Ona ma taki charyzmat, dar od Boga, że potrafi rozpoznawać ludzkie potrzeby. A Bóg stawia jej takie osoby na drodze – przekonuje dominikanin.
Więcej o plebiscycie na Miłosiernych Samarytan Roku 2014 i o tym, jak można na nich głosować, napiszemy w kolejnych numerach „Gościa Krakowskiego” oraz na krakow.gosc.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.