O narodzinach w środku ziemi, syndromie jerozolimskim i Biblii na bazarze informacji z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim rozmawia Jacek Dziedzina
Jacek Dziedzina: Gdyby Jezus urodził się w 2014 roku, raczej nie śpiewalibyśmy „Dzisiaj w Betlejem” – rodzina z Nazaretu zapewne nie zostałaby dziś wpuszczona do „miasta chleba”.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski: Wiele razy zadawano sobie pytanie, dlaczego Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, przyszedł na świat właśnie wtedy, w Imperium Rzymskim i to w okresie jego największej świetności. Imperium obejmowało cały świat śródziemnomorski, który był jednością polityczną, społeczną i ekonomiczną, natomiast zróżnicowany był religijnie i na tym tle wyróżniali się Izraelici oraz ich religia. Jezus mógł przyjść na świat w tamtych warunkach, bo sytuacja w Palestynie, a później wielkie dzieło misyjne św. Pawła pokazały, że – paradoksalnie – imperium rzymskie sprzyjało dynamicznemu rozprzestrzenianiu się Dobrej Nowiny.
To dzięki względnej wolności religijnej, którą władze rzymskie musiały zagwarantować, żeby w ogóle imperium mogło się utrzymać tak długo.
Tak, swobody religijne były daleko posunięte. Natomiast dzisiaj na Bliskim Wschodzie i w Palestynie sytuacja jest mocno skomplikowana, zwłaszcza po 2000 roku, gdy Betlejem zostało od Izraela odgrodzone wysokim murem.
Dwukrotnie wyższym niż mur berliński.
Jego przekraczanie jest Żydom zabronione. Są tam tablice, że obywatele Izraela nie mogą wjeżdżać na to terytorium. Gdyby Józef i Maryja, jako Żydzi, byli obywatelami współczesnego Izraela, dostanie się do Betlejem byłoby prawie niemożliwe. Ale jest jeszcze coś: wtedy nie było środków masowego przekazu, nie było prasy, radia, telewizji i internetu. Dzisiaj mamy nie tylko bogactwo informacji, ale też i zamęt informacyjny. Nawet gdyby obecnie przeprowadzono transmisję z narodzin Jezusa Chrystusa, zniknęłaby ona zapewne w gąszczu tysięcy innych, mniej lub bardziej ważnych informacji i niewiele by znaczyła, bo odbiorca przełączyłby kanał na mecz albo kolejny odcinek serialu. Starożytny świat ze swoją specyfiką okazał się tym właściwym czasem na działanie Boga, którego skutki trwają do dzisiaj.
Łukasz i Mateusz nie mówią wiele o szczegółach narodzin Jezusa. Jan i Marek w ogóle – u Jana jest Prolog, który jest wielkim teologicznym hymnem, ale nie tekstem źródłowym o miejscu najważniejszych narodzin w historii.
A czy wiemy dużo więcej na przykład o okolicznościach narodzin Karola Wojtyły? Czy wiemy dużo więcej o okolicznościach narodzin innych wielkich postaci? Dziecko, które przychodzi na świat w zwyczajnych, prostych okolicznościach, nie interesuje nikogo poza najbliższym otoczeniem. Z drugiej strony nie jest tak, iż nie wiemy nic o narodzeniu Jezusa. Mateusz i Łukasz przedstawiają różne detale z dwóch odmiennych perspektyw.
Mateusz bardziej po męsku, Łukasz – w wersji dla kobiet.
Tak, Mateusz opowiada z perspektywy Józefa. To specyficznie żydowska perspektywa. Natomiast Łukasz przedstawia te same wydarzenia z perspektywy Maryi. Jej narracja jest odmienna. Jedno i drugie spojrzenie znalazło wyraz w naszych kolędach. W Prologu Ewangelii według św. Jana pamięć o dziewiczym poczęciu przez Maryję i narodzinach Jezusa została przetworzona we wzniosły hymn, ukazujący znaczenie tego, co się wydarzyło. Detale zeszły na dalszy plan, bo wszyscy ludzie przychodzą na świat mniej więcej w jednakowy sposób.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).