Wyobrażasz sobie, jaki to ból? Ja też nie wiedziałam. Pisałam do Basi: „Tak, wiem, że będzie ciężko”. Guzik prawda! nie miałam o tym pojęcia...
Dziewczyny bardzo często doświadczały, że gdy coś nie szło zgodnie z ich wyobrażeniami, gdy wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna, za chwilę otrzymywały o wiele więcej, niż oczekiwały. Pewnego dnia nie dostały zgody na nocleg, na który bardzo liczyły. Z tej przyczyny musiały zmienić swoje plany, pójść inną trasą i w innym czasie. Dzięki temu niespodziewanie trafiły do klasztoru paulinów, którzy nie dosyć, że otwarli przed nimi drzwi i zaserwowali smaczne posiłki, to jeszcze zaproponowali, żeby dziewczyny zregenerowały nadwątlone siły. – Mogłyśmy zostać dzień dłużej, jeden z ojców zaproponował, że zawiezie nas na plażę, żebyśmy mogły przeżyć jeden beztroski dzień na pielgrzymce i po prostu odpocząć. Mało tego, ojcowie zlitowali się nad naszymi zeszmaconymi śpiworami, cienkimi karimatami i butami, które poraniły stopy, i ... kupili nam nowe. Wydawało nam się, że nasze marzenia powinny ograniczyć się jedynie do podstawowych potrzeb. A tu Pan Bóg, który ciągle się nami opiekował, postanowił uchylić nam wielki kawał nieba!
Czasem Pan Bóg posyłał anioły. Tak przynajmniej dziewczyny pomyślały, kiedy już we Włoszech, po niespodziewanej zmianie trasy, na ich drodze stanęło młode małżeństwo. – Wyglądało to tak, jakbyśmy byli umówieni na spotkanie – relacjonują. – Zaprowadzili nas do salki, w której miałyśmy spać, pozwolili u siebie w domu wziąć prysznic i specjalnie dla nas zamówili ogromną pizzę, a potem przedstawili swojej wspólnocie. I w dodatku mogłyśmy rozmawiać z nimi po angielsku, co we Włoszech było rzadkością. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, czy Bóg się o ciebie troszczy, wybierz się na pielgrzymkę.
Wilk i trzy puszki tuńczyka
Pątniczki są przekonane o Bożej interwencji w sytuacjach zagrożenia. – Kilkakrotnie otarłyśmy się o śmierć – twierdzą. – O mało nie zginęłyśmy na autostradzie, w górach albo zagryzione przez psa. Zaatakował nas w miejscowości Gubbio w Apeninach. Wybiegł niespodziewanie z jakiejś posesji i rzucił się na nas. Dzięki Klaudii, znającej trochę zachowania psów, i dzięki kijom, które miałyśmy w rękach, udało się jakoś opanować sytuację. Później przypomniałyśmy sobie, że według legendy to właśnie w Gubbio św. Franciszek obłaskawił wilka... 24 sierpnia, po 57 dniach pieszej wędrówki, trzy studentki uklękły przed grobem św. Piotra.
– Trudno nam było uwierzyć, że to się dzieje – przyznają. – Mamy świadomość, że nie dokonałyśmy tego własnymi siłami. To Pan Bóg się o nas troszczył, odpowiadał na nasze potrzeby, często zanim zdążyłyśmy je wypowiedzieć. Leczył nasze zranione stopy i ambicje, a czasem dosłownie niósł nasze plecaki. To dzięki Niemu zawsze pojawiali się ludzie, którzy przynosili nam dokładnie to, czego nam w danym momencie brakowało. Pewnego razu wypiłyśmy naszą wodę do ostatniej kropelki, w pobliżu żadnego sklepu, a z góry leje się żar. Nagle podjechał samochód, wysiadł z niego miły pan i zaproponował... wodę, której dwie zgrzewki wiózł w bagażniku! Innym razem, kiedy od kilku dni żywiłyśmy się czerstwym pieczywem moczonym w keczupie, jakiś człowiek podarował nam trzy puszki tuńczyka. Akurat tyle zostało mu po podróży do Portugalii...
Na plac św. Piotra dziewczyny wniosły pękatą kopertę, wypełnioną intencjami z całego świata. Były tam ich własne prośby, ważne sprawy dla ich rodzin, ale przede wszystkim intencje wszystkich, którzy prosili ich o modlitwę przed pielgrzymką i gdy spotykali je na szlaku. – Każdego dnia maszerowałyśmy w innych intencjach. Pewnego ranka wyjęłyśmy z koperty prośbę matki o pracę dla syna. Tego dnia szczególnie ciężko się nam szło. Wieczorem Klaudia rozmawiała przez telefon ze swoją mamą. W pewnym momencie padło pytanie, w jakiej intencji dzisiaj pielgrzymowałyśmy. Kiedy Klaudia odpowiedziała, w słuchawce zapadła cisza. Po chwili mama mówi: „To była moja prośba i dzisiaj twój brat dostał pracę...”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).