Wyobrażasz sobie, jaki to ból? Ja też nie wiedziałam. Pisałam do Basi: „Tak, wiem, że będzie ciężko”. Guzik prawda! nie miałam o tym pojęcia...
Okazuje się, że do życia wystarczy nie więcej niż 10 kilogramów dobytku i trochę ludzkiej życzliwości. Basia, Magda i Klaudia z takim bagażem przeszły blisko 1900 kilometrów do Rzymu. – Gdyby to z założenia nie była pielgrzymka, szybko wsiadłabym w najbliższy pociąg do domu – przyznaje Magda, studentka logistyki z Rojcy. – Ewentualnie w samolot do Rzymu – dodaje Basia, spiritus movens całego przedsięwzięcia.
To takie niebezpieczne
O celu wyprawy przypominał dziewczynom prosty, drewniany krzyż, który niosły ze sobą. – Przez niego ludzie w Polsce brali nas często za świadków Jehowy – śmieją się. – Natomiast w Czechach przywitano nas okrzykiem: „Spalimy wam ten krzyż!”... Pielgrzymkę „wymyśliła” Basia, pochodząca z Jastrzębia-Zdroju studentka geografii. Dwa lata temu, będąc tuż po maturze, wędrowała przez 3,5 miesiąca do Santiago de Compostela. Teraz zdecydowała, że czas na Wieczne Miasto. Magda bardzo chciała się dołączyć. Rodzice mieli obiekcje.
– Bardzo się bałam – zwierza się jej mama. – Mówiłam do Basi, kiedy nas odwiedzała: „To takie niebezpieczne! Tyle się widzi zła w telewizji”. A Basia na to: „Nieprawda! Ludzie są dobrzy, tylko media o tym nie mówią...”. W końcu klamka zapadła: idziemy! Do pątniczek dołączyła Klaudia, studentka pielęgniarstwa z Podlasia. Wyruszyły 29 czerwca z Dziadkowskich (woj. mazowieckie). – Najgorsze były pierwsze dwa tygodnie – opowiadają. – Nogi niewyrobione, stopy miękkie, brak mięśni. – Do tego „siadająca” psychika, gdy widziałam, że one jakoś dają radę, a ja się dosłownie toczę za nimi – dopowiada Magda. – Wyobrażasz sobie, jaki to ból całego ciała i duszy? Nie? Ja też nie wiedziałam... Pisałam wcześniej do Basi mejle: „Tak, wiem, że będzie ciężko”. Guzik prawda! Nie miałam o tym najmniejszego pojęcia...
Basia, jako najbardziej zaprawiona w drodze, przygotowała wcześniej spis rzeczy, które trzeba było wziąć do plecaka. Obowiązywał minimalizm. Kto się nie zastosował ściśle do listy, szybko stwierdzał, że nadplanowy bagaż musi gdzieś po drodze zostawić. Niezwykłe, jak człowiekowi niewiele do życia potrzeba. Trzy koszulki, krótkie spodenki, spodnie... Oczywiście w drodze trzeba było robić pranie. Mydłem, w umywalce, nieraz w zimnej wodzie. Następnego dnia ubrania suszyły się, przypięte klamerkami na plecakach. Luksusem było wszystko: prysznic, ciepła woda, łóżko.
Zwykle dziewczynom musiał wystarczyć kawałek podłogi. Byle pod dachem. W ciągu dwóch miesięcy zdarzyło im się spać na balkonie, na biurku, w noclegowni dla bezdomnych, w hotelu czterogwiazdkowym. Jednak najczęściej przygarniały ich zakony, plebanie czy prywatne domy. Wstawały o piątej rano i godzinę później były już w drodze. Przemierzały średnio 40 kilometrów dziennie. Mapami nie dysponowały. Łapały wi-fi na stacjach benzynowych i szły dalej według wskazówek map internetowych i zdane na Bożą opatrzność.
Wielki kawał nieba
A ta nigdy ich nie zawiodła. Choć nieraz ćwiczyła zaufanie pątniczek, stawiając je w sytuacjach podbramkowych i reagując za pięć dwunasta. W takich chwilach dziewczyny szły... na kawę, zostawiając pole do działania Panu Bogu. Tak było na przykład w Austrii, gdzie pątniczki pełne nadziei zapukały do drzwi plebanii, wcześniej poinformowane, że ksiądz będzie na pewno obecny. Ale dom okazał się pusty, a ksiądz nie wrócił ani po południu, ani wieczorem. – W akcie desperacji poszłyśmy na policję – opowiada Basia. – Niestety funkcjonariusz, choć miły, był całkowicie bezradny... Załamane wyszłyśmy z posterunku wprost na deszcz i wiatr. Postanowiłyśmy przenocować w cudzym garażu, oczywiście całkowicie nielegalnie i bez zgody właściciela. Szłyśmy na palcach, bez najmniejszego szmeru, a tu nagle, dosłownie trzy metry przed garażem, otwierają się drzwi jakiegoś domu i miła pani zaprasza nas gestem do siebie. Nakarmiła, przenocowała i uchroniła przed złamaniem prawa...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).