- Duże wrażenie robią na mnie pierwsze gminy chrześcijańskie, w których ludzie żyli jak w rodzinie i byli za siebie odpowiedzialni. Dziś tego brakuje - zauważa Mariusz Mleczak.
Mariusz Mleczak mieszka w Nowym Dworku. Ma żonę Ewę, syna Mateusza i córkę Zosię. Z wykształcenia i zamiłowania jest przyrodnikiem. Na co dzień uczy przyrody i techniki w szkole podstawowej w Gościkowie. W wolnych chwilach bada i kolekcjonuje owady. Jest również członkiem rady parafialnej w parafii pw. św. Anny w Jordanowie oraz uczestnikiem wielu pielgrzymek. – Mówimy o parafii, a nie myślimy o wspólnocie – mówi.
Dawać świadectwo
Mariusz Mleczak angażuje się w pracę w parafii. Bycie w radzie parafialnej to dla niego ważny obowiązek. Jednym z większych przedsięwzięć, którego jest współorganizatorem, jest festyn parafialny. – Organizujemy bezalkoholowy festyn rodzinny. To okazja do bycia razem, do rozmowy, do spotkania ze sobą i z księdzem proboszczem oraz kapłanami, którzy pracowali wcześniej w parafii. To również okazja do wspomnień i pokazywania ciągłości w Kościele – zauważa. Dla M. Mleczaka bycie chrześcijaninem to również wyjście „poza parafię” i dawanie świadectwa „na zewnątrz”. Okazją do takiego działania są pielgrzymki. – Bycie na pielgrzymce to dawanie świadectwa. Pokazanie, że jest to dla nas ważne. To również bycie we wspólnocie, modlitwa, refleksja i rozmowy z ludźmi – zauważa pielgrzym. Mariusz Mleczak był na prawie wszystkich pielgrzymkach papieskich w Polsce. Uczestniczył również w pogrzebie i beatyfikacji ojca świętego Jana Pawła II. Ponadto pielgrzymuje po diecezji. Bierze udział m.in. w pieszej pielgrzymce mężczyzn z Międzyrzecza do Rokitna.
Jedną z ważniejszych dla niego pielgrzymek papieskich była wizyta w 1983 roku na Jasnej Górze. – Pamiętam, że był straszny ścisk, tak dużo było ludzi. To był czas stanu wojennego, należałem wtedy do Ruchu Młodzieży Niezależnej w Gorzowie Wlkp. Były strajki, pobicia, ciągłe kontrole. To była straszna beznadzieja i marazm. Tam, w Częstochowie, byliśmy naprawdę wolni, czuliśmy, że jesteśmy wspólnotą – wspomina pątnik. – Papież powiedział wtedy: „Musicie od siebie wymagać, choćby inni od was nie wymagali”. Te słowa były dla nas niezmiernie ważne. To były słowa nadziei, a ja czułem się wtedy jak w ramionach Ducha Świętego – dodaje. Podobnie było w 1987 roku w Gdańsku, gdzie papież wypowiedział zdanie: „Każdy ma swoje Westerplatte i musi je obronić”. – Odebrałem to bardzo osobiście. Wiedziałem, że to moje zadanie – bronić tych najważniejszych wartości. Do dzisiaj pamiętam te słowa, które były i są dla mnie drogowskazami – mówi Mariusz Mleczak.
Motyle i pasikoniki
Oprócz pielgrzymowania pasją Mariusza Mleczaka jest przyroda. – Zajmuję się naukowo owadami. Od wielu lat badam motyle. Przyrodą interesowałem się od zawsze. Najpierw ptakami, a później owadami. Jest to dla mnie ciekawe, bo ciągle odkrywa się nowe gatunki – mówi przyrodnik. – Będąc w terenie, czytam przyrodę, rozpoznaję gatunki roślin, widzę, jak przyroda jest przekształcona przez człowieka. Zachwycam się pięknem przyrody, którą stworzył Bóg. Bliska jest mi również postać św. Franciszka – dodaje.
Rodzina na pierwszym miejscu
Ponad wszystkimi zainteresowaniami i pasjami jest rodzina, w której od pokoleń pielęgnowało się wiarę. – Moi dziadkowie i rodzice byli bardzo wierzącymi ludźmi. Mój dziadek przed wojną był w radzie parafialnej, a w czasie wojny przechowywał naczynia liturgiczne z kościoła – mówi Mariusz Mleczak. – Z żoną i dziećmi zawsze razem wyjeżdżamy, spacerujemy, czy spędzamy wolny czas. Staramy się wspólnie zasiadać w niedzielę do stołu. Wtedy są rodzinna modlitwa i wspólny posiłek. Oprócz tego utrzymuję dobry kontakt z dalszą rodziną. Z moimi kuzynami często razem pielgrzymujemy i odwiedzamy się. Trzymamy się razem, bo rodzina jest najważniejsza – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.