"Czcigodny ojcze Piotrze. Séleka spaliła kaplicę w Yongoro, a także dom duszpasterski i inne domy we wiosce. Oto nowina z naszego sektora. Pozdrawiam. Katechista A.B." - taka informacja dotarła w niedzielę, 2 lutego, do br. Piotra Michalika, kapucyna pracującego w Boura w RŚA.
"Przeczytawszy to jęknąłem wewnętrznie i zacząłem sobie zadawać pytania: a ludzie? Nic im się nie stało? I jak mogli spalić budynek kryty blachą a nie słomą? Dlaczego to zrobili? W każdym bądź razie to byli ci sami co w piątek złożyli nam nocna wizytę" - pisze zakonnik, w korespondencji z 9 lutego..
"Wiem, że muszę tam pojechać. Cały czas mamy też uchodźców na miejscu. Nadto nie ma klarownych wiadomości na temat przemieszczania się Séleka. Jest duże prawdopodobieństwo napotkania ich na drodze".
Czuć atmosferę grozy
W środę udają się wraz z konwojem MISCA zmierzającym do Garoua Boulaï (Kamerun). "Natychmiast się organizujemy i korzystamy z okazji. Przy okazji wywozimy kolejnych muzułmanów do Kamerunu."
W piątek jadą do Yongoro. "Zatrzymujemy się w Dongue Yoyo (20 km od Bouar). Widzę kilka domów spalonych. Ludzie w ostatniej chwili uciekli do buszu. W wiosce Séleka porzuciła duża ciężarówkę. Zepsuła się. Na szczęście nie spalili jej jak samochodu przed naszym domem. Ludzie z wioski wepchali ja do buszu, tak by z drogi nie była widoczna. Opuszczamy Dongue Yoyo, ostatnią wioskę gdzie spotkaliśmy ludzi. Jeszcze trochę ludzi było widocznych w Vakap. Wszystkie inne wioski – bezludne. Kolejne wioski spalone przez Séleka – Kela Doukou i Yongoro.
W Yongoro (40 km od Bouar) - ani jednej żywej duszy (a wioska jest naprawdę duża). Czuć atmosferę grozy. Myślę, że większość domów jest spalona. Podjeżdżamy pod kaplicę. Widzę spalone domy katechistów. Kaplica nie jest cala zniszczona. Zaczynamy dokładniejsze oględziny.
Zniszczona i spalona jest zakrystia. Musieli użyć lance-roquettes (bazooka czy jak to się zwie). Dach jest rozerwany w tym miejscu na strzępy. Murom tez się oberwało. Są popękane i nawet jeden filar nośny jest złamany w połowie. W zakrystii tlą się jeszcze płody rolne (kukurydza itp.) złożone tam przez ludzi z wioski.
Idziemy do domu duszpasterskiego. Tez nie cały jest zniszczony. Jedno z pomieszczeń zamieniono w magazyn. Tak jak zakrystia dostała z bazooki. Dach rozerwany. Na szczęście mur wydaje się ze wytrzymał to wszystko".
Czuję odór rozkładającego się ciała
Misjonarze docierają do zdewastowanej przychodni. "Tutaj na placu nocowała Séleka. Świadczą o tym śmieci porozrzucane po całym placu (puste puszki po sardynkach, rzeczy zrabowane wcześniej a tu wyrzucone jako niepotrzebne itp.). Jest tez kilka zasuszonych juz kozich skór. Kilka materacy do spania pod drzewem. Tutaj też kolejny samochód odmówił im posłuszeństwa. Tym razem nie zapomnieli go spalić. A przychodnia splądrowana doszczętnie.
Chodzę dokoła. Czuję odór rozkładającego się ciała. Jakiś człowiek z końca wioski boi się zbliżyć. Widzi samochód, nie wie kto jest tu.
Po pewnym czasie ktoś w końcu do nas podchodzi. Jest to André Balakoutou – baptysta. Wyjaśnia co się tutaj działo. To przed jego domem rozbili obozowisko. Za jego domem pogrzebali we wspólnym grobie kilku Séleka rannych w walkach w Bouar a którzy zmarli w drodze.
Gdy zatrzymali się tu, to od razu wystawili straże przy każdej, nawet najmniejszej ścieżce prowadzącej do wioski. I oczywiście strzelali bez ostrzeżenia do każdego kto odważył się zbliżyć do wioski. Zabili 8 osób, które pochowano byle szybciej. To ciało jednego z nich pod kamieniami wydzielało odór, który poczułem wcześniej.
Wracamy. Nie za bardzo nam się chce rozmawiać. Nadal mamy przed oczyma to co widzieliśmy w Yongoro. I pytamy się samych siebie: kiedy na nowo ta wioska zacznie żyć?"
Przypominamy też wcześniejszy tekst z misji o. Piotra: Psy i świnie zjadają ciała zabitych
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.