Co dzieje się w Republice Środkowej Afryki? Prasowe relacje nie zastąpią opowieści naocznych świadków.
Publikujemy listy, jakie otrzymujemy od misjonarzy z obozu w Bouar
Zobacz też:
Brat Piotr Michalik, kapucyn
Przed chwileczka mieliśmy wizytę żołnierzy francuskich z Sangaris. Patrolują miasto. Słyszę hałas na zewnątrz, patrzę przez okno : znowu oni – tym razem inny patrol – 3 samochody (poprzedni – 2 samochody). Schodzę ich zobaczyć….
Pogadałem z «sergent-chef» Laurent. Nie maja łatwej misji. Chodzą po zaminowanym polu. Jeden nierozważny krok i ….. Kwestia Séleka jest jeszcze w miarę klarowna, natomiast jak się wziąć za anty-balaka to już naprawdę skomplikowana sprawa. Ich zryw był jak najbardziej zrozumiały. To co Séleka robiła z ludźmi i całym krajem było czymś, co wołało o pomst1) do nieba. Trzeba było reagować. Tylko ze czasami poszli śladami Séleka : zabójstwa, kradzież, przemoc….
Nadto tutaj w Bouar, jak anty-balaka weszła do miasta, pojawiło się mnóstwo fałszywych anty-balaka, tzn. mlodych z Bouar. Poczuli koniunkturę nosem, wiec znaleźli sobie jakąś pukawkę, jakąś część ubrania (spodnie lub koszule lub bluzę) mniej więcej przypominajacą mundur wojskowy, kilka talizmanów strzegących przed kulą karabinową i mówią, że są anty-balaka. Pytam się: by co robić? Przecież Séleka juz wyjechało ! A na koniec trzeba jeszcze dorzucić zwykłych złodziejaszków, którzy korzystają z bezkrólewia. Samo anty-balaka też nie jest jednorodne : jest grupa generała Ndale, grupa z Boukaya (wioska na drodze do Bozoum) i eks-Faca. A może i jeszcze jakieś inne grupy są ?
Francuzi przyjechali do Bouar zdaje sie w czwartek. Część z nich obozuje przy lotnisku, a główne siły w Camp Leclerc – swoich koszarach wojskowych sprzed 15 lat. Jednym z pierwszych efektów ich obecności było to, że z ulic zniknęli mężczyźni paradujący ze swoja bronią. Jak nożem uciął. Widać też jak powoli wraca do miasta życie: targowiska się na nowo zapełniają, centrum miasta zaczyna tętnić życiem, szkoły, fakt, z opóźnieniem i często tylko częściowo, ale na nowo otwierają swoje podwoje. Jednocześnie Francuzi zaczęli energicznie przeczesywać miasto w poszukiwaniu broni. I znajdują jej sporo i u muzułmanów i u anty-balaka.
Przed chwileczka wróciłem z Yolé (Andrzej od pewnego czasu choruje) i radosna niespodzianka: powitał mnie tu, w St Laurent Lamine, nasz znajomy muzułmanin, u którego kupujemy paliwo i inne rzeczy. Wyszedł w końcu ze swego domu. Mówi, że teraz w mieście jest spokojniej, nikt go nie zaczepiał. Zresztą wczoraj w centrum miasta spotkałem Maliki – rzeźnika. Też jest muzułmaninem. Kupowałem u niego od czasu do czasu mięso. Lamine powiedział mi, że większość muzułmanów już opuściła ich obóz uchodźców zorganizowany przy meczecie. Kamień mi spadł z serca. Chyba jednak naprawdę uniknęliśmy najgorszego. Fakt, sporo muzułmanów chce mimo wszystko wyjechać do Kamerunu. Myślę jednak, że po pewnym czasie (musza dojść do siebie, odpocząć ; tu też wszystko musi się ustabilizować) sporo z nich tu wróci. Ale wielu jest jak Lamine czy Maliki, którzy nie chcą nigdzie wyjeżdzać.
Patrząc na to co Bouar przeżył, to Opatrzność chyba czuwała nad tym miastem. Jeden brat powiedział, że to dzięki modlitwom klarysek, które tu są. Nadto nie do przecenienia były różne inicjatywy Mirka ,a przede wszystkim Platforma Religijna którą powołał do życia, a która pozwalała spotykać się razem muzułmanom, protestantom i katolikom i wspólnie szukać rozwiązań dla naszego miasta. Oczywiście obecność od kilku miesięcy MISCA tez swoje zrobiła.
Nadto i szef lokalnego Séleka i szef lokalnego anty-balaka nie byli twardogłowi. Generał Saïd Souleymane (szef Séleka), mimo że był przebiegłą kanalią, można było z nim pertraktować i trzymał w ryzach swoich żołnierzy. Oszczędzil Bouar najgorszego. General Ndale (szef anty-balaka) w naszym Radiu Siriri mówił. że nie chce by muzułmanie opuszczali Bouar i zachęcał ich do chwytania złodziei, którzy chcą okradać ich domy. Kilka dni temu przybyli tu wysłannicy anty-balaka z innych miejscowości (Bozoum, Baoro czy Carnot). Byli niezadowoleni ze muzułmanie są jeszcze cały czas w Bouar….
Zaczyna być na tyle spokojnie, ze misjonarze odważają się przemieszczać. W zeszły weekend Mirek z Renatą oraz Jacek z Serge’em (nasz przełożony) pojechali na północ, do Bocaranga, Ndim i Ngaoundaye. Mirek z Renata wzięli siostry z Ngaoundaye by tu w Bouar doszły do siebie. Natomiast Jacek z Serge’em zawieźli lekarstwa do ośrodków zdrowia i żywność dla braci. Ale najważniejsze były same odwiedziny i dodanie im otuchy. ,
Tydzień temu Gabończycy z MSCA nas opuścili - pojechali do Baoro. Myśleliśmy, że juz nie będziemy mieli ochrony MISCA, ale 2 dni później przyjechali Kameruńczycy. Jest ich 4.
Sprzątanie po uchodźcach zajęło nam sporo czasu: dom kilka dni, ogród, pole, sad itp. tydzień. I jeszcze jest co robić…
Teraz myślę powoli o tym coś trzeba zacząć robi we wioskach...
Pozdrawiam Was wszystkich.
Piotrek
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).