Listy z obozu w Bouar

Co dzieje się w Republice Środkowej Afryki? Prasowe relacje nie zastąpią opowieści naocznych świadków.

Reklama

Bouar, 20 stycznia 2014

Brat Piotr Michalik, kapucyn

Dziś po raz drugi byłem zablokowany w katedrze. Mieliśmy spotkanie z prefektem i ONZ oraz organizacjami pozarządowymi. Gdy juz mieliśmy w powrotnej drodze wjechać na drogę, na 2 motorach przed nami przejechali eks-Seleka. Strzelali. Do tylu zwrot i jestem świadkiem ogólnej bieganiny. Ludzie chcą schronić się w katedrze. Widzę MISCA która staje na wyznaczonych stanowiskach w pełnej gotowości.

Jak się póżniej dowiedziałem - wczoraj wieczorem generał eks-Seleka Soleymane Saïd eskortował kolumnę złożoną z 7 dużych samochodów pełnych bagaży (łupy ?) i muzułmanów (ich rodziny ?) do Kamerunu. O 23. przybył do granicy i chciał wjechać do Kamerunu. Ponieważ była noc i granica zamknięta, nadto Kameruńczycy już złapali wielu muzułmanów uciekających z RCA,  którzy chcieli wejść do ich kraju z bronią (a wiadomo ze generał był uzbrojony i to nieźle), absolutnie nie chcieli go wpuścić. Zaczęło się od słownej wymiany ognia, skończyło się tak, że przemówiła broń. Efekt: generał 3 innych eks-Seleka zabitych i jeden poważnie ranny. Pewnie chciał to wszystko przepchnąć przez Kamerun bo droga z Bouar na północ jest zbyt niebezpieczna: anty-balaka w Vakap, Bocaranga już też w ich rękach.

Zdaje się że cały konwój został zawrócony i dziś wieczorem widziano (i słyszano, bo strzelali gdzieś blisko naszego domu) chyba ten sam konwój,  który wyruszył na północ – nie maja juz innej możliwości…

Wracając do tych strzałów sprzed katedry. Chyba w ten sposób ogłaszali światu śmierć generała i swoją wściekłość. Zresztą jednego człowieka spotkanego przypadkowo na drodze (nieostrożny widz) zabili, innego ranili… A przecież to Kameruńczycy zabili generała i jego towarzyszy, nie ludzie z RCA …. Ale zrozum ich sposób myślenia…

….

Natomiast tu na miejscu staramy się jakoś wziąć w karb ta fale uchodźców. A nie jest to mała fala bałtycka tylko prawdziwe tsunami. Zliczono ich ponad 10 000 (dziesięć tysięcy) ! Nawet jeśli te liczby być może są deczko przesadzone (podejrzewam że niektóre rodziny są zapisane podwójnie), to tylko niewiele. A w międzyczasie cały czas nowi przybywają.

Kwestia wody - aktualnie stricte racjonowana – tylko do picia, na inne potrzeby muszą szukać w pobliskim potoku lub studniach. Kwestia higieny – sanitariaty i czystość miejsca. Cały czas się przypomina ludziom i jeszcze długo trzeba będzie to robić…. Wychodki są, ale żeby to dzieci (i niestety sporo dorosłych) chciało z nich korzystać…

Kwestia targowiska – dziś rano udało się nam je przenieść przed bramę wjazdowa by uniknać wchodzenia na teren obozu wielu ludzi z miasta którzy tylko potęgowali bałagan. Wielu z nich przychodziło tu by korzystać z okazji, niekiedy w sposób nieuczciwy. Ludzie z obozu zyskali nieco więcej spokoju. Tylko że jak popołudniu gdzieś w pobliżu rozbrzmiała bron, szybko wszyscy ciekli za bramę… Jutro rano znowu spróbujemy od nowa…

Kwestia ochrony zdrowia – mamy juz nasz mały ośrodek zdrowia. Początkowo sam szukałem lekarstw, teraz Merlin (organizacja pozarządowa) dosłała swego pielęgniarza i lekarstwa. Akuszerka tez jest potrzebna. W naszym «męskim klasztorze» urodziło się juz 3-4 dzieci (ostatnie niestety martwe – myślę że to wpływ przeżyć z tych ostatnich dni jego matki). Te które urodziły się żywe maja oczywiście na imię Laurentine (wiem o dwóch dziewczynkach).

Kwestia porządku – od początku była podjęta decyzja: w domu, pod dachem przyjmujemy kobiety i dzieci, mężczyźni i młodzieńcy śpią na świeżym powietrzu. Oczywiście w pierwszych dniach wielu młodzieńców się przemyciło. Dziś się ich wyłapało i wyprosiło. Stanowczo, a czasem nawet bardzo stanowczo. Powod ?

1) Są wśród nich złodzieje (ostatniej nocy ktoś wyłamał jedne drzwi, itp.), a nasz dom w tej chwili jest na oścież otwarty 24h na 24h.

2) Niektórzy przychodzą tu by przespać się z jakąś dziewczyna (takie nagromadzenie pięknych stworzeń i to w jednym miejscu !).

3) Kwestia bezpieczeństwa – MISCA cały czas wyłapuje ludzi, którzy starają się przemycić do obozu białą bron….

Miasto stało się pustynią. Zwłaszcza centrum miasta. Wczoraj poprosiłem naszych Mauretańczyków by pojechali ze mną do centrum bo chciałbym co nieco kupić u nich. Poprosiłem MISCA o eskortę i pojechaliśmy: 2 MISCA, 2 Mauretańczyków i ja. Centrum miasta – normalnie tak ruchliwe i animowane – teraz ani żywej duszy. Dosłownie. Aż człowiek czuł się nieswojo (powiedzieć ze ciarki przebiegały po plecach to przesadzone, ale niewiele). MISCA od razu stanęli po obu stronach samochodu bacznie się rozglądając. Jeden z MISCA – Eryk, nawet gdyby był bez broni, sama swoja postura trzymałby wszystkich o niecnych zamiarach na bezpieczna odległość. Gdzieś tam można było zauważyć jakąś sylwetkę złodzieja przemykającego się miedzy sklepikami.

Pierwszy sklepik – Yayi – juz ograbiony. Wchodzimy. Jakiś mały złodziejaszek spokojnie, nawet nie patrząc na nas zbiera resztki kredy z podłogi. Przez moment myślałem cos z nim zrobić, ale Mauretańczyk mówi mi – zostaw go w spokoju. Jedyne co pozostało na polkach to papier toaletowy, chusteczki higieniczne i serwetki z papieru. Biorę je. Z podłogi zbieram miotły. Niech choć trochę pieniędzy kapnie Yayi. Kolejny sklepik jest Hamdi. Nie ruszyli go. Wchodzimy. Biorę co wydaje mi się przydatne. Biorę tez kilka puszek dla Marka z Wantiguera – prosił o to. Spod towaru wyłażą 2 małe kotki. Przeżyły ten tydzień same. Hamdi dal im trochę jedzenia na następne dni. Spieszymy się, jakoś wszyscy czuja się tu nieswojo i chcemy jak najszybciej opuścić centrum miasta (a propos w sklepiku Yayi eks-Seleka zabila 2 złodziei i trzeciego – dziewczynę – poważnie zraniła). Zamykamy wiec sklepik. Jednak najważniejszych rzeczy nie kupiłem – one są w sklepiku Mahmuda («Malusia»). Jednak on gdzieś zagubił klucze i nie mogliśmy wejść. Umawiamy się na następny dzień – albo znajdzie zapasowe klucze albo wyłamiemy kłódki….

Następnego dnia jednak nie będzie. Tej nocy włamano się do reszty sklepików i wszystko wyniesiono. W Bouar juz nie ma ani jednego sklepiku niesplądrowanego (no może gdzieś tam jakiś jeden się ostał).

Pozdrawiam

Piotrek

PS. Bym zapomniał. Mamy nowego prezydenta ad interim. Jest nim pani Catherine Samba-Penza, burmistrz Bangui. Życzę jej wszystkiego najlepszego i nie zazdroszczę.

«« | « | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama