O Ślązakach, którzy twierdzą, że pomogli im aniołowie, mówi Grzegorz Fels.
Przemysław Kucharczak: Widział Pan swojego Anioła Stróża?
Grzegorz Fels: Myślę, że tak, aczkolwiek nie wiem, czy jeszcze bym go rozpoznał. (śmiech) To było prawie 20 lat temu, na początku sierpnia 1994 roku.
Co się wtedy stało?
Nie traktowałem tego jak jakiegoś spotkania z aniołem. Po prostu byłem nad morzem z żoną i małymi wtedy dziećmi. Na sam koniec postanowiłem jeszcze się wykąpać, choć woda była dość zimna, a fale wysokie. Ale ostatni dzień – trzeba pożegnać się z morzem, nie?
Koniecznie, też bym się pożegnał.
Nawet nie pływałem, podchodziłem sobie do pierwszej fali, skakałem na nią i pozwalałem się nieść do brzegu. W pewnym momencie myślę: „No to ostatni skok, bo już zimno jest”. Skoczyłem, ale się okazało, że prąd morski się zmienił i, zamiast do brzegu, poniosło mnie ku morzu. Nie panikowałem specjalnie, próbowałem się przebić z powrotem, ale byłem już wtedy zmęczony. Myślę: „Kurczę, co tu robić? Jak zacznę machać w stronę plaży, pomyślą, że ich pozdrawiam. A krzyku nie dosłyszą”. Położyłem się więc na wodzie, żeby odpocząć i za chwilę spróbować jeszcze raz. To był błąd, bo mnie zaniosło jeszcze dalej... Już w ogóle ludzi nie rozpoznawałem na brzegu.
Topił się Pan?
Parę razy mnie ściągnęło pod wodę, trochę się jej napiłem. Ręce mnie bolały. Myślę: „Nie ma sensu już walczyć, i tak plaża jest niestrzeżona”. To było we Władysławowie. Więc co? No, żegnam się z życiem. Miałem wtedy 31 lat, byłem początkującym katechetą. Przyszła mi myśl: „Ciekawe, jak tam jest po drugiej stronie... Za jakieś dwie, trzy minuty się przekonam”. (śmiech)
No i co Pan zrobił?
Rachunek sumienia (śmiech). Tak sobie leżę i myślę: „Kurczę, jeszcze raz mnie wciągnie, to już się nie męczę. Przecież na brzegu i tak nikt nie wie, że tonę”. I tylko jeszcze taka myśl mi przemknęła przez głowę: „Panie Boże, jak mnie potrzebujesz, to mnie uratujesz”. To mi dało jakąś nową siłę: „A, jeszcze raz spróbuję się przebić przez tę falę”. Odwracam się, żeby normalnie płynąć, patrzę, a tu się do mnie zbliża jakiś, powiedzmy, młody osobnik. Myślę: „Następny amator zimnej kąpieli”. A on do mnie podpływa i pyta: „Pomóc panu?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.