Choć malutkie Gościno dzieli od Filipin prawie 10 tys. km, wyspiarze z drugiego końca świata dobrze wiedzą, gdzie leży polskie miasteczko. Płynie stąd nieustanna pomoc dla dotkniętych tragedią Filipińczyków.
Tajfun uderzył w Filipiny 8 listopada ubiegłego roku. Choć rejon ten cyklony dotykają stosunkowo często, tym razem żywioł okazał się bezlitosny. Liczba potwierdzonych ofiar śmiertelnych przekroczyła 5 tys. osób, a dodatkowo wiele tysięcy uznawanych jest za zaginione. Największe straty odnotowano w prowincji Leyte w środkowej części Filipin. „Yolanda” uznana została za najsilniejszy tajfun, jaki przeszedł przez ląd.
W epicentrum kataklizmu znalazła się rodzina i przyjaciele mieszkającej od 17 lat w Gościnie Melindy Piznal. Razem z mężem i dziećmi z wielkim niepokojem nadal śledzi wszystkie napływające z Filipin informacje. – Od razu próbowaliśmy się z nimi skontaktować. Na szczęście rodzina Melindy jest cała i zdrowa. Dostaliśmy niedawno informację, że odnalazła się w szpitalu kuzynka, którą dotychczas uznawano za zaginioną – opowiada Zygmunt Piznal. Odetchnęli z ulgą i niemal natychmiast zaczęli organizować zbiórkę pieniędzy wśród swoich znajomych.
Komitet dobrego działania
Z pomocą przyszli mieszkańcy gminy Gościno. – Melinda i Zygmunt od lat są naszymi sąsiadami i przyjaciółmi, więc chcieliśmy im pomóc. Wiedzieliśmy, jak są przybici, wiedzieliśmy też, że sami zbierają pieniądze. Postanowiliśmy, że musimy coś zrobić. Zapytałam kilka osób, czy chcą zadziałać. I tak poszło. Nie było żadnych wątpliwości, że musimy być razem – opowiada Marlena Fidos, pomysłodawczyni stworzenia komitetu społecznego „Pomagamy Filipinom”. Akcja, choć spontaniczna i zrodzona z odruchu serca, nabrała rozmachu. Na ulice ruszyli wolontariusze z puszkami, kwestowano w kościele oraz wyemitowano specjalne cegiełki. Żeby zaprosić do pomagania jak największą liczbę osób, przygotowano także koncert.
– Dostaliśmy zielone światło od władz samorządowych na wszelkie działania związane z akcją, więc zabraliśmy się do pracy. Zaprosiliśmy do udziału w koncercie kilka osób, a potem okazało się, że bardzo wielu artystów z okolicy przychodziło i zgłaszało chęć wystąpienia. Rękodzielnicy poprzynosili swoje wyroby na kiermasz, a ciast było znacznie więcej niż mogliśmy sobie nawet wymarzyć – opowiada z entuzjazmem pani Marlena. Był także film opowiadający o tym, co dzieje się na Filipinach i do kogo kierowana jest pomoc. – Stwierdziliśmy, że nie damy rady pomóc wszystkim, bo to przekracza nasze możliwości. Pomyśleliśmy, że większy oddźwięk przyniesie akcja, którą skierujemy do konkretnych osób, tych, których mieszkańcy gminy poznali już z filmów i zdjęć pana Zygmunta – dodaje Paweł Grążawski z komitetu, zajmujący się m.in. oprawą graficzną całości przedsięwzięcia.
Poznać znaczy pomagać
Mieszkańcy Gościna mieli taką sposobność zaledwie na dwa tygodnie przed przejściem tajfunu. Podczas spotkania w Gminnym Ośrodku Kultury państwo Piznalowie dzielili się bowiem wrażeniami z wizyty na Filipinach. Melinda, Zygmunt i ich córki byli tam pierwszy raz od 17 lat. Po powrocie zaprosili sąsiadów na film, który tam nakręcili, degustację smakołyków przygotowanych przez Melindę i wspólną zabawę z tradycyjnymi filipińskimi śpiewami i tańcami. – Świetnie się bawiliśmy, a za chwilę dostaliśmy informację o tym, co się stało. To spotkanie sprawiło chyba również, że mieszkańcom Gościna ta tragedia stała się bliższa – mówi Zygmunt. – Myślę też, że to, co sami przeżyliśmy – namiastkę żywiołu w postaci „Ksawerego”, orkanu, który przeszedł przez nasz region – też pozwoliło wczuć się w sytuację tego, czego doświadczają ludzie tam, na drugim końcu świata. My nie mieliśmy światła przez dzień czy dwa, tam prądu nie będzie przez kilka miesięcy – dodaje pani Marlena.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Jałmużnik Papieski pojechał z pomocą na Ukrainę dziewiąty raz od wybuchu wojny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.