Nie jestem kanarkiem

Przeżył pobyt w obozach Auschwitz i Dachau. Potem do końca poświęcił się misjom; ponad 60 lat posługiwał na terenach obecnej Zambii. Ruszamy po śladach kard. Adama Kozłowieckiego.

Reklama

Kasisi. Miejsce pierwszego pobytu ks. Adama. Blisko stuletnia jezuicka misja to dziś wielki kompleks ewangelizacyjny, gdzie obok siebie działają sierociniec, kilka szkół dla dzieci i młodzieży, ośrodek formacyjny i duszpasterskie centrum oraz parafia. Jak wyglądało to miejsce, gdy stanął tu przed 67 laty ks. Kozłowiecki?

Dzięki... Stalinowi?

– Przybyłam tutaj kilka lat przed ojcem Adamem. Trafiłam tu z mamą i rodzeństwem prosto z Syberii, dokąd nas zesłano w 1940 r. spod Tarnopola. Dlatego powtarzam, że moje powołanie zawdzięczam Stalinowi – uśmiecha się s. Jolanta, służebniczka starowiejska, pracująca w sierocińcu w Kasisi. – Jako rodziny żołnierzy z armii Andersa zostaliśmy ulokowani na angielskich terenach kolonialnych. Tutaj, patrząc na pracę sióstr pomagających emigrantom, postanowiłam zostać jedną z nich. Do Kasisi przybyłam pod koniec wojny jako nowicjuszka. Od tamtego czasu opiekuję się naszymi skarbami w sierocińcu – dodaje siostra.

Aż trudno uwierzyć, że najstarsza siostra opiekuje się w domu dziecka najstarszymi chłopcami, tymi zbuntowanymi, którzy „wiedzą wszystko lepiej“ i już uważają się za dorosłych. Spotykamy ją, gdy dwóch nastolatków prowadzi ją pod rękę, żywo z nią dyskutując w jednym z tutejszych języków. – Gdy ks. Adam przybył tutaj, od razu uczył się rdzennych języków. Patrzyłam, jak od pierwszych dni pobytu chodził między domami w okolicznej wiosce i próbował rozmawiać z jej mieszkańcami. On miał jezuickie książki, z których się uczył tego języka. Poprosiłam więc i ja siostrę przełożoną, abym także mogła się uczyć. Dostałam odpowiedź: „A co? Siostra zamierza spowiedzi słuchać? Najpierw trzeba dzieci dopilnować, potem języka się uczyć”. Nie dałam za wygraną. Przebywając z wychowankami, powoli, jak ks. Kozłowiecki, uczyłam się języka. Jako pierwszej nauczyłam się modlitwy przed jedzeniem, którą dzieci znały doskonale – opowiada s. Jolanta.

Menedżer potrzebujących

Niewątpliwie, umiłowanym miejscem ks. kard. A. Kozłowieckiego była misja w Chingombe, gdzie chciał być nawet pochowany. Jednak pierwszą placówką, w której rozpoczął misyjne dzieło, były szkoły w Kasisi. – Po przybyciu został, jakby dziś powiedzieć, menedżerem kilku szkół w samej misji oraz kilku okolicznych placówek. Wtedy były to szkoły podstawowe, w których uczono fundamentalnych rzeczy: pisać i czytać w języku angielskim, matematyki i innych elementarnych przedmiotów. Zadaniem ks. Kozłowieckiego było zbieranie personelu, szkolenie nauczycieli oraz dbanie o same budynki i plan edukacji. To pierwsze misyjne zadanie, troska o edukację, odbiło się na całej późniejszej jego działalności. Nawet już jako arcybiskup wciąż podkreślał, że poza przekazem wiary jednym z najważniejszych zadań misjonarza jest praca nad edukacją Afrykańczyków – opowiada ks. Władysław Kondrat SJ, pracujący obecnie na misji w Kasisi.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7