Ksiądz jest w parafii drogowskazem do Pana Boga, i to jest jego kosmiczna odpowiedzialność. Rozmowa z ks. Józefem Krawcem, kapelanem zakładów karnych w Strzelcach Opolskich.
Andrzej Kerner: Czy kiedy papież Franciszek zaczął mówić, że Kościół powinien wychodzić na peryferie, myślał Ksiądz o sobie i swojej pracy?
Ks. Józef Krawiec: Chyba nie myślałem. Odkrywam sposób myślenia papieża i mogę powiedzieć, że na początku bardzo ucieszyłem się z wyboru imienia. Kiedyś św. Franciszek też się w moim życiu pojawił i był kimś bardzo ważnym. Pamiętam nawet, jak w kościele św. Klary w Asyżu przed krzyżem, z którego Pan Jezus przemówił do św. Franciszka, chciałem zrobić zdjęcie. Wszędzie napisy: no camera, no photo, a ja kombinowałem jak koń pod górkę, żeby mieć ten krzyż na własnym zdjęciu, nie pocztówkę. Potem w ferworze walki św. Franciszek mi trochę uciekł i wybór imienia przez nowego papieża znów mi go przypomniał.
Ksiądz żyje w jednym domu z byłymi więźniami, bezdomnymi. Od kilkunastu lat „na peryferiach”…
Świadomości bycia na peryferiach nie mam. Trochę lat w tym siedzę, więc dla mnie to jest normalny sposób bycia. To zresztą nie są do końca takie peryferie, bo wiadomo, że peryferie są słowem zastępczym dla marginesu. Nie jestem aż na takim marginesie. Nie mam wątpliwości, że jestem w „Barce” czy w kryminale, bo taki jest pomysł Pana Boga. Ja sobie tego nie wymyśliłem.
Czy lata takiego życia coś w Księdzu zmieniły?
Dla mnie w Ewangelii ważna jest scena, kiedy Jezus spotyka tę prostytutkę i mówi: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Kontakt z ludźmi w „Barce” czy tu, w więzieniu, sprawia, że jestem bardziej powściągliwy w osądzaniu. Wydaje mi się, że doświadczenie życiowe sprawiło, że słowa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” rozgościły się we mnie. Mógłbym tu, w kryminale, skoncentrować się na śledzeniu akt, na zaczytywaniu się w grzechach ludzi. Ale Pan Jezus przysłał mnie tu nie po to, żebym sądził, ale wskazywał drogę. A może bardziej po to, żeby prowokować?
Pamiętam, jak nasz profesor, zmarły niedawno ks. Kijowski, mówił nam na zajęciach z filozofii: nie jesteś w stanie za nikogo uwierzyć, ale możesz postawić kilka pytań, wobec których on stanie i będzie sprowokowany, by na nie odpowiedzieć. Wejście w te peryferie pokazało mi coś, czego do tej pory nie znałem. Pan Bóg mi dał taką rodzinę, że wszystko było jak poezja. Dla mnie więzienie, bezdomność to była zupełna abstrakcja. Na początku wszystkiemu się tu dziwiłem. Na przykład to, że człowiek wychodzi z więzienia i nie ma dokąd pójść, było dla mnie nie do pojęcia. Wszyscy ludzie, których znałem, nawet ci co o 22 wychodzili z knajpy, mieli swój azymut, mieli gdzie iść.
Czy ludzie z peryferii, nisko w społecznej hierarchii, pogardzani, są bardziej otwarci na przesłanie Jezusa, na Dobrą Nowinę?
Kto używa kwantyfikatora ogólnego, powinien być rozstrzelany bez sądu, mawiał znakomity felietonista Kisiel. Im bardziej się wchodzi w człowieka, tym bardziej się widzi jego złożoność. Ilu ja znam ludzi tak naprawdę, skoro siebie znam ledwo co? Z całą pewnością znam ludzi, którzy tutaj w więzieniu przeżyli nawrócenie. Zachwycają mnie. Na przykład Andrzej, który kiedyś szedł do Ziemi Świętej, teraz idzie do Mariazell. Marcin, który był tu kaplicowym, dzisiaj codziennie ze swoją żoną chodzi na Mszę św. Wiem też o takich, którzy wyszli z kryminału i wrócili do niego…
A wydawało się, że ci to już nigdy…
Też, tacy też. To sanktuarium ludzkiego serca, w które trudno wniknąć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).