W Paragwaju oficjalnie mieszka niemal 7 milionów ludzi. Dodatkowe rzesze niezarejestrowanych nigdzie osób żyją w asentamientos, czyli tamtejszych slumsach. A w całym kraju aktywnych zawodowo jest... 90 anestezjologów.
Kilkoro lekarzy związanych z Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym w Jastrzębiu-Zdroju oraz ich kapelan raz do roku lecą do Paragwaju. Tam pomagają najuboższym, pozbawionym dostępu do służby medycznej. – Wszystko zaczęło się od wizyty mojego kolegi – franciszkanina o. Grzegorza. Wiedział, że jestem kapelanem w szpitalu i dlatego poprosił mnie o pomoc. Powiedział, że potrzebuje lekarzy. Nie byłem przekonany, czy ktokolwiek się zgodzi polecieć, ale spytałem dr. Tomasza Pohabę. Jego entuzjastyczna reakcja zaskoczyła mnie – wspomina ks. Wojciech Grzesiak, kapelan w WSS nr 2.
Śmierć w rynsztoku
I tak trójka lekarzy i ksiądz, zaopatrzeni w kilkaset kilogramów leków i opatrunków, znaleźli się w samolocie. – Naszą misję pomogli nam zorganizować ojcowie franciszkanie i siostry elżbietanki, które posługują tam, na miejscu. Mimo to, mieszkańcy byli początkowo dość nieufni. Trzeba ich zrozumieć. Dla nas, Europejczyków, slumsy oznaczają biedę. Tak naprawdę nie ona im najbardziej doskwiera. Gorsze jest wykluczenie. Ludźmi, którzy tam żyją, nie interesuje się nikt. Są porywani, zastraszani, ale nie mają się do kogo zwrócić o pomoc. Oficjalnie ich nie ma, nie mają dowodów tożsamości, ubezpieczeń, nie są nigdzie rejestrowani – tłumaczy ks. Wojciech. – Dlatego kiedy pojawia się ktoś obcy, od razu podejrzewają najgorsze. Ale kiedy już się do człowieka przekonają, podzielą się ostatnią kromką chleba.
Lekarze, którzy uczestniczyli w trzech dotychczasowych misjach, przyznają, że początkowo towarzyszył im zachwyt przyrodą. Piękną czerwoną ziemią. A później przyszedł czas na obserwacje. Wtedy poznali wiele przerażających historii. „Chwila intensywnego deszczu i miasto staje się nieprzejezdne, olbrzymie fale spłukują wszystko, co znajdą na swojej drodze. Łącznie z pieszymi” – piszą na blogu, na którym umieszczali relacje z podróży. „Potem była przejażdżka zalanymi (jak rzeki) ulicami Asunción [stolicy Paragwaju – przyp. red.]. Grzesiu [franciszkanin opiekujący się grupą – przyp. red.] opowiadał, że jest to czas wielu wypadków drogowych z udziałem pieszych, ponieważ ludzie wysiadający z autobusów wpadają do rynsztoków wypełnionych mnóstwem wody o bardzo silnym prądzie i zostają normalnie »porywani« przez fale, co kończy się podtopieniem bądź licznymi urazami czaszki”.
Duży nie zbada małego
Lekarze, którzy udali się do Paragwaju, razem z posługującymi tam zakonnikami i zakonnicami wspólnie wypracowali model pomocy: jeden lekarz internista przyjmuje w ośrodku, a drugi zabiera przenośne EKG i „jedzie w krzaki”. Oprócz tego mobilnie przyjmuje pacjentów pediatra. – W tym roku podczas misji nie było z nami pediatry. Indianie nie mogli pojąć, dlaczego internista nie czuje się kompetentny, by badać dzieci. Szczególnie upodobali sobie naszego kolegę, który jest dość wysoki i potężny. Chodzili za nim i pytali: „Jesteś taki duży i dużego umiesz zbadać, a małego człowieka to już nie?” – opowiada kapelan. Na miejscu okazało się, że mieszkańcy potrzebują nie tylko pomocy medycznej, ale także edukacji. Bo dla nich nie jest oczywiste, że trzeba dbać o swoją higienę, że myje się ręce przed posiłkiem. Nie wiedzą, jak pielęgnować chorych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.