Z ks. Piotrem Szydełko, pochodzącym z Milicza członkiem jednego z najstarszych w Kościele zakonów, korzeniami sięgającego starożytności i spuścizny św. Augustyna z Hippony, a niegdyś obecnego między innymi na... szczycie Ślęży, rozmawia Joanna Wietrzyńska.
Joanna Wietrzyńska: Ponad 7 lat temu wstąpił Ksiądz do kanoników regularnych. Jest to wspólnota dość niezwykła...
Ks. Piotr Szydełko: Tak, jest wyjątkowa, nie tylko dlatego, że nosimy papieską sutannę. Mamy przebogatą historię. Pierwsze wspólnoty, do których się odwołujemy, zaczęły powstawać u schyłku starożytności, na przełomie wieków IV i V. Jedna z nich była związana z klasztorem założonym przez św. Augustyna w Hipponie. Żyjący tam kapłani pod przewodnictwem biskupa starali się połączyć sposób życia mnichów z gorliwością apostolską księży diecezjalnych. Próba okazała się udana. Do tradycji tej właśnie wspólnoty odwołują się wszystkie kongregacje kanoników regularnych. Dlatego też większość świętych wywodzących się z naszego zakonu, a jest ich ponad 120, to biskupi, którzy zakładali wspólnoty kanoników. Warto wspomnieć, że z Zakonu Kanoników Regularnych wywodzi się 12 papieży.
W okresie największego rozkwitu nasza wspólnota posiadała 2,5 tys. klasztorów na świecie. Mieliśmy klasztory na Dolnym Śląsku – we Wrocławiu (przy kościele pw. NMP na Piasku), w Kłodzku oraz na Ślęży. Dzisiaj w polskiej prowincji jest nas ok. 60 zakonników, a na świecie ponad 300.
Gdy przyjechał Ksiądz do swojej rodzinnej miejscowości – Milicza – zaraz po święceniach kapłańskich, wielu mieszkańców zastanawiało się, dlaczego nosi Ksiądz papieski strój?
Chciałbym uspokoić, że nie jestem przebierańcem ani antypapieżem, jak mnie określił jeden z mieszkańców Milicza, ale katolickim księdzem, ważnie wyświęconym przez biskupa posiadającego sukcesję apostolską. Historia głosi, że kiedy jeden z kanoników został papieżem, wprowadził nasz strój zakonny do ubioru następcy św. Piotra – a więc to nie my nosimy sutannę papieską, ale ojciec święty nosi sutannę kanoników regularnych. O białym kolorze zdecydowały względy praktyczne, ponieważ początki naszej wspólnoty należy lokalizować w Afryce, gdzie noszenie czarnej sutanny byłoby po prostu uciążliwe. Oprócz tego mamy także mucet – pelerynkę z małym kapturkiem, której używamy do czynności liturgicznych.
Być jednocześnie zakonnikiem i księdzem... Skąd taki pomysł?
To oczywiście pomysł samego Pana Boga. Liceum, matura, nowicjat, seminarium, kapłaństwo... Wiele tu było znaków oraz działań Boga, które pozwoliły mi usłyszeć: „Tak, Piotrze, to właśnie ty pójdź za Mną”. W tych słowach dostrzegam program swojego życia: „Piotrze, nawróć się, nie skupiaj się tylko na czubku swojego nosa, ale wyjdź obiema nogami poza swój mały świat i pomóż Mi nieść ludziom sens życia”. Właściwie to przyznam szczerze, że całe moje życie to jedno wielkie doświadczenie Jego prowadzenia. Bóg, który mówi mi, że chce się dać poznać... Staram się szukać śladów, które zostawił, zebrać je i poukładać. Przypadki? Nie, nie znam czegoś takiego.
Dlaczego wybór padł właśnie na krakowską wspólnotę kanoników regularnych?
Na moje życie duży wpływ miała lektura „Wyznań” duchowego założyciela naszego zakonu, św. Augustyna. Ideał życia wspólnotowego zawsze był mi bliski, wyniosłem go z domu rodzinnego, a następnie doświadczałem w rodzinnej parafii i wspólnocie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Kanonicy regularni, naśladując św. Augustyna, pragną realizować ideał życia wspólnego, który był charakterystyczny dla pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Z pewnością ważne było dla mnie także piękno liturgii, o które kanonicy starają się szczególnie dbać. Nie mamy jednego, sprecyzowanego celu działania. Słyniemy z dużej elastyczności, podejmując pracę duszpasterską zgodnie z aktualnymi potrzebami Kościoła. Głosimy wszystkim i wszędzie, na wszelkie sposoby, Boga. Najtrudniejsze były dla mnie pierwsze tygodnie nowicjatu. Wszystko okazało się inne niż dotychczas w Miliczu. Średniowieczny klasztor pamiętający wielkich królów, setki zakonników... Na szczęście był mur – ten wokół naszej bazyliki i klasztoru. Mur, który motywował i mobilizował, aby poszukiwać tu – w klasztorze, w sobie – odpowiedzi na pytanie, kim jestem i kim jest dla mnie Bóg. I chyba się udało, znalazłem odpowiedź, skoro jestem księdzem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).